≓ Rozdział 5 ≒

33 7 22
                                    

Poniedziałkowy poranek brutalnie kończył weekend dla wszystkich poza Sewerynem. Chociaż nie przepadał za swoją pracą, w niedzielne wieczory zwykle łapała go trudna do określenia chandra. Nie chodziło przecież o samotność – wszak od zawsze żył samotnie, bo to, że ktoś był obok niego w jednym domu, o niczym nie świadczyło. Mało tego, on tę swoją samotność uwielbiał, szczególnie odkąd wynajął mieszkanie. Miało tylko niewielki, ciemny przedpokój, równie małą łazienkę z prysznicem, niemal idealnie kwadratowy pokój, który Seweryn sam podzielił sobie na część sypialnianą i tę do pracy, oraz wąską, ślepą kuchnię. Zawrotne trzydzieści trzy metry kwadratowe ktoś nazwałaby klitką, ale on był zachwycony. Napawał się ciszą tego miejsca, tym, że doskonale zna każdy kąt, a sprzątanie zajmuje mu łącznie dwie godziny i nic nie jest go w stanie zaskoczyć, nawet sąsiedzi. Mimo tego w niedzielę zawsze coś go gnębiło i nigdy nie wiedział, o co mu chodzi. Dlatego cieszył się na poniedziałki, zupełnie odwrotnie niż reszta świata, bo oznaczały powrót do bezpiecznej rutyny.

Seweryn akurat łapał oddech po pierwszych zajęciach tego dnia, przygotowując sobie w myślach płomienną przemowę do nieuków, których sprawdziany miał w torbie, gdy do pokoju nauczycielskiego wkroczyła Maja. Zaraz za nią wszedł dyrektor i uśmiechnął się szeroko na widok nauczyciela chemii, który zastygł z kartką w jednej ręce i kubkiem kawy w drugiej.

– Ach, doskonale, że jesteś, Sewerynie! – zagaił. – To ja was zostawię. Maju, powodzenia na pierwszych lekcjach, a gdyby coś było nie tak, wiesz, gdzie mnie szukać.

– Dziękuję, dyrektorze. – Jastrzębska uśmiechnęła się promiennie.

– Błagam... Arturze, moja droga. Tu wszyscy jesteśmy jak rodzina.

Seweryn, słysząc to, tylko się skrzywił. Trzmielewski był jednym z tych dyrektorów, którzy wierzyli w jednoczącą moc szkoły bardziej niż w tę edukacyjną. Przy każdej okazji podkreślał, że Liceum Ogólnokształcące nr 1 imienia Stanisława Staszica to miejsce, w którym wszyscy, zarówno rodzice, jak i nauczyciele czy uczniowie, mogą czuć się jak w domu, a żadne potrzeby nie będą ignorowane. Być może za pierwszym razem ktoś wrażliwszy mógł się tym przejąć, nawet wzruszać, ale nie Seweryn. Uważał się za chłodnego, a poza tym podobne deklaracje słyszał już od kilku lat i miał ich powoli dość.

Wszelka hardość wyparowała mu z głowy, gdy został w pokoju nauczycielskim sam na sam z Mają. Znów postawiła na dżinsy i szpilki, a marynarkę zastąpiła elegancką koszulą z ozdobnym kołnierzykiem. W ręku, poza torebką i teczką, trzymała jesienny płaszcz. Długie włosy zaplotła w warkocz, który owinęła wokół głowy, przywołując jednoznaczne skojarzenie z folklorem słowiańskim.

Seweryn odchrząknął, a potem palnął bez namysłu:

– Napijesz się kawy?

Maja parsknęła. A on zaśmiał się razem z nią, zanim zdążył się opanować.

Właśnie w taki sposób oficjalnie zaczęła się ich znajomość. Ostatecznie podczas tamtej przerwy żadne z nich nie dopiło kawy, ale nie miało to znaczenia – Seweryn wiedział, że jeszcze będą mieli okazję. Gdy wyszedł z pracy, po krótkim namyśle postanowił zadzwonić do Laury. Chciał z nią porozmawiać nie tylko tym, że nie urwał nowej koleżance niczego, a nawet spędził czas na zaskakująco przyjemnej pogawędce. Miał zamiar również dopytać o spotkanie z Kubą, bo nadal nie dawało mu to spokoju. Przyjaciółka jednak nie odebrała i nie odpowiedziała na jego wiadomość. Uznając, że wzięła się za pisanie, odłożył plotkowanie na inny czas i skupił się na swojej pracy.

Zaczynał się już wieczór, a on nad paczką precelków przeglądał materiały do kolejnych zajęć, na szczęście bardziej wymagających, a więc ciekawszych, gdy jego telefon wydał charakterystyczny dźwięk przychodzącej wiadomości na Messengerze. Zerknął na wyświetlacz, wiedząc, czego się spodziewać. W końcu kto mógłby do niego pisać, jeśli nie Laura?

My ✔️Where stories live. Discover now