ROZDZIAŁ 54

135 12 0
                                    

MIRIAM

- - - -

Podróżując po Australii w towarzystwie mojego męża, czułam się, jakbym trafiła do raju. Inny kontynent, inne krajobrazy, inne zwierzęta, inna kultura. Sielsko i anielsko, jak nigdy dotąd w moim życiu. Z dala od trosk dnia codziennego. Wszystkie złe i nieprzyjemne sprawy zostały daleko w tyle, a co najważniejsze – zdołaliśmy je przezwyciężyć i pogrzebać.

- Z czego się śmiejesz? – spytałam, niby z wyrzutem, kiedy Gijas parsknął śmiechem, bo kazałam mu donosić kolejne porcje wilgotnego piasku.

Zachciało mi się zbudować na plaży wielkie zamczysko, na wzór pałacu Baszara.

- Źle postawione pytanie, aniołku. Nie z czego, tylko z kogo.

- Taka jestem śmieszna?

- Trochę tak... jak mała, beztroska dziewczynka. Ale w sumie rżę z samego siebie, maleńka. Bezcenny widok! Prawie czterdziestoletni koń, z plastikowym wiaderkiem dla pięciolatka. Gdyby Victor, albo jakiś mój były podwładny mnie teraz zobaczył, runęłaby cała moja legenda bezwzględnego skurwiela.

- I dobrze, bo już nim nie jesteś. I nie udawaj, że ci się nie podoba. Świetnie się bawisz, a o to przecież chodzi na wakacjach.

- Dobrze wiesz, że w twoim towarzystwie każda forma spędzania wolnego czasu mi się podoba.

- Aha, a najbardziej, ta w pościeli...

- I na biurku... i pod ścianą...

- Pod prysznicem i w jacuzzi...

- W dolnej dziurce oraz w... buzi... - dokończył zadziornym tonem.

Roześmiałam się na widok jego głodnego spojrzenia.

Potem skierowałam spojrzenie nieco niżej. Tak jak przypuszczałam - nasze przekomarzanie spowodowało, że kąpielówki Gijasa zrobiły się za ciasne.

- Ktoś chyba musi się ostudzić – droczyłam się z nim. - Drogi mężu, jak to dobrze, że kilka metrów dalej masz do dyspozycji chłodne fale oceanu.

- Najdroższa żono, tak nie będziemy się bawić – podjął grę, ale na swoich zasadach. Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wody.

- Co robisz? Puść! - próbowałam wyswobodzić się z jego uścisku, na co on tylko pokręcił głową i wzmocnił chwyt.

- Chyba śnisz, maleńka! Pobudziłaś bestię, teraz musisz ją obłaskawić... Te wystające nieopodal z wody skałki, wydają cię całkiem wygodne. W sam raz, by cię na nich posadzić...

- Gijas, nawet tak nie żartuj, słyszysz? To miejsce publiczne ... plaża... nie wolno nam... - zaparłam się jak uparty osioł. - Nie tutaj, proszę – szeptałam desperacko, nie chcąc zwracać na nas uwagi innych plażowiczów.

- Nie bój żaby, aniołku. Ustawię się od strony oceanu, nikt się nie zorientuje.

- Nie! Nie zgadzam się! Już i tak poszłam na ustępstwo w sprawie stroju, zakładając koszulkę z krótkim rękawem, spodenki i tunikę, zamiast jak to określiłeś - „kombinezonu nurka". Innych zasad nie nagnę i ty też nie powinieneś.

Na szczęście się zatrzymał. Był wyraźnie sfrustrowany. Nerwowym gestem przeczesał palcami włosy.

- Ok. Na razie chłodna woda będzie musiała wystarczyć, ale pamiętaj, że wieczorem się odkuję.

Uff! Udało się...

Choć, jeśli mam być szczera, muszę przyznać, że sam pomysł mnie też się podobał. Żałowałam, że ze względów religijnych nie możemy go zrealizować. Mózg podsuwał erotyczne obrazy, wywołując u mnie przyspieszone bicie serca. Piersi stały się niesamowicie wrażliwe, między udami czułam wilgoć, a na skórze pojawiła się gęsia skórka. Weszłam głębiej do wody, bo miałam wrażenie, że jeszcze moment i fale muskające moją intymność, doprowadzą mnie do spełnienia.

V   WŁADZA I BOGACTWO  -  "SIĘGNĄĆ GWIAZD"Where stories live. Discover now