Rozdział 1.7

52 2 0
                                    

-Chwila!- Harry uniósł głos.- Czy to znaczy, że Hermiona ci się nigdy nie podobała?

Ron i Hermiona spojrzeli na siebie, a potem znowu na Harry'ego. Ich twarze wyrażały pogardę.

-Kurde, Harry. Oczywiście, że nie. Nadal mam jakieś standardy.

-Mówiłam ci, nigdy nie lubił mnie w ten sposób. On mi się też nie podobał... Chwila, co to ma znaczyć, Ron?

Wspomniany uniósł ręce w obronnym geście, pospiesznie cofając swoje słowa.

-Nic przeciwko tobie, Hermiono. Jesteś ładną wiedźmą i takie tam. Jestem przekonany, że będziesz uszczęśliwiać Harry'ego. Ale ty i ja? Bylibyśmy żałośni.

-Wyobrażasz sobie, żebyśmy poszli kiedykolwiek na randkę? Nie wytrzymalibyśmy do końca- prychnęła dziewczyna.

Ron się wzdrygnął.

-Proszę, nie każ mi o tym nawet myśleć. Testujesz moją cierpliwość wystarczająco często, narzekając na wszystko, co robię. Zawsze ten lekceważący ton. Nigdy nie byłbym dla ciebie wystarczająco dobry, co?

-A ty? Nigdy nie przegapiasz okazji, żeby umniejszać lub drwić z moich zainteresowań. Zawsze kłócisz się o drobiazgi.

-Cóż, ty jesteś równie...-

-Nie, ty jesteś definitywnie gorszy...-

Przerwali i się roześmiali.

-Wyobraź sobie, co by było gdyby te plotki były prawdą i... jakimś cudem skończylibyśmy razem, że skończyłoby się na tym, że poślubię ciebie zamiast Harry'ego. Wyobrażasz to sobie? Całe życie kłótni.

Ron potrafił to sobie wyobrazić. Pewnego razu, kiedy był mega znudzony, a wokół wszędzie słyszał plotki, zaczął się zastanawiać, czy powinien lubić Hermionę w ten sposób. Wyobrażał sobie, że jest zakochany w Hermionie, która myśli o nim tylko jak o drugim wyborze, która zawsze na pierwszym miejscu stawia Harry'ego. Która spoglądała na niego z góry nawet jeśli nie miała tego na myśli, i która zawsze odrzucała jego pomysły. Na którą zawsze by naskakiwał, na którą zawsze byłby wściekły lub ją ignorował, tylko po to, żeby poczuć się lepiej. Z którą byłby w ciągłej wojnie ostrych słów i dotkliwych przytyków.

Ta myśl zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Zasługiwała na coś lepszego niż on.

Tak samo jak i on.

-Bez urazy, Hermiono- oznajmił śmiertelnie poważny Ron.- Ale wolałbym umrzeć niż cię poślubić.

-Nie czuję się urażona- uśmiechnęła się Hermiona.

-O, boże. Potrzebuję kawy- jęknął Harry.- Nie wierzę, że przez cały ten czas myślałem... Merlinie, jestem idiotą.

-Przynajmniej to wiesz- Ron spojrzał na niego z życzliwością.

-Nie masz pojęcia, jak bardzo boli słyszeć to właśnie od ciebie, ze wszystkich ludzi- Wybraniec potarł czoło z frustracją.

-Ach tak? Cóż, jeszcze nie wymieniłem wszystkich twoich idiotycznych momentów. Chcesz, żebym je wszystkie powspominał? No chcesz? Chcesz?- Ron próbował grać urażonego.

-Ron, nie.

-Merlinie, proszę, nie.

-Zacznijmy od tej malutkiej chwili na weselu Billa i Fleur, hmm? Myślicie, że nie zauważyłem jak na siebie patrzyliście? Ze łzami w oczach! Co za...

-Cholera jasna, Ron. Jakim cudem pamiętasz te wszystkie pieprzone rzeczy?

-'Ona jest dla mnie jak siostra' przypominasz sobie?- parsknął do Harry'ego.

Harry ukrył twarz w dłoniach, a Hermiona po prostu spoglądała zdezorientowana.

-A tak. Od razu widać, że jesteście jak prawdziwe rodzeństwo. Bardzo... rodzinni. Nigdy nawet nie miałeś siostry, więc jak zdołałeś to powiedzieć z pełną powagą?

[T] Zakład (Harmione)Where stories live. Discover now