51

1K 62 14
                                    

Rosie

Wenz wbił rękę w brzuch Iris. Kobieta krzyknęła z bólu, który musiał być niemożliwy do zniesienia. Patrzyłam na to, jak Wenz wyciąga z rozerwanego brzucha swojej kobiety dziecko. Małego chłopca, który przebierał nogami i krzyczał. 

Iris padła na łóżko bez sił, gdy Wenz zabrał już dziecko. Kobieta chyba nie oddychała, ale nie mogłam być niczego pewna. Wiedziałam tylko, że źle to wszystko wyglądało. 

- Kurwa, mam cię, kochanie!

Wenz spojrzał na nas z władczością. Następnie mężczyzna podbiegł do okna i korzystając z siły swojego ciała, rozwalił je. Szkło rozsypało się na małe kawałeczki, gdy przebudzony uciekł z dzieckiem w ramionach. 

- Ja pierdolę, ona zaraz umrze!

Patrzyłam na to, jak Maastrat i Ferdes podbiegają do leżącej na łóżku kobiety, której brzuch był w strzępach. Nie miałam pojęcia, czy Iris to przeżyje. Gdybyśmy znajdowali się na Ziemi, najpewniej kobieta umarłaby na miejscu. Byliśmy jednak w kosmosie, gdzie na własne oczy widziałam, jak magia działa cuda. Miałam nadzieję, że Iris przeżyje dzięki pomocy kosmitów. Gdyby odeszła, osierociłaby Simona i swoje nowe dziecko. Miałam jednak wrażenie, że do tego nowego nie zdążyła się przywiązać. Zaledwie wczoraj zaszła w ciążę, a dziś dziecko zostało wyrwane brutalnie z jej łona. 

- Zawołajcie Desdena!

Venti wypadł z pokoju. Patrzyłam na to, jak Maastrat i Ferdes próbują pomóc kobiecie, ale nie wyglądało to dobrze. Iris straciła już mnóstwo krwi. Pościel była cała czerwona. 

Kiedy Desden przybył do sypialni, natychmiastowo dopadł do Iris. Patrzyłam na to, jak mężczyzna za wszelką cenę stara się pomóc kobiecie. Krzyczał jakieś niezrozumiałe dla mnie słowa. Był lekarzem, więc miałam nadzieję, że pomoże Ziemiance, ale im więcej czasu mijało, tym lepiej widziałam na twarzy Desdena rozdrażnienie. Mężczyzna krzyczał na Maastrata i Ferdesa coraz głośniej. Widział, że traci pacjentkę, ale nie mógł nic z tym zrobić. 

W końcu Desden się poddał. Opuścił na boki ręce, z których odpłynęła błyszcząca magia. Kosmita pokręcił przecząco głową i wypowiedział słowa, które były ciosem dla nas wszystkich. 

- Nie żyje. 

Zasłoniłam usta dłonią. Venti momentalnie mnie przytulił. Kiedy przycisnął mnie do swojej piersi, w końcu mogłam wylać morze łez. 

- Nic nie mogliśmy zrobić, Rosie. Bardzo mi przykro. 

Pokręciłam przecząco głową. Nie dochodziło do mnie to, że Iris już nie było z nami. Przecież ta kobieta była wojowniczką. Miała synka, Simona, dla którego chciała żyć. To była moja wina, że sparowałam ją z sadystą, ale nie miałam wyboru. Musiało paść na Iris, albo na jakąś inną kobietę. Mimo, że nie chciałam mieć wyrzutów sumienia, to było to ode mnie silniejsze. Wiedziałam, że nigdy nie pogodzę się z tym, co się wydarzyło. 

- Mogę sprawić, aby jej ciało zniknęło - powiedział spokojnie Desden. - Nie ma sensu dłużej jej tu trzymać. 

- Ona miała syna... 

- Zaopiekujemy się nim - odpowiedział Maastrat. - Możesz być pewna, że zajmiemy się tym chłopcem, Rosie. 

- Ona nie powinna umierać. Mogłam ją ochronić!

- Nie mów tak - warknął na mnie Venti. - Gdybyś jej pomogła, to ty byś umarła. Nie poradziłbym sobie z taką stratą, Rosie. Wiem, że śmierć Iris jest dla ciebie trudna do przeżycia, ale błagam, nie załamuj się. Jutro urodzisz Ariego. Wszystko będzie dobrze. 

VentiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz