18. Do ojca

24 4 4
                                    

Mallory wyszła zza zasłonki, a mnie opadła szczęka. Wygładziła dół sukni i spojrzała na mnie i Jasemine z obawą.

— Jest źle? — skrzywiła się.

— Jest przepięknie! — podniosłam się z miejsca i do niej podeszłam, a później pociągnęłam za nadgarstek przed lustro. Mallory jak tylko się zobaczyła, zakryła usta dłonią i gwałtownie odwróciła się w stronę Jasemine.

Podbiegła do kobiety i rzuciła jej się na szyję, po drodze ściągając z nosa okulary.

— Dziękuję — sapnęła. — Dziękuję, Jasemin. Jest lepsza, niż mogłam sobie wyobrazić. Jesteś niesamowita.

— Oh, już mi tak nie słodź, kochanie — zaśmiała się i uściskała moją przyjaciółkę, a mi puściła oczko.

Mallory oderwała się od niej, pociągnęła nosem, bo poleciało kilka łez i założyła okulary z powrotem.

— Callie, idź ubrać swoją! — spiorunowała mnie. Zaśmiałam się i ukryłam w przymierzalni, gdzie czekała na mnie suknia.

Odpięłam powoli zamek pokrowca, który chyba specjalnie nie prześwitywał, żebym nie mogła nic podejrzeć. Jasnoniebieski tiul od razu wydostał się na zewnątrz, a kiedy dotknęłam sukienki, zadrżała mi dłoń. Była przepiękna. Była jak te suknie z wielkich filmowych bali i została uszyta dla mnie. Nie mogłam w to uwierzyć.

Kiedy ściągałam ją z wieszaka, bałam się, że coś przypadkiem uszkodzę, dlatego obchodziłam się z nią jak z jajkiem. Poradziłam sobie nawet sama z zamkiem, co mnie cieszyło. Mogłam zaskoczyć efektem końcowym, bez zdradzania rąbka tajemnicy.

Sukienka nie była tak duża, jak się spodziewałam, przez co mi ulżyło. Wysunęłam głowę nieśmiało zza zasłonki i wodząc podnieconą minę Mallory, wyłoniłam się cała.

Reakcja była dokładnie taka sama, jak moja na Mal. Nie tracąc czasu, stanęłam przed lustrem i doznałam szoku.

Gdyby Jane mogła mnie zobaczyć w tej sukience, płakałaby ze szczęścia.

— Stara, rozwalamy ten bal — szepnęła do mnie Mal, kładąc dłonie na moich ramionach. — Jeszcze z Ezrą u boku, już w ogóle będziesz tam błyszczeć.

Imię Ezry jakoś mną wzdrygnęło.

Zaczęłam żałować, że nie namówiłam na bal Calluma. Całe moje wnętrze krzyczało, że to Kai'a chciałabym mieć u swojego boku, ale on był dla mnie nieosiągalny.

— A co tutaj się dzieje? — zagadnął wesoło Leyton i wszedł do pracowni, a później przeklął pod nosem.

— Tak, wiem. Odwaliłam kawał niezłej roboty. — Jasemine zaprezentowała się dłonią, na co się zaśmialiśmy.

— Czy reszta was widziała? Bo jak nie, to koniecznie muszą. — powiedział Leyton i wyjął telefon.

— Nie! — wrzasnęła Mallory. — Nie pisz nic Heziemu. Będzie miał niespodziankę. Nie mówienie mu o tej sukience sprawia mi frajdę. — wymieniła ze mną spojrzenie, a później poszła zrobić sobie parę zdjęć.

— Możecie tak nie krzyczeć?! Tu się ludzie uczą!

— Boże... — jęknęła Jasemine. — Malachi! Chodź na chwilę!

Zestresowałam się. Nie wiem, czy wołała go celowo, czy nie, ale całe moje ciało się spięło. Czy coś powie? Skomentuje? Pomyśli, że sukienka jest ładna i mi pasuje, czy może przesada?

Dlaczego, do stu diabłów, tak bardzo obchodziła mnie jego opinia. Oblizałam usta, żeby ukryć zdenerowanie i słysząc kroki Kai'a, dołączyłam do sesji zdjęciowej Mallory.

Listy donikądDonde viven las historias. Descúbrelo ahora