Część XI

231 11 0
                                    


Gordie zaprowadził Alojzego do sypialni położonej w tylnej części apartamentu, z nadzieją że odnajdą tam odrobinę spokoju. Mimo swojego położenia piękny pokój z olbrzymim dębowym łóżkiem, wyglądał jednak jakby przed ich przybyciem przeszedł przez niego huragan. Pościel była zmiętolona, większość poduszek leżało na ziemi, a jedna z lampek stojących po obu stronach ogromnego mebla zwisała na boku komody zawieszona cienkim kablu. Gordie widząc bałagan zmarszczył się po czym od razu zaczął układać rzeczy na swoje miejsce.

- Wybacz, myślałem że tutaj nie dotarli - westchnął poprawiając okulary na nosie - Usiądź, a ja tu trochę ogarnę - wskazał na materac obleczony w czarne prześcieradło.

- Nie musisz - szepnął Alojzy, widząc jednak zacięty wyraz twarzy mężczyzny poddał się podchodząc do łóżka - Pomogę ci - stwierdził nie będąc w stanie usiedzieć po czym zaczął układać satynową pościel.

Przez chwilę bez słowa zajmowali się sprzątaniem, w końcu jednak Gordie pociągnął go w stronę łóżka. Usiedli zachowując bezpieczny dystans, nie do końca wiedząc co zrobić dalej. Alojzy skubał krawędź rękawa zdenerwowany, podczas gdy ten drugi patrzał przez ogromne okno jakby mógł tam dostrzec właściwy sposób na rozpoczęcie rozmowy.

- Wiem że nie tego chciałeś, lecz przez jakiś czas musisz tu zostać - zerknął na niego ukradkiem - Desmond jest bardzo wrażliwy w kwestii Ary, ale jestem pewien że jakoś się dogadamy - westchnął widząc zagubiony wyraz twarzy służącego - Po prostu postaraj się zniknąć z jego myśli, a resztę zostaw mi dobrze?

- Chyba nie mam wyjścia - mruknął Alojzy czując jak wyczerpanie przejmuję nad nim kontrolę, mimo to zapytał nadal nie mogąc pojąć kim jest dziecko - Gordie, kim właściwie jest ten chłopczyk?

Mężczyzna spojrzał na niego nieufnie. Zmarszczył brwi jakby myślał nad czymś gorączkowo. Alojzy zdał sobie sprawę że mógł przekroczyć granicę, a jego pytanie mogłoby być uznane jako próbę wydobycia informacji. Tygodnie pracy nauczyły go że nie powinien wtykać nosa nie w swoje sprawy.

- Nie odpowiadaj - uniósł ręce w obronnym geście - Nie powinienem o to pytać, przepraszam.

Gordie uśmiechnął się delikatnie widząc panikę w jaką wpadł służący. Wydawało się że przypomniał sobie że siedzi przed nim uczciwy człowiek, a nie jeden ze szpiegów konkurencji.

- To ja przepraszam. Ciągle proszę cię byś mi zaufał, a sam jestem pełen podejrzeń mimo że dotąd nic nie zrobiłeś - powiedział a w jego oczach odbiło się poczucie winy - Te lata przy boku Desmonda sprawiły że stałem się przewrażliwiony. Mamy tak wiele wrogów otaczających nas z każdej strony, czekających aż popełnimy błąd. Niezadowoleni klienci, konkurencyjne firmy oni wszyscy zrobiliby wszystko byleby zobaczyć nas na dnie.

- Wydaje mi się że rozumiem i nie mam ci tego za złe, widzę że chcesz chronić chłopca.

Gordie przez chwilę przepadł w swoich myślach. Siedzieli w ciszy, a Alojzy patrzał za okno. Zdążył się już opanować po ataku, dlatego nie czuł się tak przerażony. Mimo to chciał znaleźć się po drugiej stronie szyby, na zimnych ulicach miasta gdzie wszystko było mniej skomplikowane.

- Ara jest synem Desmonda, ale to już chyba wiesz - mężczyzna w końcu zdecydował się na trochę szczerości - Przez wzgląd na pozycję jaką zajmuje Clayborn, jego życie w większości polega na odpieraniu kolejnych ataków na jego życie, dlatego informacja o dziecku mogłaby wszystko skomplikować. Nasi wrogowie od lat szukają jego słabości. Mało kto wie o jego istnieniu, właściwie nigdy nie opuszcza apartamentu przez paranoje Desmonda, zapewniamy mu jednak wszystko czego mu trzeba. To wszystko co mogę ci powiedzieć.

- To smutne - stwierdził Alojzy zdając sobie sprawę jak samotne musiało być dziecko, oraz jak ciężko musiało być jego ojcu.

Sam miał nieszczęśliwe dzieciństwo, oddany przez rodzinę do sierocińca mimo wielu tysięcy wydanych na jego poczęcie. Na ziemi nie było już kobiet które mogłyby urodzić zdrowe dzieci, dlatego wynaleziono kapsuły w którym można było rozwinąć płód. Było to bardzo drogie przedsięwzięcie, większość dzieci zaś umierała w trakcie procesu, rodziła się osłabiona lub upośledzona. Tylko najbogatsi mogli pozwolić sobie na skorzystanie z usług oferowanych przez firmę od lat prowadzoną przez rodzinę Clayborn. Płacili grube miliony w zamian dostając silne dzieci które rzadko kiedy chorowały, mogąc rozwinąć się na wspaniałych dorosłych. Mimo wielu szpiegów nie poznano jednak tajemnicy firmy dotyczącej powstawania noworodków.

Alojzy nie wiedział, czy rozwinął się w kapsule podejrzewał jednak że nie mogło być inaczej. Nie chciał myśleć że rodzice oddali by go po wydaniu milionów uznając za bezwartościowego śmiecia którego miejsce było w sierocińcu. Łatwiej było mu zaakceptować że urodził się na przegranej pozycji dlatego jego losu nie dało się odmienić. Jako niczego nie rozumiejące dziecko musiał żyć w biedzie mimo to był wolny. Udawał że rodzice wkrótce wrócą oszukując się że pojechali na wakacje zostawiając go pod dobrą opieką. Jako dziecko wymykał się do parków gdzie obserwował ptaki, lub bawił z innymi dziećmi. Mimo odrzucenia przez rodziców tylko wtedy czuł się szczęśliwy, w końcu jednak musiał przestać się oszukiwać, a jego beztroskę odebrało dorosłe życie. W tamtym czasie dałby wiele za możliwość życia w luksusie, nie potrafił jednak wyobrazić sobie zamknięcia w pokoju z dala od innych dzieci. Rozumiał jednak Pana Clayborna, który chciał chronić syna. Zastanawiał się jednak kim był drugi ojciec dziecka. Czy może jednak mężczyzna zdecydował się na potomka sam, nie był w stanie odgadnąć jednak dlaczego miałby to zrobić wiedząc że zawsze będzie w niebezpieczeństwie.

- Wiem że odcinanie go od świata nie jest właściwe - wytłumaczył się Gordie - Gdy Ara podrośnie na pewno Desmond wymyśli coś by mógł poznać inne dzieci - powiedział mimo że nie wyglądał na przekonanego.

- Mam taką nadzieję - Alojzy podniósł kąciki ust - Nie miałem okazji go poznać lecz wydawał się naprawdę dobrym dzieckiem.

- Cieszę się że to mówisz - odpowiedział z ulgą, jak gdyby słowa służącego uspokoiły jego niepokój związany z wychowywaniem dziecka.

Przez chwilę rozmawiali cicho, w końcu jednak Gordie opuścił pokój prosząc Alojzego by się przespał. Służący którego oczy zamykały się ze zmęczenia nie oponował od razu padając na miękkie łóżko. W innych okolicznościach cieszyłby się że może odpocząć w ciepłym pokoju okryty puchową kołdrą. Zamykając jednak oczy wyczuł zapach biznesmena na pościeli. Jego serce zabiło mocniej, gdy wyobraził sobie mężczyznę leżącego na miękkim materacu. Widział jego ostry profil, rozluźniony gdy spał oddychając miarowo. Chciał wyciągnąć rękę by przesunąć palcem po jego gładkiej twarzy wtedy jednak w pokoju pojawił się ktoś nowy. Mężczyzna o długich włosach ozdobionych pasemkiem wyskoczył spod pierzyny z opuchniętymi ustami. Uśmiechał się złośliwie gdy jego język przejechał po umięśnionej klatce nieświadomego mężczyzny. 

Alojzy otworzył szeroko oczy, nerwowo próbując odepchnąć od siebie pierzynę. Przypominał sobie co działo się dzień przed atakiem na apartament. Obrzydzony rzucał się na łóżku aż w końcu upadł na podłogę. Oddychał nierówno próbując pozbyć się powracających fragmentów snu. Był zmęczony mimo to nie był w stanie wrócić do łóżka. Przez tygodnie spędzone w apartamencie kilkakrotnie sprzątał w sypialni dlatego bez trudu odnalazł czysty koc ukryty w jednej z komód. Przytulił go do piersi po czym skierował się do łazienki, mając nadzieję że ta uchroni go od nieczystych myśli.

Zakazane połączenie (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz