Rozdział 68

11.5K 615 124
                                    


GABRIEL

– Zakochałaś się we mnie?

 Śliczna twarz Stelli marszczy się na moment. 

– Co? – Wbija paznokcie w materiał mojej koszulki.

– Właśnie to powiedziałaś.

– Nie. Nieprawda. Ja... – Urywa i robi rozkosznie przerażoną minę. – Nie o to mi chodziło.

Ścieram łzę wypływającą spod jej powieki.

– Kochasz mnie – powtarzam. I nagle to ja zaczynam szczerzyć się jak kompletny kretyn. Czuję... nawet nie wiem, jak miałbym to opisać. Przetacza się przeze mnie całe tornado emocji, ale wszystkie są wspaniałe. Ciepłe, przyjemne, takie... właściwe.

I uświadamiam sobie, że jeszcze nigdy nie byłem tak szczęśliwy jak teraz.

Bo to jest WŁAŚCIWE.

A ja pragnę tylko porwać Stellę z podłogi i całować ją do utraty tchu. Przez następną godzinę. Albo lepiej przez następne tysiąc lat. Już pochylam się, by ro zrobić, ale wtedy ona znowu napiera na mnie drżącymi pięściami i odsuwa się.

– Nie chcę tu być. – Ciaśniej otula ciało swetrem. – Wracam do domu.

Wyłapuję w jej głosie nutę smutku, która dźga mnie prosto w serce. Bo przecież to najszczęśliwsza chwila w moim gównianym życiu, a moja dziewczyna jest zraniona. I to wszystko przeze mnie. Muszę to naprawić. 

I naprawiam.

Bez namysłu wskakuję na ten sam stół bilardowy, na którym niedawno przemowę wygłosił zakolczykowany Trevor.

Jeden z graczy szykujący się akurat do swojego ruchu, zamiast uderzyć w bilę, trąca kijem mój but.

– Co do chuja? – wydziera się.

– Wybacz, stary. To zajmie mi dwie minuty – odpowiadam.

Tłum powoli odwraca głowy w kierunku zamieszania. Zaczyna gromadzić się wokół stołu, skupiając na mnie uwagę. Stella również rezygnuje z ucieczki, ale jest jeszcze bardziej spanikowana niż wcześniej.

– Co ty robisz? – piszczy.

Mrugam do niej, licząc, że to choć odrobinę ją rozluźni, ale chyba nie działa.

No dobra, do dzieła.

– Chcę coś ogłosić – odzywam się podniesionym tonem. – Widzę, że jest wam trudno uwierzyć, że mam dziewczynę. – Ogarniam wzrokiem jakąś setkę zdumionych twarzy, gdy ktoś wali mnie łydkę. 

Oczywiście Stella. 

– Przestań.

Ignoruję ją. Wciąż jadę na fali ekscytacji wywołanej jej wyznaniem. 

A jestem po tym trochę jak na haju, więc...

– Kiedy patrzę na Stellę też jest mi trudno uwierzyć, że jest moja. Że chce być moja – wyznaję, patrząc już tylko na nią. – Ale kiedy ktoś tak wspaniały chce należeć do tak porąbanego sukinsyna jak ja, to nie mogło się skończyć inaczej. Tylko tak.

Tłum znowu zaczyna szeptać coś między sobą . Gapią się na mnie jak na wariata.

Nieważne. Mam to w dupie.

Szkoda, że moja dziewczyna reaguje nieco inaczej. Ona aż purpurowieje na twarzy. Raz po raz szarpie za swoje bransoletki, niemal je zrywając.

– Gabriel wystarczy. – prosi skulona. Pewnie marzy, by zapaść się pod ziemię.

Mam nadzieję, że zaraz zmieni zdanie... 

– Zostałem absolutnie i nieodwracalnie usidlony przez tę dziewczynę – ciągnę. – I jestem w niej kurewsko zakochany.

No i wreszcie. 

Kiedy wypowiadam ostatnie słowa, Stellę przestają fascynować jej buty. Podrywa głowę i wpatruje się we mnie z rozchylonymi ustami. Jest w szoku.

Wszyscy są, kurwa, w szoku.

A ja zeskakuję na podłogę i natychmiast zaczynam całować moją dziewczynę. Pragnę pokazać jej jej tym pocałunkiem, że jakimś cudem pomiędzy byciem drażniącym bachorem, a najbardziej uroczą istotą na świecie podbiła moje serce.

I ma je na własność...

*****

I co Wy na takiego Gabriela?  To właśnie jedna z moich ulubionych scen z tej książki. 

Wyszła trochę krótsza, więc... chcecie jeszcze jeden? 😁

EDIT Chyba nie mogę Was pytać, czy chcecie kolejne rozdziały, bo teraz nikt nie pisze, co sądzi o tak wielkim wydarzeniu w książce, w końcu G wyznał miłość Stelli, a Wy piszecie tylko o następnym rozdziale 🤣🤣🤣 

THE HELL BETWEEN US | ZakończoneWhere stories live. Discover now