Rozdział I

203 96 33
                                    

Wspomnienie

12 października 1911 roku

Moja matka, lady Frances Urquhart, była skłonna do ponurych nastrojów lub do bycia kłótliwą. Zwłaszcza wtedy, kiedy ojciec wyjeżdżał służbowo z domu na kilka miesięcy. Pamiętam, że od tamtego (jak się później okazało – rewolucyjnego) dnia mama zachowywała się w zastanawiająco dziwny sposób. Szczególnie zapadły mi w pamięć chwile, w których gładziła mnie po włosach za każdym razem, kiedy przechodziła lub siadała tuż obok mnie. Zaczęła także używać miłych słów i uśmiechać się o wiele częściej niż miało to miejsce w przeszłości. Do tamtego momentu mama była zadowolona wyłącznie wtedy, kiedy w pobliżu niej znajdowały się jej przyjaciółki lub dobre znajome – te, z którymi utrzymywała kontakt tylko dlatego, że wymagało tego dobre wychowanie.

Dlatego, kiedy mama stała się przychylna i uprzejma dla mnie i dla mojego ojca, jej odmienne zachowanie spowodowało u mnie obawę przed tym, że być może coś przed nami ukrywała.

Dziś, kiedy wracam myślami do tamtych chwil, wiem, że miała ku temu powód. Miała też prawo zachowywać się w określony sposób, który wtedy wydawał mi się kompletnie nie na miejscu. W późniejszym czasie często zastanawiałam się, czy będąc na jej miejscu, cieszyłabym się tak samo. Dzisiaj myślę, że tak. A na pewno byłabym tak samo dumna. 

30 sierpnia 1861 roku

Rodzinna posiadłość państwa Urquhart, północna Szkocja

Philip wszedł do salonu z naręczem świeżo ściętych kwiatów z przydomowego ogrodu. W wolnych chwilach, które stanowiły jednak deficyt w jego życiu, z zamiłowaniem zajmował się pielęgnacją roślin. Jego uwagę przykuwały szczególnie te, w posiadanie których wszedł samodzielnie.

- Ależ pięknie pachną! - Frances podeszła do męża i zaciągnęła się wonią, która subtelnie unosiła się w powietrzu.

- Zbliża się jesień, szkoda byłoby zostawić je do zwiędnięcia w ogrodzie. Niech chociaż przez chwilę zdobią dom.

Zerknął na żonę, która wzrokiem poszukiwała tego jedynego, najpiękniejszego okazu, by włożyć go do małego, porcelanowego wazonu i ustawić na stoliku nocnym przy ich łóżku. Prawdą było to, że niewiele rzeczy uszczęśliwiało Frances, przez co dla Philipa ten rytuał stał się uroczą tradycją. Nie minęło wiele czasu. Jego żona znalazła angielską różę, najdoskonalszą ze wszystkich, której siewkę Philip dostał od dawnego przyjaciela z Eton College. Kwiaty te wyróżniały się bladoróżowym kolorem i niepowtarzalnym zapachem o bliżej nieokreślonej proweniencji*, przez co nie tylko uwielbiała je jego żona, ale również córka, Margaret.

Frances, oglądając ze wszystkich stron każdy płatek róży z osobna, uśmiechnęła się i pokiwała głową z uznaniem, jakby przed chwilą zdobyła najważniejsze w jej życiu trofeum.

- Z reszty zrobię małe bukiety i poustawiam w różnych częściach domu. Co ty na to, Phil?

- Skoro to cię uszczęśliwi.

- Może Margaret będzie miała ochotę mi pomóc. Jakiś czas temu zauważyłam, że ma talent do dobierania kolorów. Jej bystre oczy na pewno się przydadzą. Nie wyobrażam sobie, by żółte irysy stały razem z fioletowymi hortensjami. Widziałeś ją gdzieś ostatnio?

Margaret Urquhart (w trakcie)Onde histórias criam vida. Descubra agora