Rozdział 1.6

56 2 0
                                    

-Ron...- powrócił zirytowany ton, który był mu już tak znajomy.

-Ale nie!

-Nic się nie stało! Nic się nie zmieniło! Myślałem, że zaczynam wariować, naprawdę. To było dla mnie jasne jak słońce, ale dlaczego moi dwaj najlepsi przyjaciele- którzy zawsze mówili, że są ode mnie mądrzejsi i odważniejsi- tego nie widzieli? Po tym, jak zobaczyłeś, że prawie zginęła w Departamencie Tajemnic, nic się w tobie nie obudziło, Harry? Neville mi powiedział, no wiesz, jak prawie się wtedy załamałeś. Jakby twój cały świat się skończył. Jak mamrotałeś do siebie, błagając, żeby nie odchodziła.

-Harry?- Hermiona odwróciła się do niego z rozszerzonymi oczami.- Nigdy mi o tym nie mówiłeś.

Harry zbladł, a jego dłonie zacisnęły się w pięści.

-Nie lubię przypominać sobie o tamtej chwili. Prawie przeze mnie zginęłaś. Przeze mnie i moją głupotę.

-Głupota to bardzo dobre określenie- żachnął się Ron.- Tylko mi nie mów, że powodem tego, że zachowywałeś dystans na szóstym roku było to, że czułeś się winny.

Harry nie odpowiedział.

-Och, Harry. Nie- wzruszyła się Hermiona.

-Daj spokój, stary! Nawet bezmyślny Lockhart w tych swoich śmiechu wartych powieściach, które czytała moja matka, pisał co trzeba zrobić w takiej sytuacji. Pocałować dziewczynę! Uganiać się za nią! Powiedzieć jej, jak wiele dla ciebie znaczy, jak nie możesz bez niej żyć i wszystkie te ckliwe rzeczy- jęknął Ron.

-Skąd wiesz o czym były te powieści?- spytał Wybraniec .

Szlag. Ron usiłował zachować dumę, po tym, jak wymsknął mu się ten mały szczegół.

-Jestem... urażony, że próbujecie zmienić temat, kiedy ja tu prowadzę szczerą rozmowę. Urażony- położył dłoń na sercu.- Właściwie, myślę, że muszę usiąść... to przywołuje moje traumatyczne doświadczenia... to było jak tortura, patrzeć jak próbujecie znaleźć światło w ciemności. Nawet gorsze, niż tortura.

-Serio, Ron. To się staje niewyobrażalnie dramatyczne- westchnęła brązowowłosa.- Koniec końców, to, że ja i Harry się zeszliśmy, nie ma nic wspólnego z tobą...

-Nie ma nic wspólnego ze mną!? Powiedz to jeszcze raz, Hermiono. Powiedz mi to w twarz!- znowu zaczął przechadzać się w tą i z powrotem, zatrzymując się , żeby wycelować palcem w parę gapiącą się na niego z identycznymi, skonsternowanymi minami.

-Nie macie prawa tak do mnie mówić. O, nie. Szósty rok był kroplą przepełniającą czarę goryczy! Wszystko sobie już przypominam... ludzie biorący udział w zakładzie zaczynali mieć wątpliwości. Zaczęli rozpuszczać plotki, że to ja byłem piątym kołem u wozu- tym zazdrosnym typkiem, który powstrzymywał Harry'ego od wyznania uczuć, bo sam czuł do Hermiony to samo. Tym, do którego miałabyś się zwrócić, gdybyś ostatecznie uznała, że nie masz szansy na związek z Harry'm. Wypraszam sobie! Jak, na gacie Merlina, miałaby to być moja wina!?

-Chwila!- Harry uniósł głos.- Czy to znaczy, że Hermiona ci się nigdy nie podobała?

Ron i Hermiona spojrzeli na siebie, a potem znowu na Harry'ego. Ich twarze wyrażały pogardę.

[T] Zakład (Harmione)Where stories live. Discover now