Rozdział X

34 2 6
                                    

Wspomnienie

6 listopada 1911 roku

Miłość triumfuje. 

Rozwaga krępuje.

29 marca 1862 roku

Rodzinna posiadłość państwa Urquhart, północna Szkocja

Philip był w trakcie prasowania gazety, kiedy Margaret bezszelestnie weszła do gabinetu, w którym się znajdował i stanęła tuż za nim, uważnie mu się przyglądając. 

- Pomóc ci w czymś, ojczulku?

- Och! Weszłaś tak cichutko, że nie zdałem sobie sprawy z tego, że już tu jesteś, Daisy. - Philip spojrzał na córkę rozpromienionym wzrokiem i zaśmiał się pod nosem. - Nie skarbie, już kończę, ale dziękuję za twoją troskę. 

- Wzywałeś mnie?

- Nie wzywałem. Poprosiłem, bo chcę z tobą porozmawiać na temat tego, co wydarzyło się w Londynie. 

- Rozmawiałeś już o tym z mamą, prawda?

- Gdyby było inaczej, jaki miałbym powód, by z tobą o tym pomówić? 

- To niegrzecznie...

- Odpowiadać pytaniem na pytanie - dokończył, odkładając żelazko i składając gazetę na cztery równe części. - Tak, wiem, że bardzo tego nie lubisz, przepraszam. Obiecuję, że więcej tego nie powtórzę. Usiądź sobie, proszę.

Margaret rozejrzała się po pomieszczeniu szukając jakiegokolwiek innego miejsca niż to za biurkiem, które w jej przekonaniu od zawsze było przeznaczone wyłącznie dla jej ojca.

- Śmiało Daisy. Nie krępuj się. 

- Ale to twoje miejsce, poza tym to niesprawiedliwe, gdy podczas rozmowy jedna osoba stoi a druga siedzi. To pokazywanie, że ma się nad kimś przewagę.

- Jestem jednak twoim ojcem, więc nie ukrywam, że...

- Mama ma jej nad nami najwięcej. - Margaret spojrzała poważnym wzrokiem na ojca i otaksowała go powoli. - Przewagi, ma się rozumieć. Zawsze czułam, że to ty, ojczulku, jesteś bardziej moim sprzymierzeńcem niż ona. 

Philip wyciągną przed siebie dłoń w geście protestu i zgromił córkę wzrokiem, szybko uświadamiając sobie, że jest sporo racji w tym, co przed chwilą powiedziała. Klasnął w dłonie, rezygnując z wygłoszenia reprymendy i stanąwszy za biurkiem, odsunął córce krzesło, by swobodnie na nim usiadła. Widząc jej niepewny wzrok, westchnął ciężko i dodał z przekorą:

- Czasami jest to po prostu objaw zwykłej uprzejmości. Nie możesz we wszystkim dopatrywać się niesprawiedliwości. Życie nie było, nie jest i nigdy nie będzie sprawiedliwe. Musisz się tego nauczyć. Nie zbawisz świata marzeniami o tym, by każdy miał po równo, chociażbyś tego nie wiem jak bardzo pragnęła. 

- Nie można tracić nadziei.

- Nie, nie można. Masz rację. Ale czasami nie ma innego wyjścia, skarbie. Czasami trzeba po prostu zamknąć oczy, zagryźć zęby i zacisnąć pięści, bo nie ma się wystarczająco odpowiedniej mocy, by zmienić to, co nam najbardziej doskwiera. 

- Jest coś, co doskwiera tobie?

- A i owszem, ponieważ doszły mnie słuchy o twoim niepochlebnym zachowaniu. Nie ukrywam, że bardzo mnie to zmartwiło. Uważam jednak, że miałaś ważny powód ku temu, by zachować się wobec mamy w taki a nie inny sposób. Nie mylę się, prawda?

Margaret Urquhart (w trakcie)Where stories live. Discover now