8

158 15 5
                                    

Yesly

Śniłam o lodzie. Góry lodowe wyrastały z lodowiska, gdy ja sunęłam na łyżwach przed siebie. Im szybciej jechałam, tym więcej gór wyrastało mi na drodze. Pociłam się, starając się omijać każdą z nich. „Zrób obrót, Yesly" – znajomy głos mojej byłej trenerki, pani Pennsley, rozbrzmiewał w mroźnym powietrzu. Wykonując jej polecenie zakręciłam się. A potem, jakby wyciągnięta z głębin swojego snu, obudziłam się. Wizja nadal kręciła koła i chwilę zajęło mi zorientowanie się, że nie jestem w domu.

Moim pierwszym odruchem było uniesienie kołdry, aby sprawdzić, czy nie jestem naga. Na szczęście nadal miałam na sobie ubrania. Ostrożnie przekręciłam głowę w bok i ujrzałam spokojnie śpiącego Faulknera. Tak po prostu sobie spał obok mnie. W tym momencie wspomnienia zeszłej nocy zaczęły uderzać do mojego obolałego mózgu przypominając mi jak się tu znalazłam...

Jeszcze na chwilę opadłam głową na poduszkę, masując czoło z nadzieją, że tak uśmierzę pulsujący ból głowy. W pomieszczeniu było bardzo jasno, nic nie zakrywało ogromnych okien. Promienie słoneczne przepływały przez odkryte okna, rzucając tańczące wzory światła na ściany. Co prawda, było tam odrobinę za jasno dla moich oczu, ale chociaż udało mi się pożądnie rozbudzić.

Z nieśmiałą odwagą ośmieliłam się spojrzeć na niego jeszcze raz. Jego spokojne oblicze było niemal kojące dla moich poszarpanych nerwów. Kilka kosmyków czekoladowych włosów niesfornie opadało na jego czoło, komponując nieład. Jedną rękę miał na poduszce nad głową, a druga chowała się pod kołdrą, którą dzieliliśmy.

Było coś znajomego w rysach jego twarzy, przelotne podobieństwo do Aarona. Jednak Faulkner miał zupełnie inną, swoją twarz. Twarz Aarona znałam doskonale, każdy jej milimetr był wryty w zakamarkach mojej pamięci. Podświadomie szukałam podobieństw na twarzy Faulknera. Czułam się okropnie, a to była moja desperacka próba znalezienia pociechy w czymś znajomym.

- Gapisz się – zachrypiały głos Faulknera rozdarł ciszę pokoju, choć jego oczy pozostały zamknięte.

- Nie gapię się, tylko patrzę – odparłam półszeptem.

Kąciki ust Faulknera uniosły się formując beztroski uśmiech, którym wzbudził w moim brzuchu dziwne uczucie. Dziwne, jednak przyjemne.

- Mogę otworzyć oczy, czy zdzielisz mi za położenie cię do swojego łóżka? – spytał, odruchowo poruszając brwiami.

- Chciałam, ale to nie jest prawdziwe łóżko, tylko materac, więc się nie liczy – ripostowałam, wywołując u niego chrypki śmiech.

Otworzył oczy i również położył się na boku. Nasze twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. Teraz to on gapił się na mnie bez słowa.

- Co? – spytałam cicho.

- Mógłbym się do tego przyzwyczaić – rzucił i krótko oblizał wargi. – Do budzenia się obok ciebie.

Jego wyznanie wywołało u mnie gęsią skórkę. Nienawidziłam siebie za to, że chciałam rozpłynąć się na tej poduszce. Dlaczego leżenie z nim było tak łatwe? Dlaczego będąc tam z nim, mężczyzną, którego tak naprawdę nie znałam, poczułam się jakby świat przestał istnieć? Jakby jego apartament był odłączony od tego świata i problemów, i dryfował sobie razem z nami na chmurce na tym całym chaosem. Dlaczego patrząc w jego oczy nawet moje myśli zwolniły? Zdecydowanie miałam nadal alkohol we krwi.

Westchnęłam cicho.

- Muszę iść poukładać sobie wszystko w życiu – zaczęłam, patrząc w jego piwne tęczówki. – Zbyt wiele się wydarzyło i... Nie możemy się spotykać, a tym bardziej całować się albo lądować ze sobą w łóżku. Potrzebuję czasu i odpowiedzi. Jeśli cokolwiek kiedykolwiek miałoby się wydarzyć, ja muszę wiedzieć co to dla mnie oznacza. Wiesz o tym, prawda? – spytałam cicho obserwując, jak Faulkner zaciska szczękę.

Ice HeartsNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