Rozdział 2 ''To był sen''

364 19 3
                                    

Znacie to uczucie pustki? Kiedy człowiekowi jest po prostu obojętnie co się z nim stanie, a jedyne co ma w głowie to miliony niechcianych myśli. Nie obchodzi go już nic. Nie czuje smutku, bólu, szczęścia czy złości. Może siedzieć i wpatrywać się w jeden punkt mając nadzieje, że chociaż to pomoże mu poczuć cokolwiek. Żeby znów znaleźć w sobie tę cząstkę człowieka. Jeżeli nie to wam zazdroszczę, bo bez zawahania się mogę stwierdzić, że to najgorszy stan, w jaki możecie wpaść.

- Rosie... - Zaczęła Layla, podchodząc do kanapy i zajęła miejsce obok mnie. - Wiem, że teraz będzie ci cholernie ciężko. W końcu nie widziałaś się z nią od dwunastu lat, ale... - Dodała, ale nie dała jej dokończyć.

- Z nią? - Zapytałam, odwracając głowę w jej stronę. - O kim ty mówisz? - Dziewczyna posłała mi lekki uśmiech, który wyszedł jej bardziej jak grymas i złapała mnie za rękę.

- Nie masz już żadnej rodziny oprócz swojej matki. - Zaczęła powoli. - Będziesz musiała z nią zamieszkać. - Dodała ciszej.

Zamarłam. Nie to nie może być prawda. Musi być ktoś jeszcze. Ktokolwiek. Nie mogę z nią zamieszkać. Ona wybrała nowe życie i zostawiła mnie z tym potworem. Nie mogę zamieszkać z jej nowym mężem. Nie mogę wyjechać. Przecież...

- Przecież ona mieszka w Nowym Yorku, prawda?- Wyszeptałam, a w oczach dziewczyny pojawiły się łzy, kiedy zaczęła kiwać twierdząco głową. - Przecież to sześć godzin stąd samolotem. - Stwierdziłam. - Nie, nie mogę wyjechać. Nie mogę. Mam tu szkołę, dom, znajomych... - Zaczęłam kręcić głową. - Przecież ja mam tu ciebie...

Nie mogłam i nie chciałam jej zostawiać. Była moim wszystkim. To ona zbierała mnie z podłogi, kiedy nie mogłam się podnieść, kiedy płakałam przez kłótnie z ojcem, to ona siedziała obok i przytulała mnie z całej siły, nie puszczając, dopóki nie usnęłam. Miałam w niej wsparcie, a ona we mnie. Znałyśmy się od zawsze, bo nasze matki były najlepszymi przyjaciółkami, do czasu kiedy Margot Walker postanowiła zostawić swoją przeszłość w tyle i zacząć nowe życie z jakimś bogaczem i jego synem. A teraz kazano mi wyjechać i zostawić wszystko tak jak ona. I dla tej samej rodzinki co ona.

- Nigdzie nie polecę tam. - Stwierdziłam pewnym siebie tonem, chociaż tak naprawdę w środku umierałam ze strachu, że nie dadzą mi wyboru. Że po prostu wsadzą mnie do najbliższego samolotu do Nowego Yorku, by pozbyć się problemu. - Nie chce stracić i ciebie... - Wyszeptałam, wtulając się w Layle.

- Powiem ci coś, ale obiecaj mi, że nie zrobisz sobie nadziei, okej? - Oderwałam się od dziewczyny i skinęłam twierdząco głową, patrząc na nią pytająco. - Mój tata ma siostrę, która mieszka w Nowym Yorku. - Mówi powoli, żeby wszystko do mnie dotarło. - Rozmawiałam o tym z rodzicami i oni też uważają, że powinnam z tobą lecieć. - Przerywa na chwile, zastanawiając się nad słowami, które przed sekundą wypowiedziała. - Przynajmniej na jakiś czas. - Dodała.

Patrzę na nią szeroko otwartymi oczami. Czy ona naprawdę zrobiłaby to dla mnie? Chce zostawić swoje życie tutaj w Los Angeles i wylecieć tylko dlatego, że ja nie mam wyboru?

- Tata twierdzi, że się z nią dogadam. Mówi, że mam podobny do niej charakter. - Posłała w moją stronę lekki uśmiech. - Ale dopiero co do niej dzwoni, więc nie ma pewności czy współlokatorka nie będzie jej przeszkadzać. Miejmy nadzieje, że nie, ale...

- Dlaczego to robisz? - Zapytałam, przerywając tym jej wypowiedź. Layla wydawała się zmieszana moim pytaniem, ale po chwili jakby dotarł do niej sens moich słów, bo uśmiechnęła się szerzej.

- Bo na to zasługujesz. Rosalie jesteś osobą, która z pewnością jest warta każdego wysiłku.

Kłamstwo. Byłam osobą, która nie zasługiwała nawet na to, co miała. Nie zasługiwałam na nic co dobre, a zwłaszcza na taką przyjaciółkę. Nie zasługiwałam po prostu na życie...


***

Ciemność. Jedynym źródłem światła był ekran telefonu, który rozbłysnął, kiedy sprawdzałam godzinę. 3:33. Zajebiście.

Już miałam odłożyć urządzenie na szafkę nocną, kiedy zaczęło niespodziewanie dzwonić. Nieznany. Nie miałam pojęcia, kto to mógł być, patrząc na to, że był środek nocy. Przejechałam palcem po ekranie, odbierając połączenie i przyłożyłam komórkę do ucha.

- Halo? - Zapytałam po dłuższej chwili ciszy. Oderwałam na chwilę telefon od głowy, żeby sprawdzić, czy przypadkiem się nie rozłączyłam, ale połączenie dalej trwało. - Kto dzwoni? - Zapytałam.

- To wszystko twoja wina. - Rozbrzmiał głos po drugiej stronie słuchawki. Bardzo dobrze znany mi głos.

Ale to nie mógł być on. On już nie żyje.


- Mogłaś przyjść do domu. - Ponownie usłyszałam. - To twoja wina. To przez ciebie nie żyję! - Głos był coraz głośniejszy, a mi wydawało się, jakby słowa już nie wydobywały się z telefonu.

Odwróciłam się gwałtownie. Za mną przy drzwiach wejściowych do mojego pokoju stał tata. Ale co on tutaj robił? Jego nie było. To nie mógł być on. Mężczyzna postawił krok w moją stronę.

- To wszystko przez ciebie!

I nagle znowu nastała ciemność. Czułam, jak z góry spadały na mnie krople wody. Każdy krok niósł za sobą echo plusku. Było ciemno, a jedyne co mogłam dostrzec to moje buty, w które wbijałam wzrok. Czułam, jakby która ściskała mi gardło, uniemożliwiając przy tym oddychanie.

- Rosie! - Usłyszałam wołanie. - Rosi...

I wtedy moje powieki się uchyliły, a ja od razu wzięłam głęboki wdech.

- Wylądowaliśmy. - Layla posłała mi promienny uśmiech. Wyjrzałam za okno i faktycznie byliśmy już na ziemi. Musiałam usnąć podczas lotu.

To był sen. Tylko sen.

***

Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że na lotnisku można się tak łatwo zgubić. Razem z Laylą przez dobre dwadzieścia minut chodziłyśmy w te i w tamte nie mogąc znaleźć punktu odbioru walizek. Później razem stwierdziłyśmy, że idziemy do toalety i ciągnęłyśmy bagaże za sobą, na końcu stwierdzając, że jebie nas ta łazienka. Moja matka w końcu ma chyba toaletę w domu. Końcowo dopiero godzinę po lądowaniu wyszłyśmy z lotniska.

Blondynka miała jechać taksówką na podany przez ojca adres, a po mnie miał przyjechać Lucas, więc po krótkiej kłótni z dziewczyną w trakcie której obiecywałam, że sobie poradzę, wepchnęłam ją na siłę do samochodu i ruszyłam, sama nawet do końca nie wiedząc gdzie.

Po jakimś czasie chodzenie po wypełnionym parkingu mi się znudziło, więc usiadłam na chodniku, czekając aż, to on znajdzie mnie. O ile w ogóle mnie szukał.

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie miałam pojęcia, jaki on jest. Jedyne co wiedziałam, to jak wyglądał, bo wyszukałam go na Instagramie. Jego włosy były w odcieniu ciemnego blondu, oczy jasnoniebieskie, a rysy twarzy raczej przyjazne. Wyglądał trochę jak każdy bogaty dzieciak, a trochę jak przyjazny chłopak z dobrego domu. Był starszy ode mnie o chyba trzy lata, ale nie byłam tego pewna.

Z rozmyślenia wyrwał mnie dzwonek telefonu. Spojrzałam na ekran, na którym pojawił się nieznany numer. To był tylko sen. Przełknęłam formującą się gule w gardle i odebrałam.

- Tu Luk. Gdzie jesteś? - Zapytał przyjaznym tonem. - Latam po całym lotnisku i nigdzie nie mogę cię znaleźć. - Wyjaśnił.

- Przy parkingu. - Powiedziałam, podnosząc się z ziemi.

- Dobra już idę. - Powiedział, po czym się rozłączył, a ja po tym jak zapisałam jego numer, schowałam telefon do tylnej kieszeni i zaczęłam rozglądać się na boki.

To twoja wina. To przez ciebie nie żyje.
Usłyszałam głos w głowie. I on się nie mylił. Gdybym tylko wtedy od razu wróciła do domu. Gdybym nie została na plaży dłużej niż zazwyczaj to on by jeszcze żył.

Ale czy to znaczy, że byłoby mi lepiej?

Wzdrygnęłam się, czując na swoim ramieniu czyjąś dłoń.

- Już myślałem, że cię zgubiłem. - Zaśmiał się blondyn. A ja, choć niechętnie w tym momencie, odwzajemniłam uśmiech.

Czas na nowo włożyć maski. Pora grać tą idealną...

~~Wasza K~~

Hejka Misiaki. Obiecałam, że będzie w tym tygodniu i obietnicy dotrzymuję. Co prawda jest już niedziela, ale i tak się wyrobiłam.

Możecie pisać czy odpowiadają wam takie rozdziały czy wolicie dłuższe.

Oczywiście będę wdzięczna za każdą gwiazdkę i komentarz.

Jak myślicie czy Rosalie szybko zadomowi się w nowym miejscu?

Mam nadzieje, że widzimy się w 3 rozdziale.

Buziaki wasza K<3

Tt: kovikaut
Ig: kovikaut
X: kovikaut

Out of controlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz