11.

455 36 118
                                    



Draco Malfoy nie był masochistą. W swoim dotychczasowym życiu unikał rzeczy i czynności, które nie mogłyby mu przynieść żadnej satysfakcji. Nie lubił również robić czegokolwiek wbrew sobie. Chciał względnie świętego spokoju. Żadnych fajerwerków. Przyjmował to, co znane i nie budzące wątpliwości.

Przez całe swoje życie, a przynajmniej od momentu, gdy mógł sam o sobie decydować, podejmował decyzje podyktowane głównie własnym dobrem. W mniejszym lub większym stopniu. Rozumianym w sposób dość osobliwy, nieco egoistyczny. I w zasadzie sprowadzało się to zawsze do tego, że robił tylko to, na co miał ochotę, a co jednocześnie nie mogło mu zaszkodzić i przynieść negatywnych skutków w każdej płaszczyźnie. W ten właśnie sposób wybrał zawód, mieszkanie oraz ubranie, które miał na siebie włożyć każdego dnia. Żadnego przymusu. Żadnych sugestii ludzi, którzy mogliby wpłynąć na jego decyzje.

Nawet własnej zabronił matce wtrącania się w jego osobiste sprawy, chociaż wielokrotnie miała na to ogromną ochotę. Uważał, że nie powinna mieć zbyt wiele do powiedzenia w jego życiu. Z nią było już tak, że albo chciała decydować o wszystkim, albo o niczym. I Draco został zmuszony do postawienia jej wyraźnych, nieprzekraczalnych granic. Nie wiedział, dlaczego był w stosunku do niej tak surowy. Podświadomie obawiał się tego, że mogłaby zacząć nim sterować, dokładnie tak, jak to miało miejsce w jego dzieciństwie. Po latach dotarło do niego, że bezwiednie powtarzał to, o czym mówiło się w ich domu. Skoro rodzice powtarzali do znudzenia, że szlamy to gówno, a śmierciożercy czyste złoto, robił to samo. Byli dla niego wtedy całym światem, nie mogli się przecież mylić. Wątpienie w nich było niezwykle trudne, dlatego nawet nie próbował. A teraz mógł jedynie żałować tego beznadziejnego, wieloletniego, przynoszącego całą masę złych skutków zaślepienia.

Wiele się nauczył, popełniając błędy w przeszłości i nie zamierzał ich powtarzać obecnie. Wolał słuchać własnego sumienia, które jak do tej pory, całkiem nieźle go prowadziło. Doprowadziło go przecież do Hermiony.

Głęboko westchnął.

Tak wiele się zmieniło.

Hermiona te zmiany wymusiła, a on na to bez wahania pozwolił.

Kobieta o chmurnym spojrzeniu z włosami sięgającymi prawie pasa sprawiła, że musiał przemyśleć wszystko, co było jego bezpieczną i znajomą codziennością.

Hermiona wkaradała się do jego myśli zawsze nagle i niepostrzeżenie. Czasem nawet nie chciał akurat myśleć o niej, a mimo wszystko zjawiała się w jego podświadomości razem ze swoim uśmiechem.

Miękkimi włosami, których lubił dotykać.

Dźwięcznym śmiechem, który lubił odtwarzać w swojej głowie, gdy dopadało go choćby drobne niepowodzenie.

Wizja spotkania z nią po kilku dniach wypełnionych wyłącznie pracą i samotnością wydawała się kusząca, gdyby oczywiście nie była powiązana z koniecznością spędzenia czasu z nimi.

Draco stał przed lustrem w ciemnych jeansach, które lubił, bo pasowały do wszystkiego, i spoglądał z niesmakiem na swoją pokaźną kolekcję sweterków. Najmniej krytycznym okiem patrzył na ten, który przed chwilą z siebie ściągnął, w kolorze przyjemnej, zielonej, zgaszonej oliwki, mierzwiąc wcześniej ułożone włosy. Jednak nie mógł się zdecydować. Żaden niestety nie wydawał się odpowiedni na dzisiejszy wieczór. Wieczór, który miał spędzić w towarzystwie Hermiony. I tych dwóch gamoniów, z którymi wcale, w najmniejszym stopniu, nie miał ochoty się spotykać.

Będzie musiał to przetrwać. Złamać zasadę robienia tylko tego, na co ma ochotę.

Westchnął ponownie, równie ciężko, jak chwilę wcześniej, i ponownie otworzył szafę, gapiąc się na rząd koszul. Wszystkie były białe. Marny wybór.

Ti Amo 🍓💚|| Dramione. (Zakończone)Where stories live. Discover now