7.

598 61 175
                                    



Minął miesiąc. Cztery długie tygodnie, w których trakcie Draco Malfoy musiał przyznać, chociaż przyszło mu to z niemałym trudem, że jego świat, ten zwyczajny, codzienny, zaczął się zmieniać.

Gdyby ktoś mu powiedział jeszcze kilka tygodni temu, że coś takiego będzie miało miejsce, nie uwierzyłby. Bo niby dlaczego miałby? Od kilku lat wszystko było takie same. Ciche i spokojne. Wiódł życie bez fajerwerków, czego dawniej sobie nie wyobrażał. W czasach szkolnych, do czasu szóstego roku, którego wspominać nie lubił, ciągle potrzebował niezdrowych fascynacji i punktów zapalnych. Potter nadawał się do tego idealnie. Ale to była przeszłość. Dawne lata, o których zdołał już prawie zapomnieć. Czasem do niego wracały w formie zamglonych wspomnień. Na szczęście niezbyt często.

A teraz wszystko pięknie wibrowało nowością.

Oczekiwaniem.

Zaangażowaniem.

Wstawał codziennie o tej samej porze. Tak samo robił sobie śniadanie. Pił czarną kawę. Brał szybki prysznic, ubierał się i wychodził z domu.

I w zasadzie nic wielkiego się nie zmieniło. Tylko małe szczegóły.

Gdy się budził, to nie podnosił się od razu. Lubił przez chwilę pomyśleć o tym, czy Granger też już wstała. Potem, przy śniadaniu, zastanawiał się, czy przemogła się do gotowania, czy jak zwykle jadła słodkie płatki z mlekiem. Przed wyjściem spoglądał z kolei na kalendarz zawieszony w kuchni, na którym zaznaczał dni ich planowanego, kolejnego spotkania.

Zawsze ustalali te daty z odpowiednim wyprzedzeniem, z uwagi na jego grafik w aptece. W ciągu najbliższych czterech dni niczego nie zaplanowali. Draco coś tknęło. Wcześniej częściej się widywali. Spojrzał ponownie na świecące się, zakreślone piórem okienka. Poczuł dziwną pustkę.

Musiał przyznać, że nic między nimi jeszcze się nie wydarzyło. I sam nie wiedział, czy to dobrze, czy raczej źle. Nawet tych spotkań, jak je zwykł nazywać, nie określiłby jeszcze mianem randek. Zdecydowanie to nie były randki. Gdyby były, na pewno inaczej by wyglądały.

Za każdym razem dużo rozmawiali, czasem coś jedli. Raczej się nie dotykali. Poza tymi chwilami, kiedy pomagał jej włożyć płaszcz lub podawał rękę, gdy podnosiła się z ławki.

Za mało. Ten dystans go martwił.

Nigdy jeszcze nie zaprosiła go domu. Podejrzewał, że chodziło o jej rodziców, ale nie powinna się obawiać. Przecież umiał się zachować. Nie dostałby nagle napadu szału, a na jego twarzy nie wykwitłby grymas pogardy na ich widok. Był o tym przekonany. Dorósł. Zmądrzał. Zdjął z nosa okulary, które kazały mu patrzeć na świat w konkretny sposób.

Teraz mógł widzieć świat takim, jaki chciał.

W zasadzie to myślał o tym, aby zaprosić ją do siebie, ale takie zaproszenie miało wiele znaczeń. Takich, od których robiło mu się zdecydowanie goręcej. Nie wiedział jednak, czy Hermiona byłaby na taki ruch gotowa. Na jakikolwiek ruch z nim związany.

Czy mieli być kimś w stylu przyjaciół?

Nie mógłby się z tym pogodzić. Nie, gdy w nocy nawiedzały go zupełnie inne obrazy.

Nagie i gorące.

Postanowił teraz sobie tym głowy nie zaprzątać, chociaż z dnia na dzień stawało się to coraz trudniejszym zadaniem.

Bo jak miał nie myśleć o kimś, kto ciągle, wkradał się do jego codzienności?

***

Ti Amo 🍓💚|| Dramione. (Zakończone)Where stories live. Discover now