Prolog

307 25 3
                                    

Yesly

Zapatrzona w błyszczące płatki śniegu tańczące swój ostatni taniec z nieba na ziemię, rysowałam palcem na zaparowanej szybie okna. Była noc przed Bożym Narodzeniem, jednak zamiast się cieszyć obawiałam się, że w moim domu będzie to noc zgrozy.

Ojciec nie wrócił do domu po pracy, a właśnie dzisiaj odebrał wypłatę. Westchnęłam, przez ramie zerkając na mamę, która wyglądała na pochłoniętą gotowaniem, ale jej też drżały dłonie. Ona też to czuła.

Aby odciągnąć swoje myśli od zbliżającej się masakry, ja również udałam się do kuchni i zabrałam się za ugniatanie ciasta. Mama obdarzyła mnie jedynie lekkim uśmiechem, który odwzajemniłam.

W końcu obie wzdrygnęłyśmy się na dźwięk trzasku drzwi. Wymieniłyśmy się porozumiewającymi spojrzeniami i bezsilnie poczekałyśmy, aż pijany ojciec, marudzący coś pod nosem, przywlókł się do kuchni.

- Co to za szopka? - burknął, opierając się o ścianę.

- Szykujemy potrawy na Święta... - półszeptem wyjaśniła mama, cały czas bacznie go obserwując.

- Święta - mówiąc to, ojciec uderzył pięścią w szafkę. - Na Święta trzeba sobie zapracować, Święta kosztują. Czy którakolwiek z was wyszła z domu i zamartwiła się o pieniądze na te wasze pieprzone Święta? Ha?

- John... Przecież wiesz, że sprzątam biura kiedy tylko mogę, a Yesly chodzi jeszcze do szkoły... - Mama unikała jego przepitego spojrzenia. Ja natomiast patrzyłam w te pełne nienawiści oczy z żalem.

- A w szkole jest cały dzień? I co z tym sprzątaniem? Przynosisz ochłapy, marne grosze - ojciec splunął te słowa z pogardą.

- Robię zakupy, opłacam rachunki - mama próbowała się bronić.

- A twoja wypłata gdzie jest? - rzuciłam, zaciskając pięści pod blatem. - Znów przepiłeś wszystko, a mama musiała się martwić aby nam starczyło na jedzenie.

- Co ty powiedziałaś, niewdzięczna dziewucho? - Choć dzielił nas blat, ojciec zrobił krok w moim kierunku i ponownie uderzył aby zrobić huk.

- Alkohol zatkał ci uszy? Mam powtórzyć? - uniosłam głos, twardo stojąc.

- Yesly! - Mama mnie upomniała, ale złość przysłoniła mi oczy i widziałam tylko jego.

- Daleko jabłko od jabłoni nie pada, co Mary? Wychowałaś tę małą dziwkę na swój wzór. - Ojciec minął blat i zbliżył się do mnie. Chwycił garść moich włosów, ale ja nie przestawałam na niego patrzeć. Nie oderwałam oczu od jego ani na ułamek sekundy.

- John! Zostaw ją, nie rób jej krzywdy. To twoja córka! - mama zapłakała.

- Moja córka? A skąd mam mieć pewność, że nie skurwiłaś się z jakimś gachem gdy ja byłem w pracy? Ha? - warknął i zaśmiał się mamie w twarz.

- To byłyby najlepsze wieści w moim życiu - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

Ojciec się zamachnął i wymierzył mi policzek, mama krzyknęła. Miałam tego dosyć. Tak bardzo dosyć.

Znalazłam w sobie resztki sił i odepchnęłam go, a ten padł plecami na nasze stare, drewniane krzesło i połamał je swoim ciężarem.

- Uderzyłeś mnie ostatni raz - rzekłam, jednak nie miałam czasu na zwlekanie. Ojciec powoli się podnosił, wyzywając mnie pod nosem. Wycofałam się więc i tylnymi drzwiami wypędziłam z domu. Kurtki nie wzięłam, wisiała w szafie po drugiej stronie domu, ale udało mi się zgarnąć moje łyżwy.

Ice HeartsWhere stories live. Discover now