𝓨𝓸𝓾'𝓻𝓮 𝓻𝓲𝓰𝓱𝓽, 𝓲𝓽'𝓼 𝓷𝓸𝓽 𝓶𝔂 𝓯𝓪𝓾𝓵𝓽

325 42 21
                                    


Riki nie miał siły wracać do domu. Nie po tym jak spędził dobre dwie godziny na oddziale, zanim lekarz wyciągnął go stamtąd prawie siłą. Czuł, że każdy moment kiedy nie jest obok dziewiętnastolatka, jest zmarnowany. W końcu żadna sekunda nie wróci, a prawdą było, że mieli ich coraz mniej.

Tak więc nim wróciłby do domu i opowiedział o wszystkim swoim rodzicom, o stanie Sunoo, o tym, że dla nich to także ostatnie miesiące, podczas których widzą bliskiego im już Koreańczyka oraz o ich relacji, która dopiero niedawno zaczęła kwitnąć, usiadł w pobliskim parku na pustej ławce i podkulił kolana do brody. Patrzył przed siebie, a oczyma wyobraźni widział ich dwójkę, gdy jeszcze kilka tygodni wcześniej kroczyli tędy i Sunoo obdarowywał go historiami ze swojego życia, niewinnie przybliżając się do niego, tak jakby nie był świadomy tego, że nawet jeśli umysł mówił mu nie, jego ciało chciało być jak najbliżej Rikiego. Właśnie tak było z Sunoo od samego początku. Być może nie był sam do końca świadomy tego, co czuł, a być może po prostu wypierał się swych uczuć, ale w ostateczności serce pragnęło tego zbyt mocno.

Serce, które niedługo przestanie bić.

Przygryzł mocno wargę, starając się powstrzymać kolejne napływające łzy. Pragnął choć odrobinę się uspokoić, nim ponownie miałby się zmierzyć z tym tematem przy rodzicach. Choć zaczął się obawiać, że nieważne ile czasu spędzi sam, nic nie ukoi jego złamanego serca.

Ludzie przychodzili i odchodzili. Tak też było w jego przypadku. Każda osoba, którą poznawał, prędzej czy później oddalała się od niego i po znajomości nie pozostawało już nic. Tylko że wtedy wiedział, że ta osoba go zostawiła, bo to po prostu nie było to, nie było dla niego miejsca. Pierwszy raz mierzył się z przypadkiem, gdzie tworzył plany z osobą, która była nim równie zainteresowana, a plany te miały zostać przerwane przez coś, na co obaj nie mieli wpływu. 

Robiło mu się słabo na samą myśl, że nie mógł nic zrobić, że pozostało mu jedynie czekać, a później godzić się z czymś, z czym nie chciał się godzić. 

Dwadzieścia minut później przekroczył próg mieszkania, mając w głębi duszy nadzieję, że rodzice nie wezwą go do siebie, a pozwolą w spokoju udać się do swojego pokoju. Chciał zaszyć się w czterech ścianach, tak jak to zawsze robił. O ironio losu, wtedy czuł się bezpiecznie i nie narażał się na przykrości, które od małego czekały na niego za rogiem.

Nadzieja matką głupich. Mama zawołała go dość smętnym głosem, a gdy wszedł do salonu, uderzyła w niego okropna prawda. Nie należał już tu. Nieważne czy po odejściu Sunoo jego relacje z rodzicami by się polepszyły, on nie był już częścią tego wszystkiego. On nie chciał być. Myśl, że miałby ponownie siedzieć tu sam z nimi, sprawiała, że tracił oddech, zaczynał panikować.

Jak mógł wrócić do tego, kiedy zaczynał poznawać życie? Kiedy po raz pierwszy zaczynał planować przyszłość, choć wcześniej był tego największym wrogiem?

— Jak się trzymasz?

To były pierwsze słowa, jakie usłyszał ze strony rodzicielki.

— Wiesz, że jesteśmy z tobą i możesz na nas liczyć, prawda? — dopowiedział ojciec, swoimi słowami sprawiając, że miał ochotę parsknąć.

Gdzie oni byli te wszystkie lata, kiedy tak potrzebował ich uwagi?

— Wyglądam, jakbym się w ogóle trzymał? — zapytał retorycznie, a jego powieki zacisnęły się mocno, gdy oczy zaczęły robić się szkliste. — Sunoo nie chce podjąć się leczenia, spisał się na śmierć i za kilka miesięcy być może będziemy musieli wybrać się na pogrzeb. Nie pytajcie się mnie, czy się trzymam, bo nie trzymam się ani trochę — mówił na jednym wdechu, hamując się od przekleństw, które pchały mu się na język.

How to be an Au pair || sunkiWhere stories live. Discover now