Część 21

2K 257 228
                                    

7/8/23

Miłego poniedziałku 🖤

Nadeszła środa a z nią wieczór kawalerski Simona. Rankiem piłam kawę, gdy napatoczył się Jakub po prysznicu. Zerknął na mnie przelotnie i podszedł do ekspresu.

– Gorąca kawa, gdy na dworze jest już prawie piętnaście stopni?

– Jeśli w upalny dzień nie potrafisz wypić gorącej kawy, to jesteś za słaby, żeby przetrwać apokalipsę! – zażartowałam, salutując mu kubkiem i wywołując na jego ustach uroczy uśmiech.

– Prawda! – zgodził się.

Upiłam kolejny łyk magicznego napoju z ziaren, który dawał mi codziennie fałszywą nadzieję na bycie produktywną i efektywne wykorzystanie energii, jaką otrzymałam po przespanej nocy, żeby stawić czoła nowemu dniu!

Kolejny słoneczny dzień wypełniony zwiedzaniem!

O ile ja dałam radę wykpić się dosłownie ze wszystkich zaproponowanych mi przez siostrę spotkań, to on nie dał rady i miał cały wieczór spędzić na imprezce. Ale umówmy się, że słowo „próbowała mnie przekonać" w odniesieniu do mojej siostry ograniczało się tylko i wyłącznie do SMS lub krótkiego telefonu bez nawet krzty namawiania. Jej narzeczony to zupełnie inna liga. Po skończonej rozmowie Kuba westchnął głęboko, obejmując mnie mocno i całując długą chwilę.

– Niby mam czterdziechę na karku, a odmówić facetowi nie potrafiłem.

– On jest szefem sprzedaży, więc nie miałeś szans! Tylko się nie spij jak świnia. – Przewróciłam żartobliwie oczami. – Nie bardzo mam cię tu jak uratować, a kanapa może i wygląda na wygodną, ale kto wie.

Jak znałam facetów, to zaraz padnie wiekopomne „Wiem, ile mogę wypić." I pewnie foch, który zaspokoi dopiero FOCH.

– Wiem, ile mogę wypić.

Ha! Jak wróżka! Szkoda że w lotto nie miałam tyle szczęścia.

– Oczywiście! – zgodziłam się układnie. – Zresztą wypić jak wypić, to jeszcze pół biedy! Ale potem trzeba cię będzie wyciągać śpiącego spod ławki.

Kuba przyjrzał mi się w sposób, który powinien przewiercić się do głębokich czeluści mojej duszy i dotrzeć do każdego mrocznego zakamarka. Zamiast jednak się obrażać, przyciągnął mnie do siebie i pocałował w skroń.

Zwłaszcza po wczorajszym, wiedziałam, że złożył okruszki w całość. W jednym z takich mrocznych kącików w mojej głowie siedziały ukryte wszystkie złe wspomnienia z Radkiem. Przecież nie robiłam tych wycieczek osobistych bez powodu, a miałam naprawdę solidne podstawy – złe poprzednie doświadczenia. Mój eks po pijaku i na narkotykach odwalał różne akcje, a ja lubiłam powiedzenie, że nie wchodzi się do tej samej rzeki drugi raz. Może i krokodyli nie widać na pierwszy rzut oka, ale zaatakują, jak tylko dotkniesz powierzchni wody. Wolałam przebywać z daleka od takich siedlisk.

Czy to niesprawiedliwe stosunku do Kuby? Tak, ale nie potrafiłam inaczej. Nieprzepracowana trauma jak powiedziałby nie jeden terapeuta. Jednak jakoś nigdy nie byłam gotowa do przyznania się do tamtej porażki przed samą sobą, a przed terapeutą! Kisiłam więc złe emocje, licząc na cud, który nie nadchodził, a teraz posądzałam nowego faceta o grzechy poprzedniego.

Nie, poprawka, nie faceta. Zupełnie nie widziałam, jak określić jego status. Co wiedziałam, to że nie dałam mu odpowiedniego kredytu zaufania. Ale tego miało być tylko parę dni seksu w Londynie. Wrócimy do Warszawy i do stosunków służbowych. Jeszcze nie wiedziałam jak, ale...

Coś się wymyśli.

Odgarnął mi z czoła pasemko włosów i złożył na nim pocałunek. Jak dla mnie wyglądało, że zrozumiał, co usiłowałam podprogowo sprzedać – bagaże doświadczeń z poprzednikami. Ciężkie walizki, zapieczętowane na amen. Jedyne czego mi brakowało, to kogoś – partnera – który otworzy je, przejrzy zawartość, a potem spali na stosie miłości, a ja nie będę potrzebowała kosztownej terapii.

Na papierzeWhere stories live. Discover now