Rozdział 22

14.3K 531 31
                                    

STELLA

– To sen o mnie? O nas? – pyta cichy, chrapliwy głos.

Podskakuję na materacu, rozlewając wodę na pościel.

– Ty... – Moje następne słowa zostają stłumione przez jego dłoń, którą przyciska do moich warg.

Rozbłyskuje nikłe światło lampki, a sekundę później dostrzegam obliczę Bruna zawisające tuż nad moją twarzą.

– Nie krzycz. – To nie prośba. To brutalny rozkaz. – Jeśli ktoś mnie tu teraz nakryje, ty pożałujesz tego później, jasne?

Gdy szok wywołany jego obecnością w mojej sypialni w środku nocy mija, natychmiast pojawia się strach.

– Puść mnie. – Szamoczę się z nim w pościeli. – Puszczaj mnie!

Jego ręka zsuwa się niżej, a palce zaciskają się wokół mojej szyi.

– Zamknij się ty cholerna wariatko. – Porusza się nade mną, jeszcze bardziej wgniatając mnie w materac. Palcami drugiej dłoni  szybko blokuje oba moje nadgarstki nad moją głową.

Nie. Nie. Nie. To się nie dzieje. Nie znowu...

– Zejdź ze mnie. Proszę – chlipię. – Proszę, nie mogę się ruszyć.

– Nienawidzisz tego uczucia, co? – Przesuwa kciukiem wzdłuż mojego gardła. – Ta bezradność... Pamiętasz ją? Mam ci przypomnieć?

– Nie.

Nie. Nie. Nie.

Bruno uśmiecha się. To uśmiech, który pamiętam tak, jak gdybym ujrzała go wczoraj. Okrutny. Nieco szalony.

– Wiesz, że myślałem o tobie przez te lata? – mruczy z ustami na moim uchu. – Ile to już minęło? Założę się, że ty pamiętasz to lepiej niż ja.

– Prawie trzy lata.

Od tamtej nocy... Najgorszej nocy w moim życiu odliczam dzień po dniu, łudząc się, że w końcu nadejdzie taka chwila, która zatrze tamte wspomnienia.

Jednak jak do tej pory to się nie stało, a teraz w tym właśnie momencie, kiedy znów leżę pod nim zdana na jego łaskę, na chore kaprysy, czuję się dokładnie tak, jakbym tam wróciła. Do tamtego pokoju, w którym krzyczałam, płakałam, wzywałam pomocy, a jednak przez huczną muzykę na imprezie i alkohol nikt mnie nie usłyszał. Albo nie chciał słyszeć.

– Tęskniłaś za mną? – szepcze i kąsa płatek mojego ucha.

Pojedyncza łza wymyka mi się spod powieki.

– Dlaczego tu jesteś? Po co? – pytam. – Nic nikomu nie powiedziałam.

– I tak zostanie. Ani słowa o tym skąd się znamy. Jeśli będziesz grzeczna, nic złego się nie stanie, a jeśli nie... – Przesuwa wargami po moich. – Sama wiesz, jak to się skończy.

Bliskość Bruna, jego dotyk napawają mnie wstrętem. I kiedy mocniej zacieśnia uchwyt na moich nadgarstkach, ukłucie bólu w końcu  wyrywa mnie z dziwacznego paraliżu.

Zrób coś. Nie pozwól mu znowu się zniszczyć.

– Idź stąd i nigdy nie wracaj – syczę.

Szare oczy skupiają się na moich.

– Albo co?

Zaczynam jeszcze mocniej się szarpać, by go z siebie z rzucić.

– Wynoś się!

Mój krzyk dodatkowo podsyca jego złość. Palce na mojej szyi na kilka sekund odcinają mi dopływ tlenu. 

– Posłuchaj mnie uważnie, Stello – zaczyna. – Będziemy się teraz częściej widywać, czy tego chcesz czy nie, więc uważaj na to, jak się przy mnie zachowujesz. Wtedy przy śniadaniu kurewsko ci odbiło.

Teraz też mi odbija. Ledwo mogę oddychać. Wiem, że zaraz wpadnę w histerię. Bruno ma rację. Bezradność... Bycie bezbronną to mój największy lęk. Bo tam wtedy... właśnie taka byłam. W tych uczuciach tkwi echo tamtych wspomnień. 

– Oczekujesz, że będę udawać, że się przyjaźnimy?

Bruno podnosi się niespiesznie i wreszcie mnie puszcza.

– Jeśli nie chcesz udawać, mogę znaleźć sposób, żeby cię do tej przyjaźni nakłonić. – Patrzy na mnie z góry. – To jak?

Błyskawicznie przetaczam się na drugi koniec łóżka i zrywam na nogi.

– Nigdy więcej nie wchodź do mojej sypialni. I nie groź mi.

– Zrobię, co zechcę. – Zagarnia z półki jedno z moich zdjęć. To z okresu, kiedy miałam jakieś sześć lat.

Pochodzę do niego i wyrywam mu fotografię.

– Nie, nie zrobisz. Jeśli zależy ci, żeby nasza tajemna, pozostała tajemnicą, postarasz się, żeby mnie unikać – oznajmiam. – Inaczej powiem o wszystkim nie tylko mojej rodzinie, ale i twojej.

Moja groźba wyzwala drzemiącą w nim agresję. Natychmiast popycha mnie na ścianę, wybijając mi powietrze z płuc. Upuszczam ramkę ze zdjęciem, a ta tłucze się u moich stóp. Szklane opiłki rozsypują się dookoła. 

Bruno szarpie mnie za włosy. 

– Myślisz, że możesz sobie ze mną pogrywać, mała suko? – Śmieje się. – Kto ci teraz uwierzy? Nikt. Nie masz dowodów.

Jeden mam. Sam mi go zostawił. Czyżby zapomniał?

– Zaryzykujesz?

– Uważaj. Wiesz lepiej niż inni, do czego jestem zdolny.

Próbuję go odepchnąć.

– Wynoś się – nakazuję. – Idź albo zacznę krzyczeć. 

W końcu Bruno uwalnia mnie i zaczyna cofać się w stronę drzwi balkonowych, nie odrywając ode mnie wzroku.

To przez nie się tu dostał. Nie domknęłam ich. 

– Słodkich snów, kochanie. – Sekundę później znika w ciemnościach nocy.

Osuwam się po ścianie na podłogę i zwijam w kulkę.

– Nie. Nie. Nie – powtarzam raz po raz.

To się nie dzieje, nie znowu. 

THE HELL BETWEEN US | ZakończoneWhere stories live. Discover now