ROZDZIAŁ V

61 21 12
                                    

Dzień w pracy dłużył mi się niemiłosiernie. Nie miałam totalnie głowy do zapamiętywania nazw profili, ani kolorów okien. Już czułam się zmęczona, a nawet nie było widać końca. Gdy Mak odwiózł mnie do domu dochodziła piąta. 

Postanowiłam przygotować sobie szybkie śniadanie na które z rana zawsze brakowało mi czasu. Z reguły wolę go wykorzystywać na dodatkowe kilka minut snu. Oczywiście tego dnia nie było już sensu się kłaść. Poza tym za dużo działo się w mojej głowie żebym mogła zasnąć. 

W pracy także ciężko było mi się skupić z powodu nocnej wizyty w prosektorium. Moje myśli ciągle krążyły wokół martwej kobiety. Budziły się we mnie obawy co do powagi zadania rozwikłania tajemnicy która niczym mgła spowiła Waczew. Teraz z rezerwą, a nie z żalem spoglądałam na tył fabryki i mężczyzn którzy tam pracowali. 

Sprawa się skomplikowała, nie dotyczyła już wyłącznie zmiennokształtnych. Od porannego spotkania czułam ogarniającą mnie niepewność. Nie przerażał mnie trup ale pozbawienie mocy kobiety nie zapowiadało niczego dobrego. 

Gdy tylko rozległ się dzwonek oznaczający koniec pracy, poczułam ulgę. Szybko pożegnałam się z Grażyną i pognałam do samochodu. Nie rozglądałam się, czekała mnie dzisiaj wizyta w siłowni więc liczyłam, że tam spotkam podejrzanych mężczyzn. Przez wgląd na tą martwą dziewczynę, a także rodzinę i przyjaciół którzy z pewnością ją opłakują, muszę dać z siebie wszystko. Muszę dowiedzieć się o co tutaj chodzi. 

Odpaliłam auto i wyjechałam z zakładu. Od mieszkania dzieliło mnie parę minut jazdy i kilka świateł drogowych. Jedne z nich zmieniły kolor na czerwony i zmusiły mnie do zatrzymania się. Gdy piesi spokojnie przechodzili po pasach ja rzuciłam okiem na komórkę. Zaraz po powrocie z porannej eskapady wysłałam wiadomość do mojego wampirzego przyjaciela Vlada z prośbą o spotkanie po zmierzchu. Wiedziałam, że mógł już spać gdy ją wysłałam ale niecierpliwie czekałam na odpowiedź. 

Klakson auta stojącego za mną wyrwał mnie z zamyślenia. Szybko upewniłam się, czy światło jest już zielone i ruszyłam dalej. Reszta drogi upłynęła szybko i bez zbędnych opóźnień. 

Pogoda tego dnia była naprawdę zachwycająca. Słońce przyjemnie grzało, a lekki wietrzyk psotliwie unosił pojedyncze kosmyki moich włosów. Głęboko odetchnęłam uśmiechając się do siebie gdy wysiadłam z auta. Próbowałam naładować się tą pozytywną energią wszechświata którą wyraźnie dało się wyczuć w powietrzu. Przepełniała mnie nadzieja, że jeżeli maj jest taki piękny to i lato będzie trzymało poziom. Zamknęłam samochód i ruszyłam do mieszkania. 

Sprawnie pokonałam schody by po chwili znaleźć się w przedpokoju. Pozbyłam się butów i bez zwłoki przeszukałam lodówkę w celu znalezienia czegoś na ząb. Musiałam szybko się ogarnąć żeby móc spędzić trochę czasu na siłowni. Z sukcesem spojrzałam na słoik z zawekowanym bigosem który wcisnęła mi mama podczas odwiedzin. Jednak miała rację, że mi się przyda. 

Podczas gdy mikrofalówka szumiała podgrzewając obiad ja wypełniałam sportową torbę niezbędnymi rzeczami. Gdy usłyszałam głośny brzdęk wyjęłam miskę z bigosem i zabrałam się za jedzenie. Na nowo gotowa do działania, pochłonęłam wszystko w chwilę. Posprzątałam po sobie i skierowałam się do łazienki. Umyłam zęby i rozczesałam włosy żeby zapleść je w bardziej praktyczny na siłownie, warkocz. Przyjrzałam się swojemu odbiciu.

-Dasz radę Ana.- Szepnęłam motywująco.

Kiwnęłam sobie sama na zgodę, akceptując swoje zadanie. Miałam różne misje od Rady, to nie był mój pierwszy trup ale czułam wątpliwości, czy sobie poradzę. Czemu teraz? Skąd ten strach? Nie umiałam odpowiedzieć na te pytania. Trzeba było działać żeby się dowiedzieć, takie bezowocne rozmyślanie nie miało sensu. Jeszcze tylko siku i byłam gotowa stawić czoło wyzwaniu.

BŁĘKIT DELATORKIWhere stories live. Discover now