Część 30

227 42 9
                                    


Alex

Drzemka w samolocie była niezaplanowana i jak się okazało podczas długiego marszu, zbyt krótka by zregenerować ciało. Moje nogi prawie odmawiają posłuszeństwa i z tego co widzę, Carter także wygląda na wyczerpanego. Wiedziałam, że ta wędrówka do Edenu będzie trudna, ale rzeczywistość przerosła wszelkie wyobrażenia. Gdybyśmy mieli pojazdy, nasza sytuacja byłaby o niebo lepsza. A tak, musimy liczyć tylko na własne nogi.

Nagle zdaję sobie sprawę z czegoś bardzo ważnego.

– Carter? – pytam, a on zerka na mnie. – Nie mamy mapy, została w Midland wraz z naszymi rzeczami. Boże, kompletnie o tym nie pomyślałam! Jak teraz tam trafimy?

– Będzie ciężko trafić prosto do celu, ale tym będziemy się martwić, gdy dotrzemy na zachodnie wybrzeże.

– A jeśli zbłądzimy?

– Musimy zwracać uwagę na tablice drogowe. Mniej więcej pamiętam, jak prowadziła najkrótsza droga.

Chciałabym jeszcze dłużej się z nim spierać, ale szybko przypomina mi się nasze ostatnie starcie. Przez całą drogę od lotniska posępna mina nie schodzi z jego twarzy. Nie chcę go dodatkowo denerwować, to nic nie da.

***

Zapada zmierzch, więc to najwyższa pora, aby znaleźć bezpieczne miejsce do przenocowania. Kilka mil wcześniej mijaliśmy stację benzynową i Carter założył, że wkrótce natrafimy na budynki mieszkalne.

Zaczynam tracić nadzieję i przyzwyczajać się do myśli, że będziemy spać pod gołym niebem, gdy Carter nagle się zatrzymuje. Kuca, po czym coś podnosi z jezdni. To mały, biały kamyczek. Musiał na niego nadepnąć. Bez słowa zaczyna się rozglądać najpierw po prawej stronie, a później przechodzi na lewą. Odsuwa dłonią wysoką trawę, jakby sprawdzał podłoże. Patrzę ponad jego postacią i dostrzegam tylko drzewa i krzewy.

– Czego szukasz?

– Kamieni.

– Po co?

Carter nie odpowiada, więc podchodzę do niego bliżej.

– Widzisz? Ziemia pokryta jest tymi samymi białymi kamieniami.

– I co z tego?

– Kiedyś ludzie specjalnie wysypywali ozdobne kamienie na drogę. Tam musi być jakaś chata – oznajmia, po czym wstaje i rusza niepozorną drogą.

– Jesteś pewny?

– Nie, ale warto to sprawdzić – mówi, po czym rusza drogą, na której zauważył ślady dawnej ingerencji człowieka.

– Myślałam, że lepiej schronić się w jakieś miejscowości, niż na odludziu. Sam mówiłeś, że wtedy trudniej znaleźć poszukiwanych – stwierdzam, idąc tuż za nim.

– To prawda, ale ledwo zauważyłem tę drogę. Jadąc motocyklem, można przeoczyć drobiazgi. Trawa zasłania kamyszki i to czysty przypadek, że na jeden nadepnąłem. Musimy się pospieszyć, za chwilę nic nie będziemy widzieć, a latarka jest już na wyczerpaniu, lepiej oszczędzać baterie, może nam się jeszcze przydać.

***

Spacer kamienną drogą, którą zasłaniał bujna dzika trawa, nie była tak długa jak z początku to sobie wyobrażałam. Dzięki drzewom i rozrosłym krzewostanom, nie mogliśmy z drogi głównej dojrzeć okazałego domu. Co ja mówię, to wygląda jak pałacyk. Grube kolumny na tarasie, fantazyjne gzymsy i wielkie okna. Nawet zniszczone przez upływ czasu otynkowanie nie odbiera piękna tego miejsca.

UKRYTA  TOŻSAMOŚĆ - Eden#1 - Zakończona!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz