Rozdział 6

48 6 19
                                    

-Liczę, że jesteś gotowy mój Batmanie.- powiedział Reggie rozbawionym głosem,  opierając się bokiem o swój samochód.

Wywróciłam oczami z błąkającym się uśmiechem na twarzy.

-Ależ oczywiście, Robinie. Liczę, że jesteś gotowy na ratowanie Gotham City.

Oboje się zaśmialiśmy wchodząc do środka pojazdu. Zapięliśmy pasy i ruszyliśmy przed siebie.

-Gdzie masz zamiar mnie porwać?- dopytałam przyglądając się jego skupionej twarzy.

-Najpierw lecimy coś zjeść. Liczę, że nic jeszcze nie jadłaś, bo musisz wcisnąć to co ci Barry przygotuje.

Błagam, obudziłam się godzinę temu, ja ledwo z łóżka wstałam, a co dopiero zjeść śniadanie.

-Kim jest Barry?- zmarszczyłam brwi.

-Barry, mój kumpel. Prowadzi spoko knajpę na obrzeżach miasta, jakieś dwadzieścia drogi stąd. Mam u niego zniżkę.- puścił mi oko z uśmiechem.

Przez dalszą część drogi żadne z nas nic już nie mówiło. Jedyne co zagłuszało ciszę, to muzyka Mäneskin, która leciała z głośników. Chyba lubi ten zespół. Pasuję do niego, ponieważ oddaje  osobowość Garcii w całej okazałości. Reggie nie jest typem, który przystosowuje się do innych. Zdecydowanie nie. On jest typem, który wyznacza nowe ścieżki, nie boi się wyzwań. Jest pewny siebie, towarzyszki i nie boi się być sobą. Zapewne większość ludzi ma go za wyluzowanego chłopaka, kochającego imprezy, ludzi oraz ogólny chaos i zamieszanie. Ja również tak sądzę, ale każdy z nas ma tą "drugą stronę". Coś czuję, że ta "druga strona" bruneta jest bardziej przerażająca, niż może się wydawać.

-Jesteśmy!- powiedział entuzjastycznie  uśmiechając się i parkując swoje auto.

-Barry's bar.- przeczytałam nazwę, która widniała na czerwonym, świecącym szyldzie. -Kreatywnie.- prychnęłam uśmiechając się pod nosem.

-Nie naśmiewaj się. Barry to wspaniały szef kuchni. Mówię ci.- powiedział zatrzaskując drzwi pojazdu.

Po chwili wchodziliśmy już do środka knajpy. Rozszerzyłam szeroko oczy. Zdecydowanie wygląd zewnętrzny nie oddaje tego, jak naprawdę tutaj jest.

Bar była urządzony w stylu lat '50. Szafa grająca, intensywny kolor czerwieni z dodatkami czerni oraz bieli. Czerwone, skórzane kanapy, i tak samo wykonane stołki przy barze.

-Czuję jakbym cofnęła się w czasie. Tu jest nieziemsko.- powiedziałam z widocznym zachwytem na twarzy.

Reggie poprowadził nas do stolika przy ogromnym oknie. Usiadłam na kanapie. Była taka wygodna. Sam lokal krzyczał wręcz "Lata '50"! Coś niesamowitego. Knajpie dodawała nastrój muzyka, która leciała w tle. Aktualnie był to Elvis Presley- Jailhouse Rock.

-Wybierz sobie coś do picia, a ja zaskoczę cię śniadaniem. Liczę, że nie jesteś weganką, wegetarianką, ani nie jesteś na nic uczulona, nie?- spojrzał na mnie pytająco.

-Nic z tych rzeczy.- zaczęłam przeglądać kartę.- Jeżeli ty wybierasz śniadanie to ja wybiorę nam napoje, więc może... Shake waniliowy? Co ty na to?

-Brzmi dobrze. Zaraz Barry powinien... O, Barry!- chłopak rozpromienił się wstając i przytulając czarno skórego mężczyznę. Reggie wyglądał w tej chwili, niczym mały chłopczyk, który zobaczył swojego najlepszego przyjaciela, z którym może bawić się przez calutki dzień.

-Barry, to Ivy. Ivy, to Barry.- przedstawił nas sobie krótko.

-Miło mi.- uśmiechnęłam się do mężczyzny.

Destiny written in the stars  Where stories live. Discover now