32. O matkach...

234 15 0
                                    

Korzystając z wolnego czasu po pracy, Lou udała się do nowego marketu, by uzupełnić za matkę braki w lodówce. Wśród makaronu, mrożonej pizzy i gofrów znalazły się też prezerwatywy, których obecność miała jeszcze wywołać u niej śmiech.

Skręciła w lewą alejkę wózkiem z zakupami, po czym prędko się wycofała. Niestety za późno.

- Louisa?- usłyszała, na co założyła uśmiech i wróciła do alejki.

- Pani Harrington.- przywitała się z nią rudowłosa, po czym założyła kosmyki za uszy.- Dzień dobry.

- Dawno cię nie widziałam. Co u ciebie?

- Dużo pracy.

- Jakbym słyszała Steve'a.- westchnęła , kręcąc głową.- A jak twoja siostra radzi sobie w szkole?

- Powoli się przystosowuje.- wyjaśniła kobiecie, a ta prędko dostrzegła jej zdenerwowanie w tym zdaniu, więc postanowiła nie dociekać.

- Kiedy nas znów odwiedzisz? Wiem, że Steve nie lubi przyprowadzać przyjaciół pod naszą obecność, ale nie gryziemy i bardzo chcemy cię lepiej poznać.

- Chętnie bym spędziła z państwem czas, ale ostatnio mam...dużo na głowie. Steve też dużo pracuje, więc jakoś tak nie ma kiedy.

- Skarbie, czas się zawsze znajdzie. Co powiesz na piątek przed feriami? Zjemy wspólny obiad, porozmawiamy.

Lou zastanowiła się nad wymówką, jednak w jej głowie była tylko użalająca się Robin i wspierający ją w działaniu w ten dzień Steve.

- Nie mogę, wraz ze Stevem jedziemy na apel do szkoły mojej siostry, a wieczorem jest mecz...

- Faktycznie. Nie wiedziałam, że się wybiera.

- Pewnie zapomniał, jak to on.- zaśmiała się sztucznie Lou, po czym złapała za wózek sklepowy.- Ale obiecuję znaleźć czas.

Właśnie przejeżdżała przy kobiecie, by ją wyminąć, gdy spojrzenie matki Steve'a spadło jak na zawołanie w stronę wózka, w tym na paczuszkę o wymownym znaczeniu. Lou dostrzegła jej dziwny wyraz twarzy i w moment się zaczerwieniła. Przyjechała dalej, by jak najszybciej pozbyć się widoku kobiety.

Wieczorem, gdy chłopak odwiedził ją po pracy, opowiedziała mu zaistniałą sytuację ze śmiechem. Również Steve nie krył rozbawienia, wyobrażając sobie minę matki.

- Myślisz, że zobaczyła na twojej szyi malinki?- zażartował, na co Lou uderzyła go łokciem w brzuchu.- Ałć, to był żart.

- Beznadziejny.- odpowiedziała szczerze.- Teraz to już na pewno nie będę cię odwiedzać.

- Ale wyglądała jakby chciała się zaśmiać, czy cię udusić?

- Coś pomiędzy. Jakby chciała powiedzieć mi, że to głupie, a jednocześnie pochwalić za prezerwatywy i zaśmiać się z mojej czerwonej jak burak twarzy.

- Twoja mama pewnie by nam gratulowała.- stwierdził, po czym skrzyżował ręce.- Co o mnie myśli?

- Moja mama? Nie wiem, sam jej spytaj.- rzuciła, jednak widząc, że zależy mu na jej odpowiedzi, uśmiechnęła się delikatnie.- Lubi cię.

- Serio?

- Mhm, ciągle mówi jakiego to przystojnego i uroczego mam chłopaka.

- Żartujesz.

- Nie.- wzruszyła ramionami.- Uważa, że bardzo nas wspierasz. Zwłaszcza gdy dowiedziała się o pieniądzach, które nam dałeś. Mimo mojego oporu.

- Boże, jaka ty jesteś uparta.- westchnął teatralnie.- Choć w tej kwestii przekonywałem cię całe dwie minuty.

- Ale nie musi o tym wiedzieć.- zaśmiała się, a wraz z nią chłopak.- Tak w ogóle to żeby nie okłamywać twojej mamy, muszę jechać z wami przed feriami na mecz i apel.

