Część Bez tytułu 9

512 27 4
                                    

Czułam wzrok Włocha na plecach. Zjadłam wszystko, nawet chwilę odczekałam, ale przyszedł czas, by się odwrócić. Vittorio stał oparty o wystający parapet, milczał. Ręce miał skrzyżowane na piersi. Chciałam zapytać o tę pieprzoną umowę, ale wychodziłoby na to, że sama się dopraszam. A może nie mówił poważnie? Zrobi co chce i trafię tam gdzie reszta. Może liczył, że wymusi tylko zgodę i będzie tym zagłuszać wyrzuty sumienia. Przecież tacy ludzie nie mieli sumienia... Co ja analizowałam?!

– Mogę dostać telefon? Rodzice mnie pewnie szukają. – Spróbowałam wzbudzić w nim litość.

– Przecież twoi rodzice nie żyją. Chyba, że mówisz o tym żołnierzyku. – Poruszył dłonią i palcem wskazał na drzwi. – Jak widziałaś, tego u nas nie brakuje, ale jeśli zaszczyci nas swoją obecnością to coś wymyślimy.

– Nie waż się mu nic robić! – Wstałam na równe nogi, trochę zbyt szybko bo zakręciło mi się w głowie, ale przytrzymałam się oparcia krzesła.

– A skąd wiesz, że już nie zrobiłem?

Zamarłam. Blefował? Nie sądzę. Był zbyt pewny siebie.

– Co mu zrobiłeś? Przecież masz mnie, tego chciałeś... sam mówiłeś. Do czego on ci potrzebny. – Zrobiłam krok ku niemu, ale się zatrzymałam. Co miałabym zrobić? Błagać o życie Martina? – Co zrobiłeś! – Podniosłam głos, gdy nie odpowiadał. Pokazałam jak bardzo mi zależy... Cholera.

– Jeszcze nic.

– Trzymasz go tu? – Rozejrzałam się w koło.

– Nie – odpowiadał spokojnie, przemyślał ten ruch. Znów zaczęłam kaszleć, zbyt mocno oddychałam przez stres.

– Tabletki na stoliku. – Wskazał ruchem podbródka, wyglądał trochę na znudzonego.

Podeszłam i wzięłam jedną. Mięta rozeszła się wolno na moim języku.

Włoch podszedł spokojnym, ale twardym krokiem, zwyczajnie biła od niego pewność siebie. Przyglądał się każdej reakcji.

– Dlaczego mieszkacie razem? Nie złapałaś żadnej dorywczej pracy, studia on ci opłaca? Bo na pewno nie wystarcza z tej renty po rodzicach. Ile lat minęło od ich śmierci? Siedem?

Zacisnęłam zęby. Wiedział o mnie sporo, czyli miał swoich ludzi, nie każdy w takim czasie dowie się o drugiej osobie prywatnych szczegółów. Biorąc pod uwagę, że nie podałam mu danych. Chociaż pewnie miał mój portfel, telefon...

Zanim Martin stanął na nogi, żeby móc się starać być dla mnie rodziną zastępczą, ponad rok jeździłam po obcych ludziach, placówkach. Nienawidziłam tego.

– Przecież wiesz. Nie muszę opowiadać ci szczegółów – szepnęłam. Ten temat był bolesny, nie potrafiłam nałożyć maski, tak jak przed okazywaniem strachu.

– Tak, wypadek. – Dotknął mojej szyi tak niespodziewanie, że drgnęłam. – To cię rusza?

– Jak każdego człowieka. – Śmierć najbliższych to cios, który odciskał piętno na większości ludzi, bardzo mnie to zmieniło, zostawiło ślad na psychice.

– Nie, nie każdego – powiedział bez emocji.

– Nie ciebie. – Spojrzałam mu w oczy, były tak ciemne, może to odbicie jego duszy. Może to socjopata. – Te wybuchy w mojej dzielnicy to był przypadek, czy zorganizowana akcja?

– Będę cię musiał zabić, gdy powiem prawdę.

– I tak to zrobisz, prędzej czy później. – Lekko zadrgał mi podbródek.

Jej pierwszu cudWhere stories live. Discover now