Rozdział 10

519 17 48
                                    

Lekcje nadal stanowiły dla mnie pewien problem, ale notatki Roxane oraz jej tłumaczenia stanowiły duże ułatwienie, do tego dzisiaj miałam mieć pierwsze zajęcia które miały mi pomóc nadrobić braki, więc miałm nadzieję, że wkrótce będzie mi łatwiej. Najbardziej ceniłam towarzystwo Roxane, nie zdawałam sobie wcześniej sprawy jak bardzo mi jej brakowało. Jej spokojnej natury, cudownego humoru, a także walki. Zawsze była moją ulubioną sparing-partnerką, bo była na podobnym poziomie co ja, ale mimo to nawet po tylu latach potrafiłam mnie czymś zaskoczyć.

- Jest niedaleko klub krav-magi, chodzę tam na zajęcia, może udałoby ci się przekonać braci, żeby cię zapisali? W razie czego, możemy cię wozić bo to po drodzę, a wiesz, że kocham z tobą walczyć.

- Jasne, pogadam z nimi, możesz mi wysłać linka do ich strony. Myślę, że skopanie kilku tyłków dobrze mi zrobi.

Jednak gdy wyszłam na zewnątrz podczas przerwy na Lunch, przekonałam się, że moi bracia, a konkretnie Tony, wcale nie potrzebują klubów żeby się bić. Przez krótką chwilę, stałam nieruchomo, gdy rozpoznałam brata, potem jednak ruszyłam pewnym krokiem, w stronę wlaczących, choć jak zauważyłam, to raczej Tony walczył, ten drugi jedynie kulił się, starając osłonić najważniejsze miejsca.

W pewnym momencie ktoś mnie chwycił mnie za ramię, próbując zatrzymać, jednak nie zwracając uwagi na to kim była to osoba, wbiłam jej lokieć w brzuch i szybko przedostalam się do chłopaków.

- Tony!

Wiedziałam, że w moim głosie słychać wściekłość, ten chłopak nie potrafił się bronić, a moje wewnętrzne poczucie sprawiedliwości mocne sprzeciwiało się takiemu zachowaniu. Inna sprawa gdyby koleś naprawdę sobie na to zasłużył, wtedy sama chętnie bym mu dołożyła, ale szkoła to nie było miejsce na załatwianie takich spraw.

Mój krzyk nie zrobił na moim barcie najmniejszego wrażenia, więc podeszłam i szarpnęłam go mocno za ramię, a następnie uchyliłam się przed ciosem, który samoistnie powędrował w stronę mojej głowy.

- Ty serio jesteś jakiś chory!- mój głos był przesiąknięty złością i obrzydzeniem do brata- Będziesz się wyżywał na kimś bezbronnym? Tylko na tyle cię stać?! A może zmierzysz się ze mną, co?- zapytałam poprawiając kucyka. Tony zmierzył mnie wzrokiem i prychnął rozbawiony

- A wiesz, że chętnie smarkulo?- zaśmiał się, usłyszałam jakiś cichy protest zagłuszony nagłym skandowaniem tłumu. Podwinęłam rękawy gotowa na każdy cios brata, nie chciałam tym razem grać czysto bo i on nie grał czysto.

Stanęliśmy naprzeciwko siebie, to ja pierwsza wymierzyłam cios czego on się nie spodziewał, nie zdążył zareagować i przyjął cios w twarz. Od razu potem odskoczyłam, Tony próbował podciąć mi nogi co uznałam za dość żałosne.

Nasza bójka nie trwała długo ponieważ Roxane nas rozdzieliła, weszła między nas, z gniewem na twarzy i jakąś niezłomnąścią w tamtym momencie wyglądała niczym płonąca walkiria.

- Serio?- zapytała a w jej głosie wyraźnie brzmiała dezaprobata, zwłaszcza gdy patrzyła na mnie

- Zasłużył sobie!- Wykrzyknęłam od razu patrząc na brata z ciągłą irytacją i gniewem

- Nie wpieprzaj się w sprawy które cię nie dotyczą!- Przez chwilę wyglądało to tak jakby miał się na mnie rzucić ale ostatecznie zrezygnował

- To i tak nie powód by wdawać się w bójkę na terenie szkoły- Roxane wyglądała na zirytowaną ale jej głos był spokojny i stanowczy. Prychnęłam tylko cicho, nie chciałam teraz nikogo widzieć ani z nikim rozmawiać, nawet z Roxane. Odwróciłam się i ruszyłam szybkim krokiem do szkoły, przez wściekłość nie zwracałam na nic ani na nikogo uwagi dopóki nie poczułam czyjejś dłoni znowu spoczywającej na moim ramieniu. Znowu chciałam wbić łokieć w brzuch tej osoby ale jednak zdecydowałam się spojrzeć na tą osobę. Był to Shane i z lekkim przerażeniem odkryłam że jedną ręką trzyma się za brzuch, czy to ja mu to zrobiłam?

Nowa Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz