Rozdział 6 ''Zwykły nieznajomy''

511 16 14
                                    

Złapałam za klamkę drzwi frontowych, które ku mojemu zdziwieniu nie stawiały oporu i się otworzyły. Nie miałam pojęcia gdzie zniknęli Lucas i Layla. Od Isaaca wiedziałam tyle, że jego przyjaciel musiał coś załatwić, ale sam nie wiedział co. Po prostu podszedł do niego na imprezie i poprosił, żeby odstawił mnie bezpiecznie do domu. Za to Smith zniknęła bez słowa, co pewnie by mnie trochę zmartwiło, ale do mojej pianej głowy jeszcze nie docierały żadne informację. Zdecydowanie nie powinnam tyle pić.

Stawiałam powolne kroki, starając się nie narobić za dużo hałasu. Thomas – bo tak nazywał się mąż mojej matki – i Margoth prawdopodobnie już dawno spali, albo nie? W sumie nie miałam nawet pojęcia która jest godzina. Cóż na pewno nie było wcześnie. A może za wcześnie? Może jest właśnie szósta. Wtedy byłoby za wcześnie bez dwóch zdań. Ale na dworze nie było jeszcze jasno. Nie, raczej było za późno.

Nikogo nie budząc zdjęłam buty. A przynajmniej taki był plan, ale ja i szczęście nigdy nie byliśmy dobraną parą, bo przy zdejmowaniu drugiego buta niebezpiecznie się zachwiałam, łapiąc szafkę stojącą w korytarzu. I to był błąd. Trochę przeceniłam stabilność tej konstrukcji, bo już chwile później leżałam na ziemi obok przewróconej szafki, śmiejąc się ze swojej głupoty. Zdecydowanie za dużo wypiłam.

Nie mogłam się opanować nawet w momencie, w którym na schodach zapaliło się światło i zaczęły rozbrzmiewać kroki.

– Rosalie? – Usłyszałam męski głos. Z pewnością nie należał on do mojej mamy. A może należał?

Kiedy zaczęłam się podnosić usłyszałam donośny śmiech. Był taki szczery i ciepły. Nie należał do takiego, którym ktoś cię wyśmiewał. Brzmiał tak czysto, jakby osobę przede mną na prawdę coś rozśmieszyło. Oparłam się rękami na podłodze za plecami i też zaczęłam się jeszcze głośniej śmiać.

Przede mną stał mężczyzna na oko 45 lat w piżamie ze Spidermana i kapciami w tym samym motywie. Jego włosy były brązowe, a oczy jasnoniebieskie, niemal identyczne posiadał Luk. Na jego twarzy widniał kilkudniowy zarost, a pod oczami robiły się lekkie zmarszczki, spowodowane jego szerokim uśmiechem.

– Widzę, że dobrze zabalowałaś. – Parsknął. – Choć pomogę ci, dostać się do pokoju, bo po twoim stanie widzę, że sama sobie nie poradzisz. – Stwierdził podając mi rękę, na co ja od razu się odsunęłam. – Spokojnie nie zrobię ci krzywdy. Jestem Thomas. – Powiedział, a ja miałam ochotę przywalić sobie z otwartej dłoni w czoło.

No tak. Mogłam na to wpaść sama. Bo kto w środku nocy, kręcił by się po domu w piżamie w wzór z Marvela?

– Co prawda mieliśmy się poznać jutro przy śniadaniu, ale jak widać los miał dla nas inny plan. – Znów się zaśmiał pomagając mi wstać.

Mężczyzna zaprowadził mnie do sypialni, a ja od razu rzuciłam się na miękkie łóżko. Wydawało mi się jakbym leżała na ogromnej górce pierza. Jakbym rzuciła się na chmurkę.

Thomas od razu otworzył moją szafę i zaczął w nie czegoś szukać. Nie miałam pojęcia czego, ale mnie to nie obchodziło. Byłam tak zmęczona. Czułam, że mogłabym usnąć równie i dobrze na wielkim, twardym i niezbyt wygodnym głazie.

– Nawet nie próbuj zasypiać w tej sukience. – Westchnął, a na mojej twarzy wylądował jakiś materiał. Podniosłam się do siadu przyglądając się ubraniom, które wybrał mi mężczyzna. Z pewnością nie należały one do mnie, a przecież miał trochę ubrań do wyboru. Był to komplet piżamy, podobny do tego, który miał na sobie mąż matki, ale zamiast Spidermana widniały na niej małe główki Hello Kitty. Górna część stroju była biała, a dolna różowa, ale nadal jasnej tonacji. Była... Słodka. Nie przypominała ubrań, które musiałam nosić jak mieszkałam z ojcem. – Nie wiem czy ci pasuję, ale każdy pod tym dachem ma swój motyw i pomyślałem, że tobie też może się spodobać. Jeśli ci się nie podoba, możesz chodzić w zwykłych lub wymienić wzór na...

Out of controlWhere stories live. Discover now