11. Niczym księżniczka z księciem

129 47 28
                                    

Aurora obudziła się nagle i z łomotem serca usiadła na łóżku. Spojrzała na swój telefon leżący przy łóżku i z lekkim grymasem zauważyła, że jest dopiero 2-ga w nocy. Dokładnie 2:02. "No pięknie..." - pomyślała. "Jak ja teraz zasnę?" Bo w ogóle przestała czuć się śpiąca. Spróbowała jednak na nowo ułożyć się i wtulić w pościel. Wtedy jedna piorunująca myśl sprawiła, że nagle na nowo otworzyła szeroko oczy i tym razem aż wyskoczyła z łóżka. "Patryk! Czy nadal tam był?" Podeszła ostrożnie do okna i wyjrzała na zewnątrz. Zeszłego wieczoru robiła to kilkakrotnie nękana gadaniem Jaśminy, że powinna do niego zejść i z nim porozmawiać, że nie powinna od niego uciekać... Ale przecież ona nie uciekała! Po prostu nie chciała go już więcej widzieć! Nie chciała mieć z nim nic wspólnego! Przecież praktycznie go nie znała! Nic o nim nie wiedziała! Oprócz tego, że był zabójczo przystojny i czarujący! Potrafił zawrócić jej w głowie i sprawić, że unosiła się do gwiazd! A jednocześnie słodko całował! I na pewno był bogaty... A no i miał dziewczynę... Tak zwaną przyjaciółkę od dzieciństwa... Wyraźnie mającą do niego jeszcze jakieś wąty... Tak, bo go uderzyła... Uhh, takie są najgorsze... Aurora wzdrygnęła się na wspomnienie ich ostatniego spotkania i delikatnie odchyliła zasłonę w oknie. Była druga w nocy. "Czy Patryk wciąż stał z białym koniem pod akademikiem?"

...

- Halo, co robisz?

- I tak byś mi nie uwierzył.

- Spróbuj, strzelaj, daj mi szansę - głos w telefonie brzmiał luzacko i swobodnie. Wydawał się być głosem osoby, która nie miała w życiu żadnych problemów, a wszystko, co ją spotykało brała za zabawę.

Dla Patryka, który już od prawie pięciu godzin siedział na ławce i gadał do konia, a od prawie dwóch godzin próbując zachować trzeźwość umysłu i nie zasnąć głos przyjaciela brzmiał jak powiew świeżości, który miał nim wstrząsnąć i postawić go na nogi.

- Siedzę i marzę... A właściwie to gadam z rumakiem... - powiedział lakonicznie poklepując konia, który stał przed nim.

- O stary, to cię wzięło! Była ostra bibka widzę, która to u Ciebie jest teraz godzina?

Patryk uniósł drugą rękę potrząsając nieco rękawem koszuli. - Druga... druga w nocy i wcale nie było ostrej bibki, Kamil.

- Nie? Nie udawaj, brzmisz jakbyś zdychał... i jeszcze teksty o jakimś rumaku... Zmieniłeś orientację, stary? Słuchaj, poważnie Patryk, czy jak mam się zacząć martwić?

Na jego słowa Patryk uśmiechnął się pod nosem. Tego właśnie teraz potrzebował. Zawsze go bawiły te jego domysły i przeinaczanie wszystkiego. Od razu poczuł, że humor mu się nieco poprawił.

- Nie, Kamil, nie musisz się martwić, dzięki. Musiałem, musiałem tylko do kogoś zadzwonić dla zabicia czasu, a o tej porze mogło paść tylko na ciebie, rozumiesz, nie?

- E, no jasne! Stary luz! Nie ma to jak usłyszeć twój słodki głosik z rana! Słuchaj mam samolot jutro o 15, przesiadkę w Dubaju i trzy godziny na lotnisku w Szanghaju zanim dotrę do ojczyzny, potem jeszcze dojazd, wiesz korki, centrum, taksówka... Pewnie będę w poniedziałek po południu.

- To super - westchnął do telefonu, którego szybka była już zaparowana - ...czyli jesteś już gotowy pożegnać bahamskie klimaty? - zapytał z przekorą zerkając od niechcenia w górę, bo przez chwilę wydawało mu się, jakby zasłona w pokoju Aurory poruszyła się.

- Zależy... Klimat raczej tak, bo skóra zaczyna mnie już swędzieć od soli w oceanie, co do bahamskich dziewczyn miałbym jeszcze wątpliwości...

Patryk ponownie uśmiechnął się pod nosem. - Nie uwierzę, jeśli mi powiesz, że zakochałeś się w murzynce. - mruknął.

Change of Hearts #1 | cz. I & IIWhere stories live. Discover now