Pułapka

633 31 6
                                    


W końcu moja wyciągnięta dłoń dotknęła jego miękkiej sierści. Czekałam aż pozwoli się prawdziwie pogłaskać.

– Musimy iść – powiedziałam, gdy moja ręka już delikatnie gładziła jego długie włosy. – Będziesz bezpieczny. Tylko chodź. Ciii... – Wstałam i klepnęłam w udo. – Chodź.

Szybko patrzyłam w różnych kierunkach, rzucałam tylko okiem, żeby wiedzieć, czy ktoś idzie. Pusto. Zbyt pusto. Pies przyglądał się mnie, a potem wytrwale w jedno miejsce. Krzaki, pełno zarośli, tuż obok ściany drugiego budynku. Może znał wyjście z tego terenu. Podeszłam tam, cały czas szeptem nawołując zwierzaka. Mogliśmy tamtędy czmychnąć. Nie było czasu na zastanawianie się, ale nie zdążyłam nawet krzyknąć, bo silna ręka zamknęła mi usta. Jakaś postać chwyciła mnie za ramiona, okręciła i przyszpiliła przodem do twardej powierzchni. Oczywiście dostałam ataku kaszlu. Z tyłu wyczuwałam twardy tors. Próbowałam się wyrwać.

– Cisza. – Usłyszałam męski głos, spróbowałam nadepnąć mu na nogę. Na wszystko, był przygotowany, operował moim zmęczonym ciałem jak chciał. Potrzask. Tylko to określało tę sytuację. Kropelki potu, które do tej pory wycierałam, zrosiły się na karku i czole. Oddychałam nosem, łapczywie, próbowałam się uspokoić. Na marne. Nagle usłyszałam więcej głosów i zobaczyłam wojskowych. Ktoś zaświecił latarkę, zmrużyłam na moment oczy. Zerknęłam na boki szukając psa, usłyszałam lekkie warknięcie. Żył.

– Jak on mnie kiedyś ugryzie to straci wszystkie zęby, Vittorio, przysięgam. Weź go, kurwa.

– Cesar, noga. – Czyli pies był ich. Dlaczego chcieli go zabić? A dlaczego nie? Cała sytuacja nie była normalna, rozważałam pobudki jakiś gangsterów? – Zabierz dziewczynę, zrób stacje na górze, w stodole. Niech Greta wszystko sprawdzi i doprowadzi do porządnego stanu ten burdel.

Dopiero teraz mogłam zauważyć mężczyznę, który stał z tyłu. Najwidoczniej to jakiś szef, bo rzucał polecenia na prawo i lewo, tonem, który nie akceptował sprzeciwu. W ciemności nie widziałam, jak wygląda, ale był wysoki i żywo gestykulował dłońmi. Na jednym palcu miał jakiś sygnet bo odbijał blask światła.

Większość zrozumiałam, mówili po słowacku, ale jeszcze z jakąś domieszką, innym akcentem. Zebrałam w sobie resztkę sił i w momencie przekazania z rąk do rąk, uderzyłam głową w tył. Trafiłam, zabolało, ale nie tylko mnie.

  – Kurwo ty! – Siarczyście przeklął jeden i zanim zdążyłam zebrać się do ucieczki, złapał mnie za włosy. Krzyknęłam, ale zbyt szybko znów zamknął mi usta, by ktoś zwrócił na to uwagę. Uderzył mnie w bok, a ja tylko na moment zgięłam się w pół. Kolejna rzecz, która zabrała mi oddech. Czułam pulsowanie w żebrach po prawej stronie. Pies znów warknął, więc oprawca lekko się cofnął, ale nadal mnie trzymał.

      Ten który wydał rozkaz chwycił za nadgarstek towarzysza blokując kolejne uderzenie. Wierzgałam jak wściekła nie mogąc złapać powietrza. Kretyn, zamknął mi usta i zablokował trochę nos. Na szczęście ten drugi w porę rzucił:

  – Zostaw.

Znów miałam możliwość normalnego oddychania. Zaczęłam łapczywie sapać i od razu kaszleć. W zasięgu wzroku, koło nogi pojawił się ten pies.

  – A sio, uciekaj! Zostawcie chociaż biedną psinę w spokoju. Zwyrodnialcy! – Wyciągnęłam rękę, by osłonić zwierzę choć trochę.

     „Szef" zbliżył się do mnie i znieruchomiał, chyba nasze spojrzenia się spotkały, ale było ciemno więc nie mogłam tego stwierdzić na sto procent. Po prostu poczułam, że patrzy wprost w moje oczy, wtedy, kiedy ja wypatrywałam jego ciemnych tęczówek zlewających się z czernią tła. Odwrócił się i wydał cicho jakieś polecenie, nie mogłam rozpoznać w jakim języku. Zaraz jednak żołnierz pchnął mnie z powrotem w stronę budynków. Ciągnięta przez krzaki traciłam resztki energii, znalazłam się w łapach... No właśnie, czyich? Nie miałam jeszcze możliwości uciec, jeszcze nie, ale wiedziałam, że powinnam się uspokoić. Inaczej się uduszę i na pewno nie wymyślę planu, jak się z tego wykaraskać.

    Stopniowo oddychałam coraz głębiej, nie robiłam tego nachalnie, tylko na tyle na ile pozwalała choroba.

    Dotarliśmy do wejścia, ten gamoń cisnął mną do środka z taką siłą, że uderzyłam o podłogę. Poczułam ból w kolanach. Ale nie było czasu na jęk. W głowie mi się zakręciło, parę razy pociągnęłam łapczywie powietrzę co poskutkowało kaszlem.

    Chciałam się podnieś z brudnej podłogi. Tumany kurzu unosiły się w powietrzu, ale czyjaś noga, spoczęła na moich plecach ograniczając mi ruchy. Dlaczego akurat musiałam być tak chora, do mojej głowy wszystko dochodziło jak w zwolnionym tempie. Powinnam szarpać się z tamtym gościem, a nie dać się prowadzić.

     Pamiętaj, musisz się skupić jeśli chcesz przeżyć. Liczą się fakty, błędy w ich postępowaniu. Nie ma ludzi idealnych. Włosy uwolniły mi się z gumki i opadły na twarz, nie odgarniałam ich, miałam teraz możliwość, by się niepostrzeżenie rozejrzeć. Wielkie pomieszczenie było totalnie puste, w rogu tylko schody prowadzące na górę. Zapalono światło, słaba żarówka wisząca na środku niewiele pomagała, ale lepsze to niż ciemność. Było mi coraz zimniej, a ból mięśni nie pozwalał się w pełni skupić. W kącie zauważyłam... Ciało. Jezu, leżała tam półnaga kobieta w pozycji embrionalnej. Jej otwarte oczy nieruchomo patrzyły w jeden punkt. Usta miała całe we krwi, nie mogłam dojrzeć nawet warg. Wszystko było rozwalone dosłownie rozharatane. Odwróciłam głowę, powstrzymując płacz.

      Do środka wszedł żołnierz z bronią, razem z nim parę kobiet. Były cicho, ale patrząc na twarz jednej z nich powstrzymali je przed hałasowaniem całkiem skutecznie. Rozcięta warga, z nosa kapiąca krew. Dwie wtuliły się w siebie piszcząc, pewnie odkryły to co ja przed chwilą. Chyba każda przypuszczała co nas czeka, ale nie mogła tego powiedzieć na głos.

 – Co jest grane?! Gdzie mój telefon, mam brata... – Nie skończyłam, bo dostałam prosto w twarz. Głowę aż mi odrzuciło. Upadłam na bok. Splunęłam przed siebie krwią, przejechałam językiem po rozciętej wardze. Widziałam trzęsące się ręce, moje ręce nigdy nie drgały, a tu... Musiałam się opanować, szukać wyjścia. Kątem oka sprawdzałam co się dzieje z tyłu. Jakaś niska kobieta wyłoniła się zza pleców żołnierza i w ekspresowym tempie zaczęła zarządzać. Dwóch mundurowych zgarnęło dziewczyny w rządki, i parami zabierano je na górę. Zmierzali po drewnianych deskach, przez nacisk wojskowych butów skrzypiący odgłos wypełniał przestrzeń. Oprócz tego słyszałam jeszcze swój charczący oddech. Czemu nikt się nie stawiał? Nie walczyły? Dobra mieli broń, ale gdybym tylko była bardziej stabilna, gdybym mogła liczyć, że wstanę szybko na nogi i nie będę się chwiać, jak drzewa na wietrze. No co bym zrobiła? Przecież nie można iść na karabin tylko z gębą i gołymi rękoma. Wypuściłam głośno powietrze. Ale nas było więcej niż ich. Powinnyśmy się postawić, przeszył mnie dreszcz. Temperatura rosła, wiedziałam to z każdą minutą. Musiałam coś wymyślić.

 – Ruszaj się! – Ktoś pociągnął mnie znów za włosy.

 – Nie zamierzam! – burknęłam. Gość zaczął zdzierać ze mnie kardigan, pod spodem miałam bluzkę i podkoszulek, ale to było mało na aktualną pogodę.

Podziałało to wszystko na mnie jak płachta na byka. Rzuciłam się wściekle. Drapałam pazurami, jednak krok po kroku wciągali mnie na strych. Znacząco słabłam przez ten wybuch. Cholera, traciłam resztki cennej energii. Postawny facet się ulotnił, ale co? Liczyłam, że znów ich powstrzyma? Chyba ta cała Greta przejęła zarządzanie. Wchodząc na piętro zauważyłam parę dziewczyn stojących w kącie. Czekały na wytyczne, spoglądały nerwowo na żołnierzy. Wszędzie rozlana była woda, kałuże i szmaty obok oznaczały, że pewnie nas myją. Stanęłam na środku, drewniane ściany i tylko dwa małe okna. Jedno wyjście. Przeszył mnie dreszcz, sama do końca nie wiedziałam czy ze strachu, czy z rosnącej gorączki. Miałam ochotę przymknąć oczy, powieki mi ciążyły. Greta w ręce trzymała coś w rodzaju drewnianego kijka. Po chwili doskonale zdałam sobie sprawę do czego on służy. Świst przeszył powietrze, naprężyłam mięśnie i poczułam uderzenie. Cienka linia, która zaraz rozlała się falą bólu. Upadłam znów na kolana, plecy paliły. Kuźwa, jest fatalnie. Zacisnęłam dłonie w pieści... Co teraz?

Jej pierwszu cudOù les histoires vivent. Découvrez maintenant