- Powiedziałaś jej, że jedziesz na mecz, żeby nie przyjść na kolację?- spytał, a ta wzruszyła ramionami.

- Z lekka spanikowałam.- wyznała, wywołując u chłopaka miły wyraz twarzy.

Steve nachylił się ku dziewczynie, po czym pocałował ją uczuciowo w usta. Ta zamknęła oczy, czerpiąc z chwili jak najwięcej. Zdziwiła się jednak, bo nie takich pocałunków spodziewała by się po znanym przecież doskonale chłopaku.

- Za co to?- odezwała się w końcu.

Chłopak wzruszył ramionami i spojrzał jej głęboko w oczy. Odpowiedział cichym, łagodnym i pełnym dziecinnej oczywistości głosie.

- Za nic.

Chciała wyrazić swoje zdanie, jednak jedyne, co zrobiła to odwzajemniła czułość, dotykając jego szczęki koniuszkami palców. Zabrała dłoń, gdy klucz w drzwiach je otworzył, a do środka weszła jej matka z uśmiechem zaskoczenia na twarzy.

- Cześć, nie wiedziałam, że mamy gościa.

- Dzień dobry.- powiedział bez zawahania Steve.- Jak minął pani dzień?

- Miło. Dziś odwiedził mnie pewien mężczyzna. Bardzo elegancki. Zaproponował mi pracę w biurze.

- Że co?- spytała Lou, podnosząc ciało prędko z kanapy.- Jaki mężczyzna?

- Przestawił się, ale nie pamiętam. Napisał mi adres swojego biura...

- Wheeler?

- Kto?- zdziwiła się kobieta.

- Nazywał się Ted Wheeler?

- Nie, dlaczego pytasz?

- Nie ważne...mów dalej. Przyjmiesz tą pracę?

- Najpierw muszę pójść na rozmowę kwalifikacyjną, przestawić swoje doświadczenie i mocne strony...jak to na istotne stanowisko.

- Pomogę ci się przygotować. Musisz ubrać coś eleganckiego.

- Na pewno da sobie pani radę.- wsparł kobietę Steve, co wywołało u niej uśmiech.

- Nie masz z tym nic wspólnego, prawda? Już i tak dużo nam pomogłeś.

- Mamo.- urwała temat Lou, choć chłopak czuł się zobowiązany odpowiedzieć. Widząc jednak, że kobieta zrezygnowała z pytań, odszedł od zarzutu.

- Kiedy ma pani rozmowę?

- W piątek.- westchnęła i spojrzała błagalnie ja córkę.- Pojedziesz ze mną? Dla wsparcia?

- Jasne.- odpowiedziała prędko, po czym spojrzała na Steve'a przepraszająco.

- Masz inne plany.- wywnioskowała z jej miny matka.

- Mieliśmy iść na mecz...gra nasz znajomy. Ale to jest ważniejsze.

- Fakt.- poparł ją Steve.- Jeśli wygrają, za tydzień będzie kolejny, wtedy pojedziemy.

- Właśnie.

- Dziękuję.- powiedziała ze szczerością kobieta.

Podeszła do lodówki, a gdy otworzyła lodówkę, na podłogę spadło kilka jajek, które ewidentnie były wcześniej luźno w środku. Zarówno Steve, jak i Lou sięgnęli na hałas i złapali się odruchowo za dłoń, ściskając ją w lęku.

- Cholera.- szepnęła matka dziewczyny.

Dopiero gdy podnosiła się z ziemi z większymi częściami skorupek jajek w dłoniach, dostrzegła zachowanie owej dwójki, mrużąc oczy.

- To tylko jajka.- wyjaśniła, a Lou spuściła głowę j schowała dłonie w kieszeniach.- Oglądacie pewnie za dużo horrorów.

- Tia, nigdy więcej horrorów po pracy.- powiedział rudowłosa, choć wraz z chłopakiem wiedziała, że nie fikcyjne potwory przyszły im na myśl wraz z hałasem.

Horror ten jednak dopiero się zaczął. I to w noc przed feriami.




Hejaaaa
Dodaje i przepraszam z całego serca. Niestety z rozdziałami będzie różnie. Jak już wspominałam, mam problemy ze zdrowiem, a te prędko nie znikną, więc proszę o wyrozumiałość i aktywność pod rozdziałami dla zachęty ❤️❤️❤️❤️❤️

You're an idiot, Steve HarringtonWhere stories live. Discover now