Rozdział 34

699 125 45
                                    

Leo

Siedziałem na korytarzu kliniki do której przywieziono Kirę. To była najlepsza placówka tego typu,  która nieraz ratowała życie naszym ludziom. Jej właściciel był przyjacielem mojego ojca i to w dużej mierze dzięki niemu zbudował to miejsce. Musieliśmy mieć gdzie leczyć swoich ludzi bez uganiania się z procedurami, a jej pracownicy byli najlepszymi chirurgami, specjalistami w  swojej dziadzinie i modliłem się o to aby jej pomogli.

Musieli jej pomóc.

Godziny mijały, a ona była na sali operacyjnej, więc kiedy lekarze wyszli zdejmując z siebie fartuchy, dosłownie trząsłem się z nerwów i dopadłem do doktora Jonesa, który zabrał Kirę z domu Brandona i nadzorował cały proces.

- Straciła mnóstwo krwi. Ten blondyn miał rację, BRh-. Bardzo rzadka grupa – lekarz przetarł twarz ze zmęczeniem.

- Żyje? Będzie żyła? – spytałem po prostu bo wiedziałem, że nie wytrzymam dłużej w tej niepewności

- Myślę, że tak. Jest silna to na pewno. Ale… Leo, to wyglądało naprawdę nieciekawie. Ten nóż… Wbił się  naprawdę głęboko. Nie wiem jak dała radę chodzić z czymś takim w brzuchu, a co dopiero walczyć. Noga, milimetry od tętnicy, ramiona całe posiekane, trzy ślady po kulach, które przecięły jej skórę ale nie wbiły się w ciało, zwichnięta ręka, popękane żebra, poobijana twarz, na szczęście nie złamali jej nosa ani szczęki, ale jest w naprawdę ciężkim stanie. Załataliśmy ją. Szybki transport krwi uratował jej życie, ale kiedy się obudzi po czymś takim… Nie wiem. Zrobiłem co w mojej mocy i wierzę, że dziewczyna dojdzie do siebie. Za piętnaście minut powinna już leżeć na sali pooperacyjnej, oczywiście możesz do niej iść i być przy niej… – poklepał mnie po ramieniu i odszedł, a ja zostałem. Zostałem i wziąłem głęboki oddech czując odrobinę ulgi, chociaż niepokój wciąż czaił się pod moją skórą. Wiedziałem, że nie pozbędę się go dopóki ona się nie obudzi.

Zabiję tego szczura. Zabiję ich wszystkich. Wypruję im flaki za to co zrobili, zniszczę ich za to że ją skrzywdzili. Nie zawaham się ani chwili wyrywając im serca z piersi, będę patrzył jak krwawią i zrobię to z satysfakcją, i nie będzie we mnie grama współczucia. Już nie.

Łatwo jest wybaczyć własny ból, ale nie kogoś kogo kochasz.

Usłyszałem mój telefon i odebrałem połączenie niemal mechanicznie.

- Leo?

To był Aki.

- Jestem.

- Co z nią?

- Żyje.

- I…?

- Powinna przeżyć, w przeciwieństwie do skurwieli, którzy za to odpowiadają. Osobiście zajmę się przesłuchaniami…

- Za późno. Kira to nie tylko twoja żona, ale też siostra Antona Aristova, stary. Ten dupek jest niespotykanie kreatywny w tej kwestii. Jak żyję nie widziałem czegoś takiego… – Aki zaśmiał się nisko, po czym odchrząknął - Facet śpiewał jak na koncercie noworocznym. Wiemy wszystko.

- Costa?

- Dokładnie.

- Szczur?

- Wooben.

Zacisnąłem dłoń na telefonie.

- Doceniam starania Antona, ale Wooben jest mój – warknąłem w słuchawkę.

- Rozumiem. Zostań z  żoną, Anton pojechał do domu waszego ojca z Livią i Ildarem, ale zapewne będzie chciał zobaczyć Kirę, więc będziesz musiał znieść jego towarzystwo, ale… Stary, ten dupek pozytywnie mnie zaskoczył. Myślę, że się z nim dogadam, a może i tobie się uda?

Convicted Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz