>>Rozdział 3<<

238 6 0
                                    


                           MACOLM

Obudziłem się o szóstej rano. Ściągnąłem przytłaczającą kołdrę. Koło mnie leżała dziewczyna. Moja dziewczyna. Spała tak niewinnie jak by mnie opisywała. Jednak nie wie jaka jest prawda. Ona szaleje za mną. A ja? Przyjrzałem jej się ostatni raz. Moje stopy dotknęły ciepłego dywanu. Postawiłem dziś na czarny garnitur. Tak naprawdę raczej nie postawiłem bo codziennie tak jest. Krawat czy muszka? Kurwa. Jaki dylemat. Zawsze mam z tym problem, chociaż? Może jednak krawat? Muszka wydaję mi się że bardziej na weselę. Jeszcze ta pierdolona konferencja. Moja twarz była opleciona moimi dłońmi. Przetarłem ostatni raz powieki. Nałożyłem eleganckie buty i wyszedłem zamykając cicho drzwi, by nie zbudzić Kopciuszka

Czarne BMW zdecydowanie pasuje. Wsiadłem i ruszyłem w drogę. Jeżeli chodzi o dojazd na miejsce, zajmuję mi to około godziny. Z początku czas zajmujący mnie irytował, idzie się przyzwyczaić. Cały budynek w której odbywają się te wszystkie gówna jest lepiej ukryty niż sama moja posiadłość. Odrazu mówię, jest podziemny. Znajdują się tu przeróżne mafie. Raczej nie byle jakie, tylko takie, z którymi prowadzimy  współpracę. Może to i dziwne bo rzadko się zdarza żeby mafie miały współpracę z innymi i to w tak dużej ilości, ale u nas już taki zwyczaj od kilku lat. Mój ojciec był przeciwny temu, abym założył mafie. Nie dogadaliśmy się więc moi ludzie go sprzątnęli. Brzmi to tak prosto i tak jest. Jakby ktoś mnie zapytał czy chciałbym aby żył, oczywiście bym zaprzeczył. Skurwiel jebany. Nienawidziłem mojego ojca. A matka? Raczej nie mamy kontaktu. Wiedziała o tym że sprzątnięcie ojca to moja sprawa. Groziłem jej, że jak wygada komukolwiek to będzie tego surowo i brutalnie żałowała. Zamaskowałem ciało. Nikt nie prowadził żadnego śledztwa, a mój ojciec teraz pewnie gnije w ziemi na Majorce. Podjechałem nie w głąb lasu, bo chyba debil by zrobił tajny budynek mafijny w głębi lasu. Czemu? Bo widać byłoby ślady kół pojazdów. Miliardy to za mało by powiedzieć że poszły aby zbudować budynek znajdujący się pod ziemią. Dla nas to nie problem. Raczej w tych okolicach nie jeżdżą auta. Otworzyła się potężna klapa, tak to nazwałbym. Wjechałem pod podziemny tunel ciągnący się na kilka kilometrów. Zaparkowałem na miejscu i wysiadłem z auta. Przed wejściem do całej siedziby stało mnóstwo mafiozów którzy rozmawiali

- Macolm, stary! Dobrze cię widzieć - kiedy podszedłem bliżej poklepał mnie po plecach a ja wymusiłem sztuczny uśmiech

Czyżby Colin raczył mnie przywitać? Który dzisiaj? Muszę zapisać. Colin jakby rzec pląta się po tych całych jebanych konferencjach gówno wiedząc. Jego pięć minut dawno się skończyło. Wcześniej jego mafia była jedną z lepszych - nie zaprzeczę. Napadli bez żadnych planów na jakąś rodzinę, nie mając pojęcia że jest związana z drugą. Nie poradzili sobie i się rozpadła. Tyle w temacie. A ten skurwysyn próbuje dostać się i wywyższać dalej a kurwa gówno ma. To tak jak łysy mężczyzna. Na łbie pusto. Tak jest w przypadku Colin'a

- Kogo ja widzę czyżby to znów Colin? - zaśmiałem się. Widać było że jego uśmiech był nie szczery. Wściekły jak skurwiel. Mam go w dupie. I tak będę mu dogryzać

- Colin zachowujesz się jakbyście się kupę lat nie widzieli, nie wspominając nawet o wczorajszym dniu - przytaknął William, na co Colin przewrócił oczami. Przynajmniej on mnie uratował

- Nie bądź taki do przodu, ciekawe czy twoja żonka wie z kim się pieprzysz

kurwa, kurwa, kurwa

- Dziewczyna - poprawiłem go i wziąłem kolejny wdech by móc kontynuować - Nie pieprze się z nikim. Zrozum to - ja pierdole, jak on mnie wkurwia

- Zobaczymy, niech tylko się dowie - zrobił minę zwycięstwa. Fakt, wygrał

Better TogetherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz