9

1.9K 94 7
                                    

Venti

dwadzieścia pięć lat temu

Dziś obchodziłem swoje siódme urodziny. Miałem nadzieję, że choć tego dnia mama i tata będą dla mnie mili. Kiedyś co roku mama robiła dla mnie tort, ale nie widziałem go na urodzinowym stole już od trzech lat. Mimo, że gdy jadłem tort po raz ostatni, miałem tylko cztery lata, pamiętałem jego rozkoszny smak. 

Zszedłem po schodach na dół. Nasz dom na planecie U-60 nie był duży, ale wystarczał dla naszej trójki. W nocy często słyszałem, jak mama i tata głośno na siebie krzyczą, ale starałem się nie zwracać na to szczególnej uwagi. Bałem się, że tata znowu przykuje mnie do drewnianego pala znajdującego się w ogrodzie i zostawi mnie tam na całą dobę bez jedzenia, picia i możliwości wysikania się. Już dwa razy dostałem taką karę i więcej nie chciałem tego przeżywać.

- Mamo? Tato? 

Myślałem, że w salonie czeka na mnie jakiś prezent. Zasmuciłem się, gdy nic tam nie znalazłem. W moim pokoju również nic nie było. 

Zajrzałem do lodówki, ale nie znalazłem tam tortu. Zrobiło mi się przykro. Myślałem, że w tym roku mama w końcu upiecze dla mnie tort, ale ona mnie już chyba nie kochała. Ostatnimi czasy bardzo ją denerwowałem. Krzyczała na mnie, a kilka tygodni temu nawet mnie uderzyła. Nigdy wcześniej tego nie robiła, dlatego byłem w szoku, ale nie płakałem. Pozwoliłem, aby z dolnej wargi spływała mi krew i wróciłem do swojego pokoju, gdzie w ciszy wylałem mnóstwo łez. 

- Co ty robisz, smarkaczu?!

Usłyszałem głos taty. Nie zdążyłem odsunąć się od lodówki. Było za późno.

Tata z całej siły zamknął lodówkę tak, że przytrzasnął mi palce. Krzyknąłem i gdy zabrałem palce, spojrzałem na nie. Nie wyglądały dobrze. Były wygięte i okropnie bolały.

- Myślałeś, że możesz zaglądać sobie do lodówki, gnojku?!

Tata kopnął mnie w łydkę. Upadłem na podłogę, krzywiąc się z bólu. 

- Włożyłem w wychowanie ciebie mnóstwo wysiłku, a ty nie potrafisz mi się nawet odwdzięczyć, mały śmieciu! Nie potrafisz strzelać laserami z oczu, a wszystkie dzieciaki w twoim wieku już to umieją! Nie potrafisz chodzić po ścianach! Nic nie umiesz! Nawet swojej postaci nie potrafisz zmienić! Jesteś gówno wartym śmieciem, Venti!

Tata zaczął mnie kopać. Bił mnie tak długo, że już nie mogłem tego znieść. Nie byłem pewien, czy moje kości były całe. Nie zdziwiłbym się, gdyby tata mi je połamał. Nie miałem w ogóle siły, aby podnieść się i mu się postawić. Poza tym, byłem po prostu zbyt słaby. Mój tata był dobrze zbudowany i już wiele razy mnie bił, więc wiedziałem, do czego był w stanie się posunąć. Chyba jednak nigdy wcześniej nie skatował mnie tak, jak dziś.

- Mam dzisiaj urodziny, tato... 

- Pierdolę twoje urodziny! - wrzasnął ojciec, plując na mnie. 

- Co tu się dzieje? 

Moja mama zeszła ze schodów. Ledwo ją widziałem przez to, że miałem w oczach krew wypływającą z moich ran. Myślałem, że mama mi pomoże, ale ona tylko podeszła do nas z krzywym uśmieszkiem i spojrzała na mnie leżącego na podłodze z krwią na całym ciele. 

- Venti, skarbie. Masz dziś urodziny, prawda?

- Mamo, pomóż mi... 

- Nie mogę, kochanie. Przykro mi, ale zawiodłam się na tobie. Mam nadzieję, że rozumiesz, dlaczego ci nie pomogę, synku. Twój tatuś i ja postanowiliśmy podarować ci jednak jedyny w swoim rodzaju prezent na twoje siódme urodziny. Przyjdzie dziś do nas Brekker. Najlepszy nauczyciel kosmicznych sztuczek. Na pewno znajdzie sposób, aby wydobyć z ciebie ukryty potencjał, Venti. Najpierw jednak trochę się oczyść, dobrze? 

VentiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz