18

92 11 0
                                    

Yesly

Odcinając się od otaczającego mnie świata, pędziłam z powrotem do samochodu, gdzie cierpliwie czekał Luke.

- Musimy natychmiast jechać do szpitala! - krzyknęłam, zachęcając go do pośpiechu. Wsiadłam do pojazdu, a on bez słowa podążył za mną. Z jednym szpitalem w okolicy, pędziliśmy w jego kierunku bez zwłoki.

- Co się stało? -  zapytał Luke, gdy mknęliśmy przez ulice.

- Ktoś spadł z rusztowania - odpowiedziałam, słowa ciężkie od trwogi, przeszywając moje serce. - Prawdopodobnie próbowali się ze mną skontaktować, ale nie miałam przy sobie telefonu... - mówiłam niedowierzając jak głupia byłam nie zabierając ze sobą telefonu.

- Powiedzieli kto to był? - wtrącił Luke.

- Nie, to mógł być ktokolwiek - szepnęłam, choć obraz Aarona wciąż uporczywie tkwił w mojej wyobraźni. - Proszę, jedź szybciej, Luke.

Odpowiadając na moją prośbę, przyspieszył, i w ciągu kilku minut zatrzymaliśmy się przed szpitalem. Wyskoczyłam z samochodu tak szybko, jak tylko się zatrzymał, i z determinacją wtargnęłam do środka. Dotarłam do recepcji, zderzając się z nią w pośpiechu.

- Był wypadek w Ice Hearts. Ktoś spadł... Potrzebuję... Czy możecie mi powiedzieć... - jąkałam się przez łzy, zmagając się z wyrażeniem tego, o co chciałam spytać.

- Korytarzem prosto, drugi skręt po prawej - kierująca recepcją kobieta wskazała, jej głos wypełniony współczuciem. Z wdzięcznością i łzami w oczach podziękowałam, zanim ruszyłam w kierunku wskazanym przez nią, moje myśli w wirze modlitw o bezpieczeństwo Aarona.

Skręciwszy w prawo, weszłam do krótkiego korytarza, dostrzegając na jego końcu siedzącą Laylę.

- Lay! - zawołałam, pędząc w jej stronę.

- Gdzie byłaś? Dzwoniłam do ciebie przez cały dzień! - skarciła mnie, wstając z miejsca. Pomimo swojego zdenerwowania, przyjęła mnie w swoje ramiona.

- Przepraszam. Tak bardzo przepraszam - szepnęłam, ogarnięta poczuciem winy. - Co się stało?

- Chodzi o Toby'ego - szlochała.

- Nie... - wstrzymałam powietrze, spotykając się z jej oczami pełnymi łez. - Co się stało? Gdzie on  jest?

- Na szczęście ma tylko złamane żebra, nogę i lekki wstrząs mózgu. Tak bardzo się wystraszyłam, Yesly... - Layla rozpłakała mi się w ramie, a ja mocno ją do siebie przytuliłam, choć odetchnęłam z ulgą, że było z nim w miarę dobrze.

- Mam dla ciebie kawę z cukrem, bez mleka. - Zza pleców usłyszałam jego głos. Bałam się ruszyć, bałam się odwrócić. Tak bardzo się bałam. - Yesly? - Aaron wychrypiał moje imię, a ja nie mogłam chować się w ramionach przyjaciółki do końca życia.

Wzięłam więc głęboki oddech i nadal ją obejmując ramieniem, odwróciłam się i moje oczy napotkały smutek w jego oczach. W drodze do szpitala przez myśl przeszło mi wiele czarnych scenariuszy. Widząc go całego i zdrowego, moje ciało przeżyło kolejny szok. Wierzchem dłoni otarłam łzy z policzków i nie wiedząc jak się zachować, zignorowałam go. Pomogłam Lay usiąść i okryłam jej ramiona kocem, który z nich spadł na krzesło gdy mnie zobaczyła.

- Rozmawiałaś z lekarzem? - spytałam, zajmując miejsce obok niej i robiąc wszystko co w mojej mocy aby nie spojrzeć na Aarona.

- Tak. Powiedział, że wszystko będzie w porządku, ale Toby musi teraz dużo odpoczywać - przyznała, pociągając nosem.

Ice HeartsWhere stories live. Discover now