1

20.6K 506 87
                                    

Vincent.

Wszedłem na komisariat jak do siebie. Często tutaj bywałem więc chyba miałem prawo się tak czuć? Byliśmy prawie jak jedna wielka rodzina. Prawie bo ja byłem tym złym, a oni rzekomo tymi dobrymi. Rzekomo bo część z nich często przesiadywała u mnie w kasynie lub w klubie i mieli sporo za uszami.

Zawsze wychodziłem bo nic konkretnego na mnie nie mieli, tym razem nie wyjdę. Sam wpierdalam się na minę ale muszę odpocząć. Właściwie to nie będzie odpoczynek, to będzie swojego rodzaju rozgrzeszenie które i tak nie zaprowadzi mnie do nieba.

Każdy z policjantów patrzył się na mnie z szeroko otwartymi oczami. Zwykle wiedzieli, że będą mnie przesłuchiwać albo, że coś nawywijałem i będzie dym. Tym razem, sam się do nich pcham. Jakbym przyszedł w odwiedziny, w końcu znamy się bardzo dobrze.

Otworzyłem drzwi biura komendanta, usiadłem na krześle naprzeciwko.

- Przyznam się do wszystkiego co na mnie macie, zamkniecie mnie na pięć lat i mogę bawić się dalej.

Powiedziałem pewny siebie. Wiedziałem ile na mnie mają i wiedziałem, że dostanę za te drobne wyskoki maksymalnie pięć lat. Tyle powinno mi wystarczyć by się zresetować i tyle powinno wystarczyć im by zabłysnąć w świecie fleszy.

Komendant patrzył na mnie zdziwiony i o czymś myślał. Zaczął się po chwili śmiać, a ja uniosłem brew. Opowiedziałem jakiś żart?

- Hoover, polujemy na ciebie.. to będzie już z siedem lat, zawsze nam się wymykasz, a teraz przychodzisz i chcesz dać się zamknąć? Nie jestem głupi i coś tutaj śmierdzi.

Powiedział starzec, zaczął jeść napoczętego pączka i uważnie mi się przyglądał. Czekał aż zacznę gadać.

- Ja będę miał darmowe wakacje, wy podwyżkę bo w końcu na pewno dostaniecie coś ekstra za zamknięcie takiej gnidy. Zabierzesz żonę i dzieci na urlop. Na pewno się ucieszą.

Rzuciłem obojętnie, załączyłem dłonie i kiwnąłem głową w stronę zdjęcia które stało na biurku. John skierował wzrok na ramkę i wrócił wzrokiem do mnie.

- Znając ciebie i tak jest jakiś haczyk.

Wytarł palce od lukru w chusteczkę i oparł się na krześle.

- Pięć lat, chce telefon, fajki i chce mieć sam cele, jeśli kogokolwiek mi dadzą skończy martwy.. oczywiście, to będą masowe samobójstwa, w końcu nikt nie wytrzyma zbyt długo z tak czarującym mężczyzną jak ja.

Uśmiechnąłem się od ucha do ucha. Komendant zastanawiał się chwilę ale w końcu skinął głową.

- Dobrze, ale jeśli coś kombinujesz..

Zaczął jednak klasnąłem w dłonie i ruszyłem w stronę drzwi.

- Super, daj mi tydzień. Wiesz muszę się spakować, poruchać na zapas i takie tam.

Wzruszyłem ramionami. Myślałem, że skończyliśmy rozmowę. Już miałem nacisnąć klamkę i wyjść ale jebany John musiał się odezwać.

- Hoover, moje kondolencje z powodu brata..

Na te słowa napiąłem każdy mięsień. Nie odwróciłem się do niego, nie chciałem by widział na mojej twarzy jak bardzo ruszyły mnie jego słowa. Odchrzaknąłem.

- Nie rób tego nigdy więcej, inaczej to ja będę składał kondolencje twojej rodzinie.

Wyszedłem trzaskając drzwiami.

Musiałem pochować brata, przekazać tymczasowo kasyno i klub Damienowi i musiałem.. Gówno musiałem. Nic nie musiałem. Jebać to.

Wszedłem ponownie do komendanta. Wyciągnąłem ręce w jego stronę i załączyłem w nadgarstkach. Prawie zakrztusił się kolejnym pączkiem.

- Chciałeś tydzień.

Powiedział zdziwiony. Wziąłem głęboki oddech.

- Zmieniłem zdanie.

Odpowiedziałem znudzony. Przytaknął jednak widziałem w jego oczach niepewność. Podniósł się, podszedł, założył mi kajdanki i zaczął pierdolić regułkę jakie mam prawa, już znam ją na pamięć.

OBSESSION Where stories live. Discover now