Rozdział 9

539 24 27
                                    

Powrót do domu przebiegał w ciszy, Shane nie oddzywał się do mnie a i ja nie miałam na to ochoty.

Założyłam słuchawki i włączyłam sobie audiobooka książki którą wziełam od Tony'ego. Opadłam na fotel i zamknęłam oczy jednak zamiast wysłuchiwać się w słowa książki zaczęłam rozmyślać nad tym jak byłoby gdybym tamtego dnia pojechała z mamą i babcią. Może właśnie tak byłoby lepiej? Może to co teraz się dzieje to kara uniknięcia przeznaczonego mi losu? Nawet nie zorientowałam się kiedy łzy zaczęły płynąć mi po policzkach, uświadomił mi to dopiero Shane kiedy lekko mnie szturchnął. Zdjęłam jedną słuchawkę i spojrzałam na niego i wtedy odkryłam że wcale nie jedziemy tylko stoimy na poboczu.

- Co jest młoda?- zapytał

-Hm? Co masz...- nim dokończyłam zorientowałam się że moje policzki są mokre od łez- A... O to chodzi, po prostu się nieco zamyśliłam- powiedziałam chociaż to była taka półprawda

- Zamyśliłaś się?- zapytał unosząc brwi a ja poprawiłam się na fotelu

- Po prostu myślałam nad tym co by było gdybym wtedy pojechała z nimi... Może właśnie to był los przeznaczony też dla mnie? Może tak byłoby lepiej? Gdybym wtedy skończyła... Jak one wy nie mielibyście takiego problemu jak ja na głowie- rzuciłam znowu opadając na fotel.

- Żartujesz, prawda? Nie jesteś dla nas żadnym problemem i nawet tak o sobie nie myśl!- wyglądał na nieco zmartwionego

- Oczywiście że jestem problemem, więzy krwi nie zmieniają faktu że jestem obca - podkreśliłam słowo "obca"

-Wcale tak nie jest Alex, wcale nie jesteś obca. Jesteś naszą rodziną, naszą młodszą siostrą którą kochamy. Wszyscy bez wyjątku- powiedział pewnie patrząc mi w oczy - Nawet ten idiota Tony czy Dylan zrobią wszystko by cię chronić, ja zrobię wszystko by cię chronić i to nie dlatego, że Vincent nam kazał- dodał kładąc mi rękę na ramieniu- I może faktycznie czasem przesadzamy i nie wiemy jak się zachować

- Często przesadzacie- wtrąciłam na co on cicho się zaśmiał

- Niech ci będzie, często przesadzamy i nie wiemy jak się zachować ale to dlatego, że wcześniej nie mieliśmy młodszej siostry i ogólnie nasz kontakt z płcią przeciwną jest... Ah szkoda słów- potarł nerwowo kark- Nasza mama... Właściwie ja jej nigdy nie poznałem, znaczy nie pamiętam jej za dobrze- uśmiechnął się smutno- Nie ważne, zgubiłem już wątek- zaśmiał się nerwowo po czym nastała chwila ciszy, nie była jednak niezręczna, była potrzebna i kojąca.

- Przepraszam za dzisiaj - przerwałam w końcu milczenie - Nie powinnam się tak zachowywać, nie przywykłam do takiej kontroli, nienawidzę jak ktoś kontroluje każdy mój najdrobniejszy ruch, jest to naprawdę frustrujące- odwróciłam wzrok od brata

- Rozumiem, jednak Tony nie potrafi tego zrozumieć- westchnął- No ale co poradzisz na to, że jest tym durniejszym bliźniakiem?- zapytał rozbawionym głosem a gdy na niego spojrzałam ujrzałam szeroki uśmiech na jego twarzy na co sama lekko rozpogodniałam

- No nic- zaśmiałam się cicho- Ale będzie mnie czekała kolejna rozmowa z Vincentem-robotem

- Vincent nie jest taki zły na jakiego się wydaje, serio. On odkąd to wszystko na niego spadło ma spore trudności z okazywaniem uczuć i emocji. Wiesz, nie chciał pokazywać nam jak bardzo jest mu ciężko i tak już mu zostało. Momentami mam wrażenie że tylko Williamowi się zwierza ze swoich uczuć- zaśmiał się cicho a ja lekko pokiwałam głową

- Może i masz racje, w końcu znasz go dużo dłużej niż ja

-Możesz mi wierzyć lub nie ale Vincent to naprawdę spoko gość! W końcu sama się przekonasz- zapewnił- A teraz ruszajmy bo nas w domu zjedzą- oboje się zaśmialiśmy, skinęłam głową i ruszyliśmy do domu już w znacznie przyjemniejszej atmosferze. Spięłam się lekko gdy zaparkowaliśmy w garażu

- No to teraz trzeba się szykować na reprymendę od Vincenta- skrzywiłam się lekko na tą myśl

- Będzie dobrze młoda- potargał mi włosy, oboje wysiedliśmy z samochodu a ja mentalnie nastawiałam się na reprymendę od Vincenta jednak gdy weszliśmy do kuchni stał tam William, wyglądał na zawiedzionego

- Alex, jak zjesz obiad przyjdź proszę do biblioteki, dobrze?- powiedział spokojnie a ja pokiwałam lekko głową. Czułam niepokój, dlaczego on a nie Vincent? William opuścił kuchnię a ja i Shane usiedliśmy do stołu. Patrzyłam tępo w miskę z jedzeniem, od samej myśli o rozmowie z Williamem straciłam apetyt.

