Rozdział 70

18.3K 681 54
                                    


STELLA

– Postępuję zgodnie z regułami gry. – Erick przybiera niewinną minę. – Nie mam wyboru. – Daje kolejny prowokacyjny krok w moją stronę.

Wstrzymuję oddech, kiedy Gabriel odpycha Evansa. I choć z stojąc tyłu, mam widok tylko na jego plecy, wiem, że cały aż buzuje od wściekłości. Poznałam go już na tyle, by wiedzieć, że jest o sekundę od wybuchu. 

– Wypieprzaj stąd – charczy, łapiąc  za klapy jego kurtki.

Erick zerka na zaciśnięte na jego ubraniu pięści Gabriela i uśmiecha się.

– Wrzuć na luz. Nie raz przecież zarżnęliśmy tę samą laskę. – Mruga do mnie niby zachęcająco. – A to będzie tylko jeden mały całus, prawda, Stella? Powiedz mu, że masz ochotę.

TRACH. To trwa ułamek sekundy i Erick już leci do tyłu. Wali w przeciwległą ścianę i osuwa się po niej zamroczony ciosem Gabriela.

– Nigdy więcej jej nie dotykaj – mówi mój chłopak. 

Jednak to jeszcze nie koniec. Teraz to Gabriel sprawia wrażenie trochę... szalonego.  Rzuca się do Ericka z zamiarem ponownego uderzenia go. Dyszy i wygląda na otumanionego targającą nim złością. Ma nieodgadnione spojrzenie. Spojrzenie kogoś, kto nie może się doczekać, by rozerwać swojego przeciwnika na strzępy. Tak lodowate, że prawie spodziewam się, że cała sala imprezowa zaraz pokryje się szronem.

– Dość. –  Szybko łapię  jego pięść,  zanim zdąży wymierzyć kolejny cios. – Nie warto. Chodźmy już.

Gabriel odwraca ku mnie twarz, mruga, jakby w przez chwilę nie był w stanie rozpoznać,  z kim ma do czynienia. Pierwszy raz widzę go takiego... Sama nie wiem, ale czuję, że z jego oczu właśnie patrzy na mnie ktoś zupełnie obcy.

Ktoś, kogo jeszcze nie poznałam i chyba wcale nie chcę poznać.

Odpędzając te dziwaczne myśli, próbuję wyciągnąć Gabriela na zewnątrz,  żeby trochę ochłonął. Na szczęście pozwala mi wyprowadzi się z domu, lekceważąc dalsze zaczepki Ericka. 

– Nic ci nie jest? – pytam, gdy już przystajemy w ogrodzie.

Gabriel tylko kręci przecząco głową i przechadza się w tamtą i z powrotem, przeczesując palcami włosy.

– Mam ochotę go zabić – szepcze. Później spogląda w ciemne, pozbawione gwiazd niebo. Jego oddech wciąż się rwie, a pod tatuażami wystającymi spod koszulki odznaczają się uwypuklone żyły. 

Sięgam po jego dłoń. 

– Wracajmy.

Zamiast mi odpowiedzieć, wyciąga coś z kieszeni jeansów. Komórkę.

– Bruno dzwoni – mówi, odbierając połączenie. – Co tam?

No oczywiście. Jeszcze jego popieprzony braciszek do kolekcji. Jakbyśmy mieli za mało atrakcji tego wieczora.

– Wszystko w porządku? – pytam, mimo że tak naprawdę nic mnie to nie obchodzi. Byłabym szczęśliwa, gdyby okazało się, że Bruno zafundował sobie bezpowrotną podróż w kosmos. I obudził się na statku kosmicznym w towarzystwie obślizgłych, czarnych robali rodem z filmu ,,Alien''

W ciszy obserwuję, jak Gabriel robi się coraz bardziej ponury.

– W jakim barze? – Jego palce mocniej zaciskają się na telefonie. – Z kim? – A w następnym momencie już przerywa rozmowę i maszeruje na parking do swojego samochodu.

Biegnę za nim zdezorientowana. 

– Gabriel? Co się stało?

– Bruno pobił się po pijaku z jakimiś sukinsynami. – Wyciąga kluczyki. – Jedziemy. – Otwiera drzwi i wsiada na miejsce kierowcy.

Niewiele dzisiaj wypił, raptem kilka łyków piwa, więc to chyba nie problem, by prowadził, ale...

– O co poszło? – dociekam, wsuwając się na fotel pasażera.

Gabriel uruchamia wóz i wyjeżdża na ulicę.

– Nie wiem, kurwa mać. – Bębni rękoma o kierownicę. – Nic nie wiem, on ledwo mówił. – Wchodzi w zakręt trochę zbyt mocno.

Zarzuca mną w bok, on jednak jeszcze bardziej dociska pedał gazu. 

Przełykam ślinę,  patrząc z obawą na prędkość rosnącą na liczniku.

– Uspokój się. Na pewno nic mu nie jest – mruczę. 

Gabriel już się nie odzywa. Skupia się na prowadzeniu mercedesa. Przecina ulicę z taką szybkością, że mógłby nas zabić, gdyby stracił panowanie nad wozem. Przed każdym zakrętem, mam ochotę schować oczy w rękawie, a gdy mija nas jakiś wóz z naprzeciwka, spodziewam się pieprzonego czołowego zderzenia. Jest ciemno, a on bawi się w cholernego rajdowca.

Tak. Byłam wystraszona, ale teraz robię się wkurzona. 

Nie powinien nas narażać dla tego...

– Tam jest – rzuca w końcu i zjeżdża na pobocze. – W co ty znowu wdepnąłeś? Nie dość ci kłopotów? – Wysiada, żeby podnieść siedzącego na chodniku Bruna i zapakować go na tył samochodu. Musi mu pomóc, bo ten dupek jest tak pijany, że sam nie daje rady nawet ustać na nogach.  

Gdy Gabriel taszczy go do auta, jęczy i klnie, ale ostatecznie jakoś wtacza się do środka. 

Od razu uderza mnie emanujący od niego wstrętny odór alkoholu.

– Zaczepia...li mnie – Czka. Dostrzega moją obecność i wyszczerza zęby w uśmiechu. – Witaj, Stello. Miło, że ty też przyjechałaś, żeby ocalić mnie z tarapatów.

Zagryzam wargę, dławiąc w sobie pragnienie odpowiedzenia mu czegoś wrednego. 

– O co poszło? – zagaduje Gabriel,  kiedy już ponownie włącza się do ruchu.

– Chuj wie. – Popapraniec zaczyna rechotać. – Kilku czubków dowalało się do mnie w barze, to im oddałem. Koniec historii.

Ta, na pewno to był koniec, a on nie ponosi za to żadnej winy.

– Jakoś wątpię – mruczę, zanim zdążę się powstrzymać...

*****

No i mamy. 70 rozdziałów za nami. Co się może teraz stać?😈

THE HELL BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz