Rozdział VI

12 1 3
                                    

Minął tydzień odkąd Valentin wyszedł ze szpitala, a moje życie stało się delikatnie spokojniejsze. Chłopak zamieszkał u mnie i nie zbierało mu się na szybkie odejście, co dość mnie cieszyło. Przez ten tydzień omijałem wszelkie zajęcia na uczelni, jak i spotkania. Chciałem się skupić na zdrowiu brata, bo w tym momencie było to najważniejsze. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek wezmę go pod swój dach. Zazwyczaj omijałem tematy mojej rodziny, jednak teraz nie mogłem odpuścić. Nie szukałem pomocy u innych, bo nie o to w tym wszystkim chodzi. Nie chciałem stać się ofiarą, która szuka wsparcia i zatraca się w innych.

— O Boże! — krzyknął zadowolony Tiny, kładąc głowę na stole.

Spojrzałem na niego z lekko uniesioną brwią, nie do końca wiedząc, o co może mu chodzić. Ten zaś uniósł po chwili głowę i spojrzał na mnie z okropną fascynacją w oczach, która sprawiała mnie o delikatne dreszcze.

— Czy dzisiaj serio przychodzi Dean? — podpytał podekscytowany, a ja lekko skinąłem głową.

Chłopak wykonał jakiś taniec szczęścia, na co wywróciłem delikatnie oczami. Uwielbiali siebie nawzajem, mimo że widzieli się raz na długi czas. Skłamałbym mówiąc, że nie dziwi mnie ten fakt. Dopiłem kawę do końca, a następnie wstałem, aby wynieść filiżankę. Iris spał na kanapie, natomiast Nero chodził po blacie kuchennym. Włożyłem filiżankę do zmywarki, a następnie wyprostowałem się. Poczułem, jak w plecach strzela mi jedna kość, przez co lekko się skrzywiłem. Nero usiadł w miejscu, wpatrując się we mnie swoimi maślanymi oczami. Rozczulało mnie to. Wziąłem zwierzę na ręce, które po chwili wtuliło się w mój tors. Usiadłem na kanapie, próbując choć przez chwilę odpocząć.

— Otworzę! — wykrzyczał Tiny, gdy po mieszkaniu rozbrzmiało pukanie do drzwi.

Westchnąłem cicho, licząc w myślach do pięciu. Odłożyłem kota na bok, a następnie wstałem z miejsca, by skierować się w stronę drzwi. Był wieczór, co nie do końca mnie cieszyło. Zazwyczaj o tej godzinie w tym mieszkaniu panowała cisza i spokój. Teraz natomiast nie mogłem liczyć ani na to ani na to. Miałem na sobie czarną koszulę, którą nie była do końca zapięta, a na nogach założone miałem czarne garniturowe spodnie. Oparłem się o framugę drzwi, wpatrując się w szczęśliwą parę i.. Pieprzoną Raven. Moje szczęki zacisnęły się mocniej, gdy ujrzałem czarnowłosą malarkę.

— No siema! — krzyknął zadowolony Dean, podchodząc do mnie. — Nie obraź się, ale Raven to przyjaciółka Leory, a ta uparła się żeby ją wziąć — dodał ciszej, a następnie wszedł do salonu.

Zajebiście — pomyślałem, odpychając się od framugi.

Przywitałem się z dziewczynami, które również po chwili weszły do salonu z lekkimi uśmiechami na twarzach. Westchnąłem cicho, a następnie zaproponowałem im coś do picia. Chwilę później stałem w kuchni i polewałem alkohol do szklanek. Słyszałem głośne rozmowy z salonu, co nieco drażniło moje uszy. Poszedłem do przyjaciół z trunkami, stawiając je na stoliku.

— Ej, może pójdziemy do klubu? — spytał szczęśliwy Dean, a dziewczyny nie zaprzeczały jemu pomysłowi. — Co o tym myślisz, Ry?

— Ryan. — poprawiłem go mrocznie, jednak chwilę później zmieniłem swój głos na nieco łagodniejszy. — Jak chcecie.

Nie chciałem iść. Nie lubiłem głośnych miejsc i raczej je omijałem. Jednak nie chciałem być gburem, więc zgodziłem się, gdy ci upewniali się mojej decyzji. Po upiciu alkoholi wstaliśmy z miejsca, aby zacząć ubierać buty. Wziąłem w dłoń płaszcz, gdyby nagle stało się było zimno.