-Ej no ale zjedz coś- powiedział Shane jakby zaniepokojony faktem, że nie jem

- Czy ty też zauważyłeś że wyglądał na zawiedzionego?- zapytałam spoglądając na brata, on chwilę milczał jakby próbował znaleźć odpowiednie słowa, jakby nie chciał mnie zranić prawdą

- Może trochę, ale to nie oznacza od razu, że przez Ciebie- powiedział ostrożnie, zauważyłam to i zrozumiałam, że zawiodłam- A teraz zjedz coś, chociaż trochę- westchnęłam czując że nie da mi spokoju jeżeli nie zjem, znowu wbiłam wzrok w miskę ryżu z kurczakiem i warzywami, zaczęłam jeść. Samo danie było naprawdę pyszne ale zjadłam jedynie połowę co, patrząc na mój brak apetytu, było naprawdę dużo. Shane uśmiechnął się szeroko bo postawił na swoim a ja poszłam do biblioteki.

Szłam powoli, bałam się tej rozmowy. Weszłam do środka i zobaczyłam Williama siedzącego z małym, puszystym szaro-białym mainecoonem na kolanach. Kotek leżał z zamkniętymi oczami i zadziwiająco głośno mruczał. Podeszłam tam i usiadłam na przeciwko Willa

- Will... Ja naprawdę przepraszam za to co się stało w szkole... Ja...- nie dokończyłam bo brat uciszył mnie ruchem ręki

- Słuchaj, po części rozumiem twoje zachowanie jednak jest ono nie do przyjęcia- zaczął spokojnym jednak pełnym zawodu głosem

- Ja wiem... Naprawdę nie wiem co się ze mną stało...

-Alex, proszę nie przerywaj. Nie będę ukrywał, że się na tobie zawiodłem- słysząc te słowa z jego ust poczułam jak coś we mnie pękło. Will i Shane byli jedynymi braćmi którzy jakkolwiek się mną interesowali i z którymi miała jakoś dobry kontakt a teraz zawiodłam jednego z nich a może nawet obu?- Ale nie jestem zły, razem z Vincentem widzimy, że naprawdę sobie nie radzisz z nową sytuacją jak i ze śmiercią dwóch najbliższych ci osób. Dlatego stwierdziliśmy że zapiszemy cię do psychologa, oczywiście chcemy ci też dać czas na oswojenie się z tą sytuacją i z ostateczną decyzją poczekamy przynajmniej do końca miesiąca- dokończył.

Jego ton był przez cały czas spokojny jednak łzy zebrały mi się w oczach jakby na mnie krzyczał, bałam się spojrzeć mu w oczy. A więc to tak wyglądały sprawy, nie dość że byłam zawodem to jeszcze chcieli mnie wysłać do psychologa... Nie miałam dobrej opinii o psychologach przez tego który był w szkole.

- Przepraszam Will... - Wydusiłam w końcu z siebie. A co jeśli tak naprawdę byłam zawodem dla nich wszystkich? A jeśli już dla mamy i babci byłam zawodem? W końcu od zawsze byłam dość problemowym dzieckiem, mama powtarzała, że mam trudny charakter po tacie ale czy tak było?

- Wybaczam i mam nadzieję, że to więcej się już nie powtórzy- gdy na niego spojrzałam delikatnie się uśmiechał- A oto twoja nowa przyjaciółka- powiedział delikatnie podnosząc kotka z kolan. Oczy lekko mi błysnęły na co on zaśmiał się cicho- Kirke, dobrze pamiętam?

Skinęłam głową i wzięłam ją delikatnie na ręce a następnie przytuliłam do piersi.

- Jest cudowna - powiedziałm z uśmiechem na twarzy, a potem ostrożnie tak by nie zrobić krzywdy Kirke, nachyliłam się i lekko ją przytuliłam.

- Cieszę się, że ci się podoba. W twoim pokoju są już wszystkie niezbędne rzeczy.

- Właściwie, dlaczego to właśnie ty ze mną rozmawiasz a nie Vincent?

- Zajmuje się teraz ważną sprawą więc uznałem, że mogę go trochę odciążyć.

Przez resztę wieczoru zajmowałam się swoją nową towarzyszką. Kirke okazała się dość ruchliwa kiedy tylko oswoiła się z nowym otoczeniem a zabawa z nią pozwoliła mi odsunąć na bok te wszystkie zmartwienia i troski, nawet jeśli miało to trwać tylko przez chwilę. Potem pojawili się także moi bracia, by móc poznać nowego członka rodziny.

Nowa Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz