32

1.1K 67 8
                                    

Venti

Wróciliśmy do swojego apartamentu, jednak Rosie nie była już taka sama, jak wcześniej.

- Kochanie, przyniosę ci coś do jedzenia. Albo poproszę Anakina, żeby nam coś przyniósł.

Rosie siedziała na parapecie dużego okna. Wpatrywała się w kosmos. Nie odzywała się wiele od chwili, w której wyjaśniłem jej, czego mogli chcieć od nas przebudzeni. Miałem nadzieję, że Maastratowi udało się wyeliminować ich wszystkich, ale wciąż istniało prawdopodobieństwo, że przebudzeni mieli jakiś większy plan.

Nie mogłem wyobrazić sobie, żeby Rosie i Ariemu coś się stało. Dlatego zamierzałem pilnować ich całą swoją mocą. Nie wiedziałem, czy w bezpośrednim ataku udałoby mi się pokonać przebudzonego, ale miałem nadzieję, że właśnie tak będzie. Walka z moim ojcem dała mi jednak dużo do myślenia. Nie byłem tak silny, aby samodzielnie go pokonać. Gdyby Maastrat mi nie pomógł, prawdopodobnie mój przebudzony ojciec zamordowałby mnie.

- Rosie?

Podszedłem bliżej mojej ukochanej. Usiadłem na przeciwko niej, gdyż parapet był naprawdę długi i szeroki. Przybliżyłem się do dziewczyny tak mocno, jak to możliwe.

- Rosie, kochanie. Porozmawiaj ze mną.

- Myślisz, że gdybyśmy jakimś sposobem wrócili na Ziemię, moglibyśmy tam normalnie żyć?

Zacisnąłem usta w wąską kreskę. Czułem, że zbliżała się kolejna rozmowa dotycząca tego, czy mogliśmy wrócić na planetę, na której Rosie przyszła na świat.

- Mówiłem ci już, że to niewykonalne.

- Może jednak udałoby nam się? Nie chcę żyć w ciągłym stresie.

Rosie spojrzała z czułością na swój ciążowy brzuszek. Termin porodu zbliżał się nieubłaganie.

Chciałem być dla Rosie tak łagodny, jak to możliwe. Nigdy bym jej nie zranił, ale musiałem przemówić jej do rozumu. W końcu chodziło tutaj o bezpieczeństwo naszego dziecka.

Chwyciłem dziewczynę za rękę. Trzymałem ją mocno, patrząc Rosie prosto w oczy. Nie mogłem dopuścić do tego, aby zerwała ze mną kontakt wzrokowy.

- Gdybyśmy wrócili na Ziemię, wszyscy zostalibyśmy poddani eksperymentom rządowym.

Rosie chciała odwrócić ode mnie spojrzenie. Prawda była dla niej zbyt trudna do zniesienia, więc chwyciłem ją za podbródek, żeby nie odwracała ode mnie wzroku.

- To byłoby niebezpieczne dla nas wszystkich. W momencie, w którym uprawialiśmy seks, wlałem w ciebie kosmiczną esencję. Teraz jej nie widzisz, gdyż znajdujesz się w kosmosie. Gdybyś jednak wróciła na Ziemię, świeciłabyś się jak cholerna lampka choinkowa. Biłoby od ciebie nieludzkie ciepło. Nie przyzwyczaiłabyś się ponownie do życia na Ziemi. Twoje ciało byłoby do tego niedostosowane. Twoje płuca nie mogłyby pozwalać ci na normalne oddychanie. Umarłabyś. Gdyby rząd cię złapał, może umożliwiłby ci normalne warunki do funkcjonowania, ale nigdy nie byłabyś wolna. Nie masz pojęcia, jak wiele rzeczy ukrywa przed ludźmi rząd, Rosie. To szalone, ale taka jest prawda. Poza tym, twoja rodzina nie pamiętałaby o tobie. To byłoby dla ciebie nie do zniesienia.

- Dobrze, nie mówmy już o tym. Nie chcę być bardziej smutna.

Pocałowałem Rosie w czoło. Dziewczyna zarzuciła mi ręce na szyję i wtuliła się we mnie mocno.

- Wybacz, że znowu poruszyłam temat powrotu na Ziemię. Wiem, że to niemożliwe.

- W porządku, Rosie. Rozumiem, że masz obawy. To jasne, skoro dzieje się tak wiele trudnych do zniesienia rzeczy, ale jestem tu z tobą. Mówiłem poważnie, gdy wyznałem, że będę cię bronił do ostatniego tchu, słoneczko.

VentiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz