Rozdział dwudziesty szósty

700 33 36
                                    

PRUDENCE

Praktycznie cały weekend spędziłam w moim łóżku pod kocem z opakowaniem chusteczek higienicznych w dłoni. Wstawałam, aby jedynie załatwić potrzeby fizjologiczne. Mało jadłam i dużo piłam, bo bałam się, że w końcu dojdzie do odwodnienia w moim organizmie.

Utrzymywałam kontakt jedynie z Holly, która tuż po tym, jak w sobotnie po popołudnie wygoniłam ją z mojego domu, kazała mi obiecać, że będę odpisywać na jej wiadomości. I tak też robiłam. Kolejnymi i zarazem ostatnimi osobami, z jakimi się komunikowałam, byli moi rodzice. Resztę osób ignorowałam, a zwłaszcza Winstona, który wysyłał mi tysiące wiadomości. Nie odczytałam ani jednej.

Przeszło mi nawet przez myśl, aby zablokować jego numer. Nie musiałabym za każdym razem, gdy odblokowywałam telefon, widzieć jego imienia i nazwiska.

Nie byłam jednak w stanie tego zrobić.

Czułam się okropnie z tym, jak zostałam przez niego potraktowana. Byłam w końcu dla niego jedynie zakładem. Miałam mu zaufać i to zrobiłam, a on wygrał dwieście funtów.

Byłam cholernie zła na siebie i żałowałam, że się przed nim otworzyłam, postanawiając mu zaufać. Nie mogłam jednak cofnąć czasu, aby to wszystko jakoś odkręcić. Musiałam żyć dalej ze świadomością, że zostałam w pewien sposób wykorzystana.

Aczkolwiek dalej nie mogłam pojąć, jak mogłam być aż tak naiwna. Po raz kolejny uwierzyłam chłopakowi w jego czułe słówka i gesty, po czym zostałam perfidnie oszukana.

Najgorszym w tym wszystkim był dla mnie fakt, że naprawdę zaczynało mi na nim zależeć. Przy nim czułam się bezpiecznie i komfortowo, a on zniszczył to wszystko w jeden wieczór. Bolał mnie również fakt, że tuż przed poznaniem prawdy on mnie pocałował, a ja powiedziałam, że mu ufam.

Przemknęło mi nawet przez myśl, aby z nim porozmawiać na spokojnie i dać mu szansę na wytłumaczenie. Aczkolwiek nie chciałam go wysłuchiwać, bo wiedziałam, że i tak bym mu nie uwierzyła.

Potrzebowałam czasu.

Jadąc w poniedziałkowy poranek do szkoły z Holly, czułam się koszmarnie. Najchętniej zawróciłabym w połowie drogi i wróciłabym do domu, gdzie ponownie bym się rozpłakała z czystej bezsilności. Powstrzymałam się od tego, ponieważ na dzisiejszej lekcji geografii mieliśmy przedstawiać nasze prezentacje. Prezentacje, którą robiłam z Winstonem.

Przez całą drogę do szkoły nie odezwałam się słowem do Holly. Gdy wsiadłam do jej samochodu, odpowiedziałam na jej pytanie, dotyczące mojego samopoczucia, a potem zamilkłam. Weston mnie rozumiała i nie naciskała na mnie.

— Jak się czujesz, Diabolina? — spytał Josh, przywitawszy się z nami.

Nic na świecie tak bardzo mnie nie denerwował, jak to pytanie. Nienawidziłam go. Za każdym razem, gdy je słyszałam, miałam wrażenie, że każdy zadaje je mi jedynie z litości albo ciekawości. Nigdy też nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Nie chciałam odpowiadać, że źle, aby nie musieć oglądać troski, jaka malowałaby się na ich twarzach. Skłamać też nie mogłam, ponieważ Josh wykryłby moje kłamstwo.

Opierając się plecami o szafkę, wzruszyłam ramionami. Uniosłam w górę kącik ust, słysząc przezwisko, jakie Josh dla mnie wymyślił. Dawno go nie słyszałam z jego ust.

— Bywało lepiej — odpowiedziałam obojętnie, na co Josh skinął głową na znak zrozumienia. — Idę do sali. — Nie czekając na ich odpowiedź, odeszłam od nich. Nie chciałam stać obok nich, czując się, jak piąte koło u wozu.

Miałam nadzieję, że Winstona nie było jeszcze w szkole. Nie rozglądałam się po szkolnym parkingu, więc nie wiedziałam, czy przyjechał już do szkoły. Pozostawała mi jedynie wiara, która jak się szybko okazało była mi zupełnie niepotrzebna. Cóż mogłam przewidzieć, że cały wszechświat był przeciwko mnie od dnia moich narodzin. Chciałam się dowiedzieć, kto tak bardzo mnie nienawidził, aby sprawiać, że nigdy nie mogłam być przez dłuższy czas szczęśliwa.

Nie mogę się zakochać bez ciebie [zakończone]Where stories live. Discover now