(XVI)

148 35 13
                                    

Rozdział 15

Ze względu na wrażliwą skórę, opalanie w moim przypadku wyglądało nieco inaczej. Na szczęście ten wściekły róż znikał po trzeciej sesji na słońcu, a ja zyskiwałam delikatny, złocisty odcień, którym mogłam się cieszyć przez długi, długi czas.

Walkę z teściową uznałam za wygraną. Kac odpuścił, miny Dawida i Kamila, jego młodszego brata o nieciekawej sławie łamacza kobiecych serc i nieformalnym tytule mistrza defloracji niewinnych dziewcząt, były niczym balsam na mą zbolałą duszę.

Więc czego więcej było mi trzeba?

Poleżałam trochę w cieniu, popluskałam się w basenie, skończyłam czytać książkę i postanowiłam, że czas na przerwę. Szybki prysznic, ulubione kosmetyki, odrobina pudru na twarz i ubrana w białą, zwiewną sukienkę postanowiłam pojechać gdzieś na kolację. Dawidem się nie przejmowałam, przez osiem lat radził sobie beze mnie, poradzi sobie i dzisiaj. Telefonów Mateusza nie odbierałam, bo nie miałam ochoty na niczyje towarzystwo.

Wybrałam restaurację, gdzie pracowała Marika. Tak, masochistka ze mnie, ale przyglądałam się jej ukradkiem, zastanawiając, czy ten plan, aby przedstawić ją Dawidowi, to dobry pomysł. Wtedy na pewno zgodziłby się na rozwód, zwłaszcza, że zostawiłabym mu kancelarię. Gorzej z moim ojcem.

To okropne, ale będę musiała zaczekać na jego śmierć.

Westchnęłam, bo chociaż między nami dawno nie było już głębszych uczuć czy trwałych rodzinnych więzi, to mimo wszystko był jednak mój ojciec. Chyba spróbuję namówić go na badania. Po raz kolejny westchnęłam i zamarłam na wdechu, bo w lokalu pojawił się chłopak z ogromnym bukietem czerwonych róż.

Nigdy wcześniej nie zwracałam aż takiej uwagi na mężczyzn, zwłaszcza młodszych, lecz ten od razu przykuł mój wzrok. Był wysoki, bardzo wysoki i szczupły, ale też niezwykle proporcjonalnie zbudowany. Wąskie biodra, długie nogi, szerokie ramiona. Skórę miał zbrązowiałą od słońca, włosy ciemne, połyskujące granatem, z grzywką opadającą na czoło, twarz trójkątną o ostrym podbródku, a oczy tak niebieskie, że wydawały się świecić własnym blaskiem. Jednak najcudowniejszy miał uśmiech, szeroki, szczery, lśniący bielą. I ten dołeczek w prawym policzku...

A dłonie... Miałam fioła na punkcie męskich dłoni. Te Dawida były niczego sobie, chociaż wydelikacone, nienawykłe do fizycznej pracy, to jednak kształtne, duże i silne. Mateusz miał smukłe palce pianisty, a ten chłopak tutaj...

Dobrze, że siedziałam i to z boku, bo momentalnie zrobiło mi się gorąco. Prawie czułam, jak moje policzki przybierają barwę ognistej czerwieni, a całe ciało ogarnia niezwykła słabość. Na dodatek paskudna wyobraźnia podsunęła widok tych cudownych męskich rąk, jak suną po mojej rozgrzanej słońcem skórze, jak docierają do piersi, jak zaciskają się na jednej półkuli...

Karolina, opanuj się! Rozumiem chęć zmian, ale chyba przesadziłam. Żeby tak fantazjować o obcym facecie, którego nie znałam, który z pewnością był o kilka lat młodszy i który... najwyraźniej był chłopakiem Mariki, bo właśnie jej wręczył bukiet kwiatów i ja pocałował.

Przytuleni, wyszli z lokalu, a ja nadal siedziałam z otwartymi ustami i chaosem w głowie, z którego powoli wyłaniała się jedna myśl.

A może by tak zamienić Dawida na tego tutaj? Marika się nie obrazi, bo jej i tak zależało tylko na kasie. Za to mnie pieniądze i majątek był obojętny, pragnęłam jedynie miłości.

– Nie mówiłaś, że wybierasz się na kolację.

Grom z jasnego nieba nie zrobiłby na mnie większego wrażenia.

RebornWhere stories live. Discover now