— Gdzie idziecie? — spytał Valentin, drapiąc się po ranie na szyi.

— Do klubu — wyjaśniłem od razu. — I nie dotykaj tej rany, dzieciaku..

— Mogę z wami? — na jego słowa niemalże się zaśmiałem. Szesnastolatek w klubie? Nie wydaje mi się.

— Jeszcze pytasz?! — krzyknął Dean.

Jednak mi się wydaje.

Westchnąłem cicho, zerkając morderczym wzrokiem na Deana. Ten wyszczerzył się, a następnie pocałował swoją dziewczynę w skroń.

— Bardziej interesuje mnie zdanie Ryana w tej sprawie..

— Tak, możesz iść z nami — wywróciłem oczami, a ten zadowolony ruszył jak byk po buty.

Gdy ten się ubrał, ruszyliśmy w stronę wyjścia, a następnie spacerkiem szliśmy do klubu. Słyszałem ich rozmowy jak przez mgłę, ponieważ skupiłem się na czymś zupełnie innym. Zastanawiałem się nad raną Valentina, studiami, a także nad tym, co by się stało gdybym wypalił całą paczkę papierosów w godzinę. Niczego oczywiście nie sugeruję, jednak jest to tylko i wyłącznie moja czysta ciekawość. Odpaliłem jednego papierosa, a następnie zaciągnąłem się nikotyną. Wypuściłem dym z ust, czując lekką ulgę i odprężenie. Valentin skrzywił się na zapach papierosów. Mimo tego, że zdarzyło mu się popić, to nigdy w życiu nie sięgnął po nikotynę i nie zbierało mu się, aby po nią sięgnąć. Był raczej zwolennikiem papierosów i innych wyrobów tytoniowych.

— Masz zapalniczkę? — usłyszałem głos Raven, który zwabił mnie na Ziemię.

— Tak — odparłem cicho, a następnie podałem dziewczynie czarną zapalniczkę.

Raven odpaliła fajkę, jednak nie oddala mi zapalniczki. Trzymała ją w lewej dłoni, którą schowała do kieszeni. Idiotka. Wywróciłem oczami, kończąc swojego papierosa. Wyrzuciłem go, aby chwilę później westchnąć, gdy tylko na horyzoncie pojawił się neonowy napis ,,Night club, Exotic Rose". Przełknąłem cicho ślinę, kiedy usłyszałem głośne krzyki ludzi i muzykę, którą słysząc było prawie na końcu ulicy. Ocknąłem się jednak i gdy tylko Raven skończyła palić — weszliśmy do środka budynku. Ludzi było strasznie dużo. Pili, śmiali się, głośno rozmawiali, przekrzykiwali słowa piosenek, a także zaciągali się do łazienek. Usiedliśmy w loży, którą zarezerwował podczas drogi dla nas Dean, a następnie zastanawialiśmy się co zamówić do picia.

— Ja nie piję — przyznałem od razu, i cieszył mnie fakt, że nikt nie miał niczemu przeciwko.

— Natomiast ja już tak — Tiny posłał mi oczko, a ja wywróciłem gałkami. Pieprzony gnojek.

Nie miałem również niczemu przeciwko. Każdy człowiek musi kiedyś spróbować jakiejś rzeczy, aby być pewnym, czy się to lubi czy nie. Tiny mimo tego, że już pił alkohol, robił to dość rzadko i wracał do niego tylko wtedy, gdy chciał odetchnąć. Przeżył ostatnimi czasy w swoim życiu naprawdę sporo jak na młodego człowieka, dlatego też nie chciałem stawać się okropnym gburem. Nie popierałem zapijania smutków, jednak wiedziałem, że i tak nie posłuchałby się mojego ,,nie". Fakt, był to młody człowiek, dlatego nie chciałem żeby zanieczyszczał swoje zdrowie już w tak młodym wieku, natomiast było to życie tylko i wyłącznie jego i tylko on mógł o nim decydować. Ja byłem tylko jego bratem i opiekunem, który miał zapewnić mu bezpieczeństwo i miłość rodzinną.

You're my muse Where stories live. Discover now