7

147 6 0
                                    

Książę wziął miecz od blondyna i stanął na przeciwko Miraza. Wycelował w niego. Już miał go zabić, lecz krzyknął i wbił miecz tuż przed nim.

Podszedł do nas ze łzami w oczach, ale nie zwracałam na niego uwagi. Bardziej interesowało mnie to co robi właśnie jeden z pachołków Miraza. To był ten sam co próbował go podpuścić.

Ten pachołek wyciągnął narnijską strzałę i zaraz po tym wycelował w Miraza.

- Nie ! - krzyknęłam, a wszyscy się na mnie spojrzeli.

Już było za późno... Zaczął krzyczeć coś o tym, że to nasi łucznicy go zabili.

- Szykować się ! - krzyknął Piotr do Zuzy i innych żołnierzy.

Kaspian wsiadł na konia i stanął zaraz przed wejściem do podziemii. Piotr, Edek i ja stanęliśmy gotowi do walki. Dookoła nas już zaczęły spadać kamienie wystrzelone z katapult.

Nagle Piotr odwrócił się do Kaspiana, a ten pobiegł. Piotr zaczął liczyć.

Plan się udał. Ziemia przed nami zaczęła się zapadać. Kaspian zdążył.

Edmund wsiadł na konia i zaczął ich atakować za pomocą kuszy. Ja z Piotrkiem zaczęliśmy biec na Telmarów. Zaatakował ich, a ja zaraz po nim. Całkiem nieźle mi szło. Powaliłam już kilka Telmarów bez pomocy nikogo.

Niestety przegrywaliśmy i Piotr kazał mi wracać. Chciałam biec do podziemi? ale wejście się zapadło.

Stanęliśmy razem z Piotrem i Kaspianem, patrząc na spadająca Zuzanne. Na szczęście nic jej się nie stało i zaraz była obok nas tak samo jak Edmund.

Nie było odwrotu. Trzeba było walczyć. Nie zadowalało mnie to, ale chcę, żeby Narnijczycy byli wolni. A nawet jeśli bym zginęła to i tak lepsze niż życie w Londynie.

Zaczęliśmy biec i atakować Telmarów. Walka szła mi bardzo dobrze, ale Edmund i tak trzymał się blisko mnie.

Dobrze nam szło, ale jednak wojowników ubywało. Edek stanął i patrzył się na Kaspiana, który właśnie spadał do szczeliny. Właśnie miał go atakować jakiś Telmar, ale zdążyłam podbiec i go obroniłan za co usłyszałam podziękowanie.

Nagle zobaczyłam jak drzewa się ruszają i zaczynają atakować Telmarów. Nie dowierzałam własnym oczom. Ale wiedziałam, że to sprawka Łucji.

Piotrek pomógł Kaspianowi wyjść z tej szczeliny, a jak i Edek powolnym krokiem podeszliśmy do nich.

- Łucja. - krzyknął Piotr, czyli nie tylko ja tak myślałam.

Teraz gdy już mieliśmy tą przewagę zaczęłam starać się na maksa. Oczywiście wcześniej też się starałam, ale nie tak jak teraz.

Gdy zaczęliśmy biec, Telmarowie zaczęli uciekać. A dokąd, nie wiem. Oczywiście Narnijczycy zaczęli biec za nimi.

Biegliśmy za nimi, ale przed mostem na drugą stronę rzeki zatrzymali się, a my zobaczyliśmy tam Łucje. Wystraszyłam się wtedy. I chyba nie tylko ja.

Zaraz potem zobaczyliśmy lwa. A raczej Aslana. Stanął on obok Łucji. Spojrzeli się na siebie, a Telmarowie zaczęli biec.

Chwilę później Aslan ryknął i wszyscy się zatrzymali.

Woda nagle zaczęła się podnosić i powstała z niej postać, która powybijała dużą część Telmarów.

Gdy już ta postać znikła, ocaleli Telmarowie poddali się Narnijczykom. A nasza piątka próbowała przedostać się przez rzekę. Z małą pomocą Zwyklego Króla jakoś dałam radę.

Gdy już doszliśmy do nich uklękliśmy wszyscy przed Aslanem, czekając z niecierpliwością na jego ruch.

- Powstańcie królowie i królowe Narnii. - powiedział stanowczym głosem.

Edmund, Piotr i Zuzanna powstali, ale Kaspian i ja nie. Oboje wiedzieliśmy, że nie jesteśmy władcami. Chociaż Kaspian to co innego niż ja.

- Wy także. - powiedział, a my popatrzyliśmy na siebie z Kaspianem.

Nagle zobaczyliśmy za sobą myszy niosące. Ryczypiska. Ledwo żywego Ryczypiska. Łucja widząc to natychmiastowo podbiegła do niego i wlała mu jedną kropelkę tego eliksiru, a on wstał na nogi. Ale bez jednej rzeczy. I to bardzo ważnej. Ogon. Nie miał go. Poprosił Łucje o jeszcze trochę, ale nie podziałało by. W końcu jego wojownicy, inne myszy też chciały odciąć sobie ogony, ale chwilę później dzięki Aslanowi odzyskał swój ogon.

- Dobrze - powiedział przez śmiech Aslan. - gdzie ten wielki duchem przyjaciel, o których wiele słyszałem ?

A w tym czasie wszyscy spojrzeliśmy na Zuchona, a ten uklęknął. Chwilę później Aslan na niego ryknął.

- Teraz go widzisz ? - zaśmiała się Łucja.


Następnego dnia spotkaliśmy się na drodze do zamku teraz już nie Telamrów.

Nauczyłam się walczyć, ale na konia wejść nie umiem, a ten idiota stanął sobie obok mnie i śmiał się ze mnie.

- A tobie co ? - zapytałam w złości.

- Nic, nic - zaśmiał się. - pomogę ci. - powiedział i podszedł do mnie.

- Nie potrzebuje pomocy Zwyky Królu - powiedziałam

- A może jednak. - powiedział i pomógł mi bez mojej zgody.

- Dzięki. - powiedziałam cicho.

- Nie ma za co. - cofnął się i wsiadł na swojego konia z tym swoim uśmieszkiem.

Wszyscy, mam na myśli rodzeństwo Pevensie, Kaspiana i mnie ruszyliśmy drogami do zamku.

Przed nami szły dzieci, które sypały kwiatki. Wszędzie wokół nas było konfetti. Ludzi krzyczeli i wiwatowali. Naprawdę było pięknie. Chciałam tu zostać na zawsze, ale nie sądzę, żeby to się udało.

Chociaż jechać na koniu umiałam, bo bym z siebie zrobiła jeszcze większą idiotkę niż jestem.

Gdy już dotarliśmy do zamku po całej koronacji Kaspiana, bo już oficjalnie jest królem, poszłam do wyznaczonej przez Kaspiana komnaty, tymczasowej komnaty.

W Narnii naprawdę było cudnie. Miałam wiele przygód, przy których prawie zginęłam, ale mniejsza, poznałam super ludzi i zwierzęta. Miałam nadzieję, że po wyjściu z Narnii nadal będę miała kontakt z rodzeństwem Pevensie, a szczególnie z Edmundem...

Może i jest wkurzający i chamski, ale potrafi też być bardzo miły. W końcu nauczył mnie walczyć. Uratował mi życie i to nie raz. Myślę, że on mnie też polubił i zależało mu na mnie. Było to widać.

-------------

Ten rozdział też jest do dupy bo nie umiem (jak już pisałam) opisywać scen walk..

Teraz mam wolne od szkoły, więc postaram się wstawiać więcej rozdziałów.

I always be with you || Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz