Niebawem znalazliśmy się na przystanku kolejowym czekając na pociąg. Nie czekaliśmy zbyt długo. Szybko wsiadliśmy i odjechaliśmy. W pociągu było całkiem tak mało osób. Jedni czytali książkę, tak jak Charlie. A jeszcze inni jedli jakieś przekąski.
- Co taka cisza jak makiem zasiał? - nasze oczy skierowały się na Lindę.
- Co masz na myśli? - spytał Alex ciszej.
- To, że od jakieś godziny każdy z was jest pochłonięty telefonem lub innymi rzeczami.
- No masz rację, trochę się zasiedzieliśmy w nich. - przyznałam rękę trzymając o podbródek i patrząc w okno na przesuwające się obrazki.
Po około piętnastu minutach rozmowy Alex wstał otworzył okno w pociągu wysunął się z niego ręką przytrzymując wewnętrznej strony okienka.
- Co ty wyprawiasz Alexander, chcesz spaść? - powiedziała Lily donośnym głosem.
- Spookojnie, nic mi się nie stanie. - zawiadomił z dużym opanowaniem.
- Jesteś tego pewien? - zapytałam podnosząc jedną brew.
- Tak. - odpowiedział krótko.
- To patrz, zaraz będzie wielka gałąź. - powiadomiłam go.
Gdy ją tylko zauważył natychmiast się schował do środka uchylając tylko okno. O mały włos i by go trafiła. Miał dużo szczęścia i to jeszcze jak.
Cała droga przebiegła nam dobrze. Dotarliśmy w końcu na miejsce i wtem szybko wyszliśmy zanim nazbiera się więcej ludzi. Przyszliśmy do jednego z tutejszych hoteli i poszliśmy do naszego zarezerwowanego pokoju. Miałyśmy swój własny pokój a chłopaki mieli osobny. Każda z nas miała swoje własne łóżko. Dzień się powoli kończył a my zbieraliśmy się powoli spać tylko jeszcze Linda coś oglądała w telewizorze. A tak to cała noc była miła, przyjemna i spokojna.
Porankiem wstałam umyć zęby i się ubrać w luźne ubrania. Dziewczyny jeszcze spały, więc postanowiłam kupić im coś dobrego do jedzenia. Udałam się do najbliższego sklepu po jakieś słodkie bułeczki, kupiłam również gumy do żucia o smaku gumy balonowej i żelki. Gdy wróciłam z powrotem do hotelu one już wstały. Linda była już gotowa, kończyła makijaż a Lily dopiero się ubierała.
- Co ty tam dobrego masz? - zapytała się Linda malując ostatnią rzęsę podchodząc do mnie. Jak już była przy mnie zajrzała mi do torby.
- To moje ulubione! - krzyknęła z zachwytem, po czym wyjęła żelki.
Za chwilę przyszła do mnie druga dziewczyna i również zajrzała do torby.
- A to moje ulubione bułeczki! - wypowiedziała ciesząc się i uśmiechając się od ucha do ucha.
Dla mnie zostały tylko gumy balonowe, które od razu otworzyłam i wyjęłam wkładając jedną do ust.
- Ciekawe co tam u chłopaków - wydukała Lily zajadając się swoją słodką bułką.
- No właśnie nie wiem, może już wstali? - bardziej zapytałam niż stwierdziłam.
- Jest godzina dziesiąta, więc wszystko jest możliwe. - powiedziała Linda.
- Może napiszę do Alexandra, czy już wstali? - zaproponowałam.
- Dobry pomysł. - poparła Lily.
Wstaję rano, myję zęby i zakładam luźne ubrania. Dziewczyny jeszcze spały, więc postanowiłem kupić im coś smacznego do jedzenia. Poszedłem do najbliższego sklepu i kupiłem słodkie bułeczki, a także gumę o smaku gumy balonowej i żelki. Kiedy wrócili do hotelu, byli już na nogach. Linda była gotowa i nakładała makijaż, a Lily właśnie kończyła się ubierać.
- Jakie korzyści czerpiesz z bycia tam? – zapytała Linda, kończąc ostatnią rzęsę i podchodząc do mnie. Kiedy była ze mną, sprawdziła moją torbę.
- To mój ulubiony! – pisnęła z radości i wyjęła żelki.
Po chwili podeszła do mnie kolejna dziewczyna i również obejrzała torbę.
- To mój ulubiony chleb! – powiedziała radośnie, uśmiechając się od ucha do ucha.
Następnego ranka Alexander dostał wiadomość o zbliżającym się meczu koszykówki w następnym tygodniu w którym będzie starał się na awans na 1 miejsce w rankingu szkół akademickich. Niestety musiał wracać do domu z powodu zawodów. Oczywiście ja i moi przyjaciele mocno trzymamy kciuki za Alexa i jego kolegów z drużyny.
YOU ARE READING
Jak cię nie kochać
Teen FictionSzesnastoletnia Rose Evans bała się, że nikt jej nie pokocha, dopóki wypadek samochodowy nie spowodował amnezji. Dziewczyna trafia do szpitala, gdzie zauważa przystojnego o dwa lata starszego od niej chłopaka, o którym myśli całymi dniami. Wtedy doś...