Rozdział 1

168 5 1
                                    

Leżałam na łóżku w swoim pokoju z zawiązanymi na piersiach dłońmi. Przyglądałam się białemu sufitowi, napawając się ostatnimi minutami w swoim rodzinnym mieście. Już za chwile miałam wyjeżdżać, aby zacząć nowy etap w swoim życiu. W końcu zostawię przeszłość w Henderson i skupię się na przyszłości w Sparks University w stanie Nevada. W końcu rozpoczynałam studia!

Powinnam się cieszyć. Wiele nastolatków tylko czeka na moment, gdy mogła wyjechać od rodziców i zacząć żyć na własną rękę, martwiąc się imprezami i paczką swoich przyjaciół. Do niedawna ja również byłam taką osobą, ale kilka miesięcy temu z własnej woli wywróciłam swoje życie do góry nogami, sprawiając, że znienawidziłam całego świata. Teraz, z ręką na sercu mogę przyznać, że szczerze boje się wyjazdu. Bo w końcu będę przeciwieństwem pozostałych studentów.

- Chels! Jedziemy! - usłyszałam stłumiony krzyk mojej mamy, zapewne dochodzący z kuchni.

Ociężale podniosłam się z łóżka, głośno przy tym wzdychając, bo zdałam sobie sprawę, że na mnie już pora. Ostatni raz otaksowałam wzrokiem całe pomieszczenie. Białe ściany, białe meble oraz przywieszone zdjęcia, a do tego milion zapakowany kartonów na podłodze, które muszą znaleźć się na strychu, były moją codziennością. Od zawsze byłam otaczana tymi rzeczami i nigdy się ich nie pozbyłam.

Miałam strasznie dużo wspomnień związanych z tym miejscem, z moim małym azylem. Kłótnie z najlepszą przyjaciółką, potyczki z mamą, wtedy kiedy ON wyjechał i mnie zostawił. Za każdym razem zamykałam się właśnie tu, marząc aby zniknąć na dobre. Siadałam na siwym fotelu obok okna, brałam gitarę i grałam, czasami coś podśpiewując. Spędzałam tak czas do momentu, kiedy byłam w stu procentach pewna, że wszystko sobie przemyślałam.

Ten pokój mnie wyciszał i pozwalał na racjonalne myślenie.

Ze smutkiem w oczach przeszłam przez drzwi, wcześniej zabierając telefon oraz torebkę. Ostatni raz spojrzałam na całe swoje życie, po czym zamknęłam płytę. Powstrzymując łzy, zeszłam ma dół i przeszłam do przedpokoju, gdzie czekała na mnie mama.

Crystal Martin jest czterdziestodwuletnią kobietą pracującą w prywatnej klinice, jako psycholog dziecięcy. Przez dobrze płatną pracę przyzwyczaiła się do ubierania sukienek oraz szpilek, a długie blond włosy zazwyczaj pozostawia rozpuszczone. Moja mama jest piękne, a ja odziedziczyłam po niej dużo cech z wyglądu, jak i z charakteru. Kobieta jest wysoka, szeroka w biodrach, naprawdę śliczna oraz szalona.

Na przykład kiedy chodziłam do drugiej klasy liceum oznajmiła mi, że będzie skakać ze spadochronu. Uznałam to za żart, ale gdy przyszło co do czego byłam w ciężkim szoku, widząc ją skaczącą wraz z jakimś instruktorem. Pomyślałam sobie wtedy ,,No wariatka".

Pomimo tego swojego szaleństwa jest cudowną kobietą i nie można jej niczego zarzucić. Kochająca, pracowita, a przede wszystkim wytrzymała.

- Gotowa? - zapytała mama z wielkim entuzjazmem, wyrywając mnie z własnych myśli.

- Tak - odpowiedziałam mało pewnie, nie podzielając entuzjazmu kobiety.

Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, które wisiało w przedpokoju. Blond włosy odziedziczone po mamie ładnie układały się na moich plecach. Wielkie jasnobrązowe oczy, prawie wpadające w bursztyn były moim znakiem rozpoznawczym, a piegi na nosie i policzkach dodawały mi uroku. Ubrałam czarne jeansy z wysokim stanem, biały top, a do tego fioletowy kardigan. Dodatkami był srebrny naszyjnik z literką ,,C", tego samego koloru bransoletka z małym słoneczkiem oraz niezastąpione białe Air forsy.

Kiedy uznałam, że wyglądam jak najbardziej w porządku, wyszłam przez drzwi kierując się w stronę białego SUV'a, podczas gdy mama zakluczyła dom, później udając się na miejsce kierowcy.

Stay with me [WSTRZYMANE]Where stories live. Discover now