Rozdział 4 - Sally

942 72 53
                                    

Sally

Otwieram drzwi i rozglądam się po pomieszczeniu z nadzieją, że tam jest.

Wnętrze pozostało praktycznie takie samo jak za tamtym czasów, nie licząc nowych krzeseł, które zapewne na przestrzeni lat zostały całkiem zniszczone, i odnowionych ścian, jednakże w takim samym kolorze.

Czuję jakbym cofnęła się w czasie. Jakbym znów miała piętnaście lat i przyszła po szkole na ciasto z przyjaciółkami. Z Alexandrem na randkę...

Szukam go wzrokiem i gdy jestem pewna, że go nie ma, obracam się i widzę samotnego mężczyznę siedzącego przy oknie. Opiera się o stolik i patrzy na mnie zmęczonym wzrokiem, a w jego oczach widzę iskierki.

Stoję jak wryta i patrzę na niego w osłupieniu. Nie wierzę, że przyszedł. Nie wierzę, że to on, ale nie może to być nikt inny.

Patrzy na mnie tym samym wzrokiem jak dziesięć lat temu, gdy przychodziłam na spotkanie, a następnie się uśmiechał i czule mnie obejmował.

I właśnie w tym momencie robi to samo, wstaje, uśmiecha się i podchodzi do mnie, a następnie bierze mnie w ramiona i mocno ściska. Pierwsze łzy zaczynają płynąć spod moich zamkniętych powiek.

Stoimy koło wejścia, trzymając się w ramionach, a czas jakby się zatrzymał. Ja bez pohamowań zaczynam szlochać, ale pierwszy raz od dawna są to łzy szczęścia, a nie rozpaczy.

Zaciągam się jego zapachem, drogich męskich perfum oraz cynamonu i kawy. Cieszę się, że nie czuję zapachu papierosów, nie lubię gdy mężczyzna pali.

Nie potrafię się od niego oderwać, boję się co będzie dalej. Tyle czekałam na ten moment, ale gdy w końcu nadszedł, nie wiem co mam zrobić ani co powiedzieć. Na szczęście on odsuwa się pierwszy, patrzy mi w oczy i mówi:

- Myślałem, że już nie przyjedziesz. Właśnie się zbierałem do domu.

Również spoglądam w jego oczy, nie płacze tak jak ja, ale są nieco bardziej wilgotne i zielono-brązowe.

- Wiem, spóźniłam się, przepraszam - Każde kolejne słowo ledwo przechodzi mi przez gardło - Zaspałam, potem był wypadek... Nie planowałam tego - Tłumaczę rozpaczliwie.

- Hej, nie przejmuj się. Najważniejsze, że się udało i znów się widzimy.

- Tak, masz rację.

- Siądziemy? - Dotknął ręką moich pleców i poprowadził mnie do stolika. Odsunął mi krzesło i wspólnie oparliśmy na krzesła. - To co zawsze? - Spojrzał na mnie wymownie, uśmiechając się.

- T..tak, jeśli nadal pamiętasz - zaśmiałam się przez łzy, które przestały płynąć.

Kelnerka widząc, że weszła nowa osoba, podeszła do naszego stolika.

- Dzień dobry, coś podać? - zapytała z uśmiechem, wpatrując się we mnie z zaciekawieniem.

- Poprosimy dwa razy ciasto marchewkowe i dwie latte machiato. - A więc pamiętał, co zamówiliśmy na naszym pierwszym i każdym następnym spotkaniu. Uwielbiam ciasto marchewkowe, ale gdy usłyszałam o nim po raz pierwszy byłam pewna, że będzie ohydne.

Gdy kelnerka odeszła, poczułam się bardzo niezręcznie. O czym mielibyśmy rozmawiać? Jesteśmy całkiem innymi ludźmi, niż byliśmy wtedy. Aby nie trwać w ciszy, postanowiłam się odezwać.

- Dziękuję, że pamiętałeś i postanowiłeś przyjechać, wiele to dla mnie znaczy.

- Tak właściwie, to nie pamiętałem - Zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem. - Gdyby nie karteczka, którą znalazłem dwa miesiące temu, prawdopodobnie by mnie tu nie było. Chyba, że jakimś sposobem bym sobie przypomniał. Musisz podziękować mojemu psu!

Jeśli jeszcze kiedyśWhere stories live. Discover now