♣ Rozdział pierwszy

6.1K 588 42
                                    


– Jakie to jest paskudne!

– Odsuń się!

– Trzeba to zabić! Nie wiemy, czy nie jest chore!

– Jak król mógł to przed nami zataić?!

– DOŚĆ! – potężny, męski głos rozbrzmiał w jej uszach niczym kościelne dzwony, sprawiając, że zaczęła pulsować jej głowa. Brzmiał tak stanowczo i groźnie, że dookoła zapanowała grobowa cisza.

Zoe ostrożnie otworzyła oczy, gdy ujrzała pochylającą się nad nią twarz zielonkawego stwora z żółtą, długą brodą. Jego oczy wyglądały tak samo, jak u kota. Były przerażające i żółte. Krzyknęła przerażona, a monstrum odskoczyło od niej jak oparzone, dzięki czemu pomimo okropnego bólu głowy, podniosła się z łóżka. Chwyciła wielkie nożyce leżące na metalowym stoliczku, by w razie ataku, móc się obronić. Chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że jej szanse były marne, nie mogła pokazać, że pozwoli nad sobą zapanować.

Oszołomiona patrzyła na postacie, których kolor skóry był albo zielony, albo żółty. Chociaż budową ciała przypominały zwykłego człowieka i mówiły w jakimś dziwacznym języku z pewnością nimi nie byli. Zoe nie miała nawet pojęcia, skąd wiedziała, o czym mówili.

– Gdzie jestem i co ze mną zrobiliście?! – krzyknęła gniewnie, a dwie karłowate kobiety schowały się za brodatym stworem. Dlaczego mówię tym dziwacznym językiem?, zastanowiła się, nie potrafiąc tego zrozumieć.

– To coś mówi, panie – zauważył nieufnie chudy jak szpilka mężczyzna o zielonej skórze. 

Zoe już sama nie wiedziała czy mogła nazywać ich stworami, czy też ludźmi. Prychnęła, celując w chudzielca nożyczkami. Jej zielono-szare oczy aż lśniły z gniewu.

– To „coś"?! – powtórzyła gniewnie, zaciskając dłoń na ostrym narzędziu. – Śmiesz mnie tak nazywać z zieloną skórą?! Nawet nie jesteś człowiekiem!

– Człowiekiem? – Brodaty mężczyzna podtrzymał jedną z kobiet, która zemdlała z wrażenia. Twarze jego towarzyszy zbledły o tyle, o ile pozwolił im na to odcień skóry. Już nikt nie patrzył jej w oczy. Zachowywali się, jakby spotkali potwora, z którym nie chcieli się zmierzyć z obawy o swoje życie. A przecież dziewczyna była krucha niczym szkło i samo dźwiganie nożyczek było dla niej ciężarem.

– Tak! Jestem człowiekiem, a wy co sobie myśleliście?! – warknęła w końcu, nic sobie nie robiąc z ich strachu. Skoro pokazali, że się jej boją, to może pozwolą odejść jej w spokoju? Gdziekolwiek się teraz znajdowała.

Zamyśliła się, wspominając ostatnie chwile jej życia. Bolesne obrazy zbombardowanego kraju pojawiły się w głowie nagle, wywołując niesamowity ból w jej sercu. Przecież ona umarła. Znalazła się w miejscu, z którego nie ma ucieczki.

– Byłam złym człowiekiem, prawda? Nie zasłużyłam na Niebo, dlatego znalazłam się tutaj – spytała załamana, wypuszczając z dłoni nożyczki.

– Wtrącić ją do lochów! – krzyknął władca, gdy do pomieszczenia wbiegła straż. 

Zielonkawe stwory i srebrnej zbroi otoczyły ją ze wszystkich stron, wyciągając w jej stronę długie, naostrzone kije.

Nie minęła chwila, gdy wielgachne zielone łapy chwyciły ją za ramiona i wyprowadziły na chłodny korytarz, którym zaczęli prowadzić ją do więzienia.

– Zostawcie mnie! – krzyczała Zoe, próbując wyrwać się z bolesnego uścisku. Łzy zakrywały jej pole widzenia, tworząc mgłę, przez co nie mogła zorientować się w drodze ucieczki. – Dlaczego Bóg nie pozwolił mi wstąpić do Nieba?! Co ja takiego zrobiłam?!

Strażnicy Vol ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz