Rozdział 7. Daj sobie z nią spokój.

11.5K 593 37
                                    

Kocham was, ludzie. Naprawdę. ❤️❤️

*Słowa piosenki zostały celowo zmienione.*

***
NICK

— Co z nią? — pytam Frosta, gdy idziemy w stronę szatni.

Minęły dwa tygodnie odkąd znaleźliśmy Isey na placu zabaw całą zapłakaną. Nie miałem pojęcia, że to pójdzie w takim kierunku. Już gdy jedliśmy pizzę dziwne się zachowywała, ale sądziłem, że po prostu się przede mną wstydzi. A ona była w dołku. Ogromnym dołku.

— Nie wiem — wzdycha.

On i jego tata przez ostatnie dwa tygodnie byli prawie nieobecni. Ja z resztą też. Finn, zastępca trenera poświęca nam więcej czasu niż Ward. A Isaac łączy w kupę drużynę. Bo my nie jesteśmy w stanie.

Dobrze wiem, co czuje Isey. Sam przez to przechodziłem lata temu. A gdy dostałem się do drużyny, wszystko zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Bo wtedy spotkałem ludzi wartych mojej uwagi. Ludzi, którzy stali się rodziną, i przy których wiedziałem, że nigdy nie będę już sam.

A teraz poczułem, że muszę stać się kimś takim dla Isey.

— To pojebane, stary — kontynuuje. — Tamte dziewczyny zostały wydalone, ale Isey i tak nie chce wracać na zajęcia. Chyba załatwimy jej nauczanie zdalne od października.

— A terapia?

— Też nic. — Wzdycha ponownie. — Jest uparta jak osioł. Całe dnie leży w łóżku, ledwo je, jeżeli już to odrobinkę i się do nas nie odzywa. Nie wiemy, co mamy robić.

— Pomimo tego, że może was odpychać, nie zostawiajcie jej — rzucam.

Przełykam głośno ślinę i opieram się o ścianę niedaleko szatni.

— Ty też nie poszedłeś na terapię, nie? — Frost wpatruje się we mnie uważnie.

Kręcę głową.

Dostałem się do drużyny i to stało się moim celem, pochłaniając cały wolny czas. Nie myślałem o samotności, bo przychodziłem do domu padnięty po treningach.

Teraz złe myśli też mnie dopadają. Od tego nie da się ot tak uciec. Ale jak tylko wchodzę na lód, to znika. Nie czuję już tej obezwładniającej beznadziei.

Czasami mam gorsze dni, każdy ma. Wtedy potrafię być naprawdę chamski dla bliskich. I nienawidzę siebie za to. Ale potrafię to jakoś przepracować, a Frost, bo to on najczęściej obrywa, jest wyrozumiały.

Aż za bardzo. Isey również mu nawrzucała, nawet bardziej niż ja. A on to zignorował i spał przytulony do niej przez całą noc.

— Jak ty sobie radzisz z tymi zjazdami? — pyta przyjaciel.

— Wyżywam się na tobie — parskam. — To bardzo wyzwalające. A tak na poważnie, to idę na lód albo spać.

— I to ci pomaga? — dziwi się.

— Każdy inaczej sobie z tym radzi. — Przewracam oczami. — Ja idę spać, bo inaczej powiedziałbym za dużo. Gdy wstaję jestem spokojniejszy.

Frost przygryza policzek o środka i nic więcej nie mówi. Przebieramy się i zaczynamy trening.

— A gdybym zabrał ją ze sobą? — Podjeżdża do mnie, gdy odrywam się od bandy. — Na wyjazdy. I tak zawsze zostajemy w mieście dłużej.

— Nie zamęczy jej to? Ciągła podróż? — Opieram się o kij.

JUST ONE CALL | Call Me #1 | ZOSTANIE WYDANEWhere stories live. Discover now