Początek

1.1K 36 19
                                    


Vittorio

Wyciągnąłem ją z samochodu. Przytrzymałem wątłe ciało butem, nie zdołałaby uciec, ale chciałem się jeszcze trochę nad nią poznęcać. Na głowie miała zawinięty worek na śmieci, oklejony taśmą klejącą. Zrobiłem jej minimalną dziurkę przy ustach na tlen. Nie mogła umrzeć zwyczajnie, chciałem, żeby zastanawiała się co ją czeka. Woziłem ja w bagażniku już kilka godzin. Rozejrzałem się, Rudy stał przy głównych drzwiach i palił. W ciemności widać było tylko iskrzący się żar papierosa. Wrzuciłem sukę do budynku. Leżała na drewnianej podłodze i zaraz zaczęła wierzgać. Zdarłem jej worek z głowy. Musiała widzieć z czyjej ręki umrze. Ciemne włosy przykleiły jej się do twarzy, miała napuchnięty i rozcięty łuk brwiowy, na skroni widniała zaschnięta strużka krwi.

– Jak to szło? Mdliło cię na sam mój widok? Zmuszałaś się do seksu? Ale rękę po kasę wyciągałaś bardzo ochoczo. Myślisz, że nie wiedziałem, że razem z Oskarem jesteście po stronie ? – Ukradli grube tysiące, kupę towaru i bzykali się na moim biurku. Chwyciłem ją za włosy, które i tak tworzyły już jeden wielki kołtun. Jej oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej. Poważnie? Nie była świadoma, jak marnie są przygotowani?

Kucnąłem. Skomlała, to nie był zwykły płacz raczej zawodzenie, z jej brody ściekała ślina. Nie ruszało mnie to. Przyłożyłem jej pistolet pod brodę.

– Idź do diabła. – Roześmiałem się, że była jeszcze zdolna wycharczeć kilka słów.

– Już u niego byłem – szepnąłem. – Teraz twoja kolej.

Uderzyłem ją pięścią. Raz, drugi, trzeci. Złapałem za lufę i walnąłem magazynkiem celując prosto w jej usta. Krew bryzgała na około. Słyszałem dźwięk pękających zębów. Z każdym uderzeniem rządza mordu malała. Zdrada była na porządku dziennym, wiedziałem, że prędzej czy później każdy pokaże prawdziwą twarz. Nie ruszyło mnie to, będąc członkiem 'Ndranghety nie posiadałem skrupułów. Dla wrogów byłem najgorszym koszmarem, samym diabłem. Przestałem uderzać, kiedy charkot ustał, a krew przestała zachlapywać moje buty. Otarłem przedramieniem twarz. Wyjąłem telefon z kieszeni.

– Za dwie godziny zabierz ciało, wyrzuć w mieście. – Otarłem chusteczką kąciki ust. – Tak, w mieście. Niech wiedzą, że Vittorio Grotteri nadal tu rządzi, klan rośnie w siłę.

Adriana

Z podróży niewiele pamiętałam, jedynie, że rozdzielono mnie ze staruszką. Musieliśmy wjechać na wyjątkowo wyboistą drogę, bo uderzyłam skronią w szybę, na tyle mocno, by się przebudzić. Wszystkich starszych wyprowadzili z autobusu. Otarłam pot rękawem, słyszałam, że jakieś małżeństwo w średnim wieku zaczęło się awanturować. Widziałam ich razem, gdy odjeżdżaliśmy wsiadali do podstawionego busa. Staruszka zniknęła. Szkoda, bo obie polegałyśmy na sobie, ja z gorączką, ona o lasce. Dosłownie wspierałyśmy się na sobie.

Nie pamiętałam samego budynku, jedynie schody, mętną drewnianą podłogę i koc rzucony na ziemię. Pamiętam też, jak jakaś dziewczyna podała mi tabletkę, mówiła, że to nic mocnego, ale może chociaż odrobinę zbije gorączkę. I chyba właśnie tak się wydarzyło, bo otworzyłam oczy i patrzyłam przez chwilę w ciemny sufit. W uszach mi szumiało, a w ustach miałam jeden żar. Gorączka jak nic, gdybym wzięła te leki, które dziś dostałam od lekarza... Wszystko działo się tak szybko, strzelanina, wybuchy. Tylko z telefonem w dłoni wsiadłam do transportu z mundurowymi. Miałam być bezpieczna, mieli nas przetransportować do punktu przy samej granicy. Dziwnym trafem przywieźli tutaj wszystkie w miarę młode dziewczyny. Może i miałam wysoką temperaturę, ale widziałam, że coś jest nie tak. Rozejrzałam się dyskretnie, było nas z dziesięć. Wsunęłam dłoń do kieszeni swetra. Pusto.

Jej pierwszu cudWhere stories live. Discover now