(VII)

137 32 13
                                    

Rozdział 6

Ciężko było się skupić na pracy, bo wciąż powracały wspomnienia. Jej smukłych, zgrabnych nóg, krągłej pupy i malowniczo potarganych rudych włosów. Wciąż czułem pod palcami kształt kobiecego ciała, zapach skóry, smak ust.

Chyba jestem idiotą, bo te osiem wspólnie spędzonych lat mogło być całkiem przyjemne.

Skrzywiłem się. W sumie to uprawialiśmy seks, chociaż w zasadzie, to ja go uprawiałem, traktując Karolinę niczym przysłowiowy materac. Tak naprawdę cholernie się tego wstydziłem, samego upokarzającego aktu, własnego pijaństwa i tego, że uległem chwilowej słabości. Miała rację nazywając to gwałtem, bo nie dało się tego inaczej nazwać. Zgwałciłem trzykrotnie własną żonę, kobietę, która w niczym nie zawiniła, niczym mnie nie skrzywdziła. Tak jak ja była ofiarą niezdrowych ambicji ojca. Nie usprawiedliwiał mnie nawet fakt, że za dużo wypiłem, że byłem wtedy na skraju załamania nerwowego. Nic mnie nie usprawiedliwiało i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. W sumie tylko z powodu wyrzutów sumienia i obrzydzenia do samego siebie, odstawiłem alkohol i wziąłem się w garść. Bardzo długo nie mogłem patrzeć w lustro, a jeszcze dłużej prosto w przerażone oczy Karoliny.

Nigdy nic nie powiedziała, nie poskarżyła się ani słowem. Nikomu nie zgłosiła, zresztą pewnie zdawała sobie sprawę, że zostanie to szybko i bez problemu zatuszowane. Unikała mnie jeszcze bardziej, tak że czasami mijaliśmy się we wspólnym domu zaledwie raz w miesiącu. Później strach z jej oczu zniknął, ale pojawiła się obojętność. Aż do wczoraj mi to odpowiadało...

Co się tak nagle zmieniło? Nie miałem bladego pojęcia, jak wytłumaczyć własne zaangażowanie, gniew, który czułem, gdy flirtowała z innym mężczyzną. Nie umiałem też wytłumaczyć pożądania, które pojawiło się tak nagle. Czy to dlatego, że nalegała na rozwód? Czy po prostu niczym rasowy samiec alfa nie trawiłem żadnej konkurencji?

Samiec alfa? Raczej pies ogrodnika, roześmiałem się w duchu. Jaki by nie był powód, nie zamierzałem ulec nagłej fanaberii Karoliny. W przypadku rozwodu za życia jej ojca zostanę z niczym i całe moje poświęcenie pójdzie na marne. Śmierć Marty również.

Rozbawienie minęło, powrócił gniew. Muszę poważnie porozmawiać z teściem, aby zapobiec ewentualnym problemom. W sumie najlepiej byłoby zrobić jej dzieciaka, potencjalnego dziedzica całego biznesu, ale bardzo niechętnie podchodziłem do tego pomysłu. No dobrze, tak było jeszcze wczoraj, dziś w sumie mógłbym pójść na ustępstwa.

Znów wróciłem pamięcią do wczorajszego wieczoru, gdy opasała ramionami moją szyję, gdy...

– Szefie!

Mało brakowało, a zszedłbym na zawał.

– Kurwa! – ryknąłem, chociaż rzadko przeklinałem w miejscu pracy. – Nie wiesz, że najpierw się puka?

Mój asystent zatrzymał się zdyszany przy biurku. Jago okrągła, czerwona twarz, wyrażała tyle emocji, że mimo woli poczułem się zaintrygowany.

– O co chodzi?

– Szefie...! – odsapnął, poprawił włosy przyklejone do czoła i zaczął wyrzucać z siebie słowa niczym karabin maszynowy.

– Mamy sprawę i to grubą, bo o zabójstwo w premedytacją. Zna pan Martę Wróblewską?

– Tę aktorkę, córkę byłego prezydenta i żonę angielskiego arystokraty?

– Tak, tego co jest siedemdziesiąty drugi w kolejce do brytyjskiego tronu. – Emocjonował się Marek, chociaż ja z trudem stłumiłem śmiech. Siedemdziesiąty drugi? No, kurwa, szansa na koronę jak moja na udział w solówce opery. – A ona go zabiła! Zadźgała z premedytacją na oczach świadków!

RebornOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz