Rozdział 11

56 22 153
                                    

Bonusowy rozdział z okazji 2K wyświetleń. Dziękuję każdemu, kto dołożył swoją cegiełkę ❤️🥹 niby nic, a cieszy!

 Dziękuję każdemu, kto dołożył swoją cegiełkę ❤️🥹 niby nic, a cieszy!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Morgan wstała o świcie. Z zachwytem patrzyła na skąpane we mgle wrzosowisko i bagna w oddali. Miejsca te miały w sobie jakiś niepowtarzalny klimat, coś magicznego, nietypowego.

Od dziecka uwielbiała mgłę i szarość, jaką taka pogoda za sobą niosła. Fascynowało ją już samo zagadnienie chmury „schodzącej” na ziemię. Kiedyś wytłumaczyła to zjawisko Ivy. Koleżanka bardzo się obruszyła, nie mogła pojąć, jakim cudem coś tak pięknego jak biała, puchata chmurka, krążąca po niebie jak zbłąkana owieczka, może zamienić się w lodowatą masę, która jest niczym kurtyna, a człowiek, który w niej utknie, nie widzi dalej niż na kilka metrów.

Morgan musiała jednak skrycie przyznać, że wolała to oblicze obłoku. Zimne, ciemne i wilgotne, dawało jej poczucie bezpieczeństwa i spokój. Ta gęsta wata potrafiła ją ukoić, choć jednocześnie niosła w sobie jakiś nastrój tajemniczości i grozy, przyzywała ją i odpychała w tym samym czasie.

Zawsze ciekawiło ją, co tak naprawdę się w niej kryje i skąd się bierze. Oczywiście, znała naukowe wytłumaczenie o kondensacji pary wodnej. Ale czy nie niesie ona za sobą czegoś więcej? Czy nie jest przywoływana, by ukryć dziwne stwory przed spojrzeniem niepożądanych oczu? Co się tam ukrywa?

Naturalnie wiedziała, że jedyną rzeczą, na jaką można niespodziewanie napotkać, kiedy dookoła nas jest gęste mleko, to jakaś naturalna przeszkoda typu pniak czy przepaść, której nie dostrzegła. Mimo to lubiła czasem podumać nad pozornie normalnymi zjawiskami, do których mogła dorobić mnóstwo własnych teorii, niekoniecznie wiarygodnych.

Podłoga była chłodna, więc szybko przeskoczyła na mały dywanik ułożony przy łóżku i czym prędzej pognała do łazienki.

Przebrana i odświeżona, zaparzyła herbatę i zrobiła jajecznicę. Tym razem nie wychodziła na taras, ale wróciła na materac i zjadła przy oknie, podziwiając niesamowite widoki.

Daimon poinformował ją listownie, że dziś przyjedzie w odwiedziny, a ona nie miała co ugotować na obiad, postanowiła więc udać się na targ w Kanopus i zaopatrzyć w prowiant. Przeciągnęła się, ubrała ciepło w grube futro i wyszła do stajni.

Luckey na jej widok przerwała konsumpcję i zastrzygła radośnie uszami. Dziewczyna grzecznie przywitała się, dała jej kostkę cukru, osiodłała i wskoczyła na koński grzbiet. Zaryglowała drzwi, zostawiła na ganku karteczkę z informacją, gdzie się wybiera, na wypadek gdyby Libra przyszła ją odwiedzić, i skierowała się w stronę wsi.

Jechała szerokim traktem, o tej porze i w taką pogodę niemal zupełnie pustym. Zaczął lekko siąpić deszcz. Minęła jedynie jeden wóz drabiniasty ze staruszkiem siedzącym za kozłem, który wiózł chyba dostawę towarów. Ciężko było jej się zorientować, jakich, ponieważ dla ochrony przed wodą zostały okryte szarą plandeką. Skinęła mu głową.

Pieśń mroku i gniewu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz