28. Do Calliope

18 2 0
                                    

Nie musiałam długo myśleć, dokąd się skieruję. A raczej dokąd pociągnę za sobą Kai'a w stanie upojenia. Musiałam zagryźć zęby, żeby wytrzymać chłód, bo oczywiście mądra ja nie zabrała ze sobą kurtki z Czerwonego Klonu. W zasadzie jedyne, co ze sobą miałam, to mój przybity towarzysz.

Spojrzałam na niego, ale milczał. Od czasu do czasu posyłał mi uśmiechu, ale tylko wtedy, kiedy zauważył, że się gapię.

— Przyprowadziłaś mnie tutaj w celu zamordowania?

— Przyprowadziłam cię tutaj, żebyś przetrzeźwiał. — usiadłam na trawie przed rzeką. — I może zrobi ci się lepiej. Mnie było lepiej, kiedy zabrałeś mnie do swojego miejsca.

Malachi ociężale zajął miejsce obok mnie i rozwiązał sznureczek pod szyją, który trzymał jego pelerynę w garści. Później okrył nią moje ramiona. Byłam mu za to wdzięczna, ale chyba nie musiałam nic mówić. Wiedział to.

— Zaczyna przytłaczać mnie to całe usilne naprawienie relacji ze mną. Nie da się czegoś tak po prostu naprawić po tylu latach. Po tym, jak się kogoś porzuciło. Co on sobie wyobraża? Że wróci, a ja zapomnę o tym, jakim był skurwielem? — otworzyłam usta. — Wybacz, nie powinienem tak przy tobie mówić. — ukrył twarz w dłoniach.

— Jak dla mnie, możesz to powtórzyć jeszcze dziesięć razy, jeżeli tego właśnie potrzebujesz.

— Nie wiem, czego potrzebuję. Nigdy nie widziałem w nim ojca, to Olivier zawsze nim dla mnie był. Odkąd tylko trafiłem do Mandeville'ów. To jeden z tych przypadków, w którym więź krwi nie ma żadnego znaczenia.

Opadła mi w tamtym momencie kurtyna żalu, którą przysłoniła mi oczy sprawa z bratem. Wtedy zrozumiałam jego punkt widzenia i co miał na myśli, mówiąc o Jane. Byłam po prostu na niego zbyt wściekła, żeby postarać się zrozumieć, ale słowa Kai'a całkowicie mi to rozjaśniły. Może dlatego, że nie był z tym związany, ale jego sytuacja wydawała się bliźniacza? Może dlatego tak łatwo było mu postawić się na miejscu Hezekiaha?

Ależ byłam idiotką.

— Jasemine wie?

— Tak. Mówię jej o wszystkim, co się dzieje w związku z tym kretynem. Nie tyle co muszę, ale chcę.

— A Olivier? — pokręcił głową. — Może to coś da. Nie będę proponowała rozmów z Ezrą, bo wiem, jak się sytuacja ma.

— Callie, wiem co mam robić, dziękuję. Po prostu potrzebuję się... pozbierać i...

— Wygadać. — dokończyłam za niego. — To idealne miejsce, żeby to robić. Mówię z doświadczenia. Rzeka cię wysłucha i poniesie dalej. Może nawet zabierze.

— Chyba często to robisz.

— Prawie codziennie. Piszę... — zawahałam się. Czy zdradzanie mojej tajemnicy komuś jeszcze, poza Mal było rozsądne? Chyba nie, a z jakiegoś powodu ufałam mu na tyle, żeby to zrobić. — Piszę listy. Takie, które nigdy do nikogo nie trafią. I... i wrzucam je do wody.

— Co byś napisała teraz? — szepnął. Patrzył przed siebie, w wodę.

— Drogi Hezekiahu, przepraszam za to, że jestem upartym osłem i nie dałam ci pola do wyjaśnień, a sobie przestrzeni do zrozumienia. Ty też jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Twoja wkurzająca siostra. — uśmiechnęłam się. — Drogi Kai'u, nie mam pojęcia, przez co kiedyś przeszedłeś, ale dzisiaj widzę silnego chłopaka, który na dodatek z jakiegoś powodu spędza mi sen z powiek. Jesteś jedną z lepszych osób, które zesłał mi los. Grecka muza poezji.

Zaśmiał się krótko, ja także. Nie wiem, czy rzeczywiście bym tak napisała, ale właśnie to dyktowało mi serce. I udało mi się go rozweselić, a to był taki mój mały cel. Oczy też przestały mu świecić.

Listy donikądWhere stories live. Discover now