Rozdział 8 - Alexander

658 38 17
                                    

Alexander

Ona jest cudowna. Uwielbiam to jak się uśmiecha, a jeszcze bardziej gdy robi to z mojego powodu. Chciałbym móc widzieć ją częściej i nie mieszkać od niej tak daleko...

Dzisiaj umówiłem się z Leonem, bo tak jak przyjaciółka Sally, chciał poznać wszystkie szczegóły naszego spotkania. Ta dwójka chyba przeżywa to bardziej niż my.

Na początku ustaliliśmy, że pójdziemy do baru, ale nie mamy w planie tylko jednego piwa, więc dla bezpieczeństwa Leo przyjedzie do mnie i zostanie na noc.

Dla niektórych może się to wydawać dziwne, ale znamy się od dzieciaka i w tamtym okresie nocowaliśmy u siebie przynajmniej raz w tygodniu. No i cóż, tak już pozostało.

Czasami mam wrażenie, że jesteśmy gorsi niż baby, bo jak już zaczniemy rozmawiać, to potrafimy całą noc siedzieć i śmiać się z głupot. Tylko przy nim czuję się na tyle komfortowo, dla innych jestem raczej chłodny, ale co mam na to poradzić?

Wiem, że Sally jest kolejną osobą, przy której mogę się otworzyć, w końcu zna mnie od tylu lat i widziała już każdą moją twarz. Czy się zmieniłem? Sam nie wiem. Przy niej czuję się tak jak dawniej, i może taki właśnie wtedy jestem.

Ogarniam mniej więcej salon, ale nie zajmuje mi to więcej niż pięć minut, bo zawsze staram się mieć wszystko poukładane. Jedyne rzeczy, jakie muszę posprzątać to zabawki Tobiego, bo mały ma ich mnóstwo, a ja i tak ciągle mu jakieś dokupuję, gdy zobaczę coś fajnego w sklepie.

Schowałem jego zabawki do pudełka i usiadłem na szarej kanapie, szukając jakiegoś filmu dla zabicia czasu na moim czterdziesto pięcio calowym telewizorze.

Mój salon był cały w trzech kolorach. Biały, szary, czarny. Kanapa na której siedziałem znajdowała się na środku, na ścianie wisiał telewizor, w który właśnie patrzyłem, a pomiędzy znajdował się mały stolik kawowy.

Po bokach telewizora do pokoju wpadało światło przez wielkie na całą ścianę okna, które zajmowały również całą przestrzeń na sąsiednich ścianach.

Za mną był jeszcze stół i krzesła, które służyły za jadalnię. Dalej była kuchnia z czarnymi lśniącymi szafkami, obok moja sypialnia z wielką białą szafą wypełnioną lustrami, a kolejne drzwi wyznaczały łazienkę.

Mieszkałem w penthousie, niedaleko mojej firmy, którą mogłem zobaczyć wychodząc na taras. Moje mieszkanie jako jedyne było dwupiętrowe, przez co miałem jeszcze strych, który tak naprawdę nim nie jest, ale jest to jeden pokój, w którym są wszystkie graty i pudła. I to pudło, które od dziesięciu lat trzymało w sobie kartkę, którą mam teraz za etui w telefonie.

Nie jestem bogaty, moi rodzice wiele mi pomogli, między innymi zafundowali mi to mieszkanie, za zdane studia i to z wyróżnieniem. Chociaż kujonem też nie jestem, ale lubię to co robię.

Nie mówię też, że nie zarabiam dobrze, bo wcale nie narzekam, ale nie lubię obnosić się z tym ile mam pieniędzy i żyję raczej normalnie. RACZEJ, bo nie każdy w wieku dwudziestu pięciu lat mieszka w penthousie, w którym właśnie rozlega się dzwonek do drzwi.

Otwieram Leonowi, chociaż gdyby drzwi nie były zamknięte na klucz, to już dawno wszedłby jak do siebie i wyjął sobie piwo z lodówki. On chyba u siebie w domu nie czuje się tak swobodnie jak u mnie.

Wchodzi do środka jak zwykle zmęczony, bo po jego ostatnim „wypadku" w windzie już nie chce nią jeździć. Wracał kiedyś ode mnie w lekkim, tak, bardzo lekkim, stanie upojenia i przez dziesięć minut próbował otworzyć drzwi od klatki, które tak naprawdę były drzwiami od mieszkania sąsiadki.

Jeśli jeszcze kiedyśWhere stories live. Discover now