Rozdział VI

128 91 11
                                    

Wspomnienie

30 października 1911 roku

Młode kobiety nagminnie mylą zakochanie z zauroczeniem. Ja również taka byłam. Nie odróżniałam od siebie tych dwóch, jakże odmiennych stanów. Kiedy książę Albert pozostawił mnie samą sobie i opuścił salę balową, myślałam, że całe moje życie legło w gruzach. Miałam wrażenie, że będzie wyglądało dokładnie tak jak życie Julii - to stworzone przez Shakespeare'a. Byłam przekonana, że moje cierpienie jest tożsame z jej. Byłam też zła na siebie, że tak łatwo ulokowałam swoje uczucia w kimś, kogo praktycznie nie znałam. Dzisiaj, mając już to życiowe doświadczenie w swoim posiadaniu, mogę się z tego śmiać, jednak w tamtym czasie, świadomie unikając rozmowy z moją matką, pozbawiłam się możliwości zrozumienia tego, jak bardzo się myliłam. Gdybym odważyła się powiedzieć jej, co czułam i co przeżyłam tamtego wieczoru, na pewno w wyrozumiały sposób wytłumaczyłaby mi, że to wyłącznie chwilowy smutek. Torrance, podchodząc wtedy do mnie, dał mi możliwość bezwarunkowego zapomnienia. Rozmowa z nim przyniosła niewyobrażalną ulgę. Żałowałam, że wieczór w jego towarzystwie przeminął tak nieubłaganie szybko.

Pamiętam, że kiedy tamtej nocy wróciłam do komnaty, nie byłam w stanie zmrużyć oczu. Wstałam po cichu z łóżka, wzięłam do ręki kaganek i ostrożnie zapaliłam knot. Blask świecy chwilowo mnie oślepił, jednak po kilku sekundach poczułam, że mój wzrok zdążył już przywyknąć. Spojrzałam na zegar. Dochodziła chyba godzina czwarta nad ranem. W każdym razie niebo nadal lśniło drobnymi, złotymi punkcikami. Wiedząc, że każda kolejna próba zaśnięcia jest bezcelowa, podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej dzienną suknię. Wybrałam swoją ulubioną, szarą z wiązaniem w pasie i białym, koronkowym żabotem. Oprócz tego, że była skromna, była również lekka, więc nie ograniczała ruchów w przeciwieństwie do tej, którą miałam ubraną podczas przyjęcia. Dzisiaj pewnie zaśmiałabym się na jej widok i schowałabym ją z powrotem, wybierając tę najładniejszą, grafitowo - kremową z dobranym pod kolor żakietem, ale wtedy nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia.

Przewiązując halkę w pasie wróciłam myślami do Torrance'a. Muszę otwarcie przyznać, że zaimponował mi swoją odwagą. Zebrał w sobie wystarczająco dużo siły, by zaprosić nowo poznaną dziewczynę na przyjęcie do Kinghorn, oddalonego o kilkaset mil od Londynu. Ponadto wydaje mi się, że szczerze zależało mu, abym nie była smutna i przygnębiona. Za to jestem i pozostanę mu niezmiernie wdzięczna.

Kiedy byłam już przebrana, usiadłam na skraju łóżka, zastanawiając się, czy może powinnam była zgodzić się na jego zaproszenie? Może powinnam była zaufać wtedy swojemu sercu? Ciepło i troska Torrance'a sprawiły, że zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy nie było w nim więcej niż tylko chęci pocieszenia mnie. Był zupełnie inny niż Albert. A ja do tamtej pory nigdy czegoś takiego nie czułam. Sama nie wiem, czy była to niepewność, ciekawość? A może jedno i drugie? Poza tym dobrowolnie i w pełni świadomie złamałam już dla niego jedną z żelaznych zasad - nieprzebywania w towarzystwie nowopoznanych mężczyzn bez przyzwoitki. Strach pomyśleć, co by było, gdyby ktoś postronny nas wtedy razem zobaczył.

Będąc pogrążona we własnych myślach uświadomiłam sobie, że Torrance pomyślał o tym, by zapytać mnie, gdzie nocuję. Wiedział, gdzie mnie znaleźć. A ja? Nie wiedziałam kompletnie nic, oprócz tego jak się nazywa. Nie byłam w stanie go odnaleźć, bo i gdzie szukać kogoś, kogo poznało się dosłownie przed chwilą, nie znając jego adresu pobytu, czy chociażby ulubionych miejsc? Czy w ogóle powinnam była go szukać? Poza tym byłam umówiona z księciem Albertem. To wszystko wydawało mi się takie beznadziejne.

Margaret Urquhart (w trakcie)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